Znieśli dopłaty do paliwa. Doszło do starć z wojskiem
Ponad tysiąc osób wyszło we wtorek na ulice Lagos i innych miast w Nigerii, protestując przeciwko ogłoszonej przez władze likwidacji państwowych dopłat do paliwa. Nigeryjskie związki zawodowe zapowiedziały strajk.
Ponad tysiąc ludzi zgromadziło się na głównym placu targowym w Lagos, skandując hasła i wznosząc transparenty z napisami takimi jak "+Nie+ dla podwyżek cen paliwa".
Pokojowa demonstracja maszerowała jedną z głównych arterii miasta, gdy grupa osób odłączyła się od pochodu i zaczęła rozpalać ogniska bezpośrednio na jezdni. Zniszczono co najmniej trzy stacje paliwowe. Część manifestantów chodziła od stacji do stacji, zakazując ich właścicielom sprzedawania paliwa po nowej, dwukrotnie wyższej cenie.
Protesty odbyły się także poza Lagos: w stanie Kano na północy, w delcie Nigru oraz w zachodnim stanie Kwara. W stolicy Kwary, Ilorinie, zginął jeden demonstrant. Na razie podawane są sprzeczne wersje co do okoliczności jego śmierci. Związki zawodowe oskarżyły policję, ta jednak odpiera zarzuty.
W delcie Nigru wojsko usunęło protestujących, którzy blokowali autostradę.
Decyzję o likwidacji dopłat ogłoszono w niedzielę. Rząd przekonuje, że zaoszczędzone w ten sposób środki (ok. 8 mld USD rocznie) przeznaczy m.in. na rozbudowę infrastruktury, dofinansowanie służby zdrowia i systemu edukacji oraz walkę z ubóstwem.
Mieszkańcy Nigerii obawiają się jednak, że za podwyżką cen paliw pójdą kolejne. "Wszystko podrożeje, transport, mieszkanie, opłaty za naukę, żywność. Zwykli ludzie nie dadzą sobie rady" - ostrzega kobieta cytowana przez Reutera.
Ponadto wielu uważa, że pieniądze zaoszczędzone na likwidacji dopłat padną łupem skorumpowanych polityków. Ich zdania nie zmieniła zapowiedź prezydenta, że powstanie specjalna komisja nadzorująca wydawanie tych środków.
Nigeryjczycy używają paliwa nie tylko do napędzania samochodów, ale również do generatorów prądu, z których korzysta wiele firm z uwagi na częste przerwy w dostawach elektryczności.