Zginął na segwayu

Pamiętacie segwaya? Gdy w 2001 roku prezentowano ten dwukołowy pojazd, który dzięki żyroskopom sam utrzymywał się w pionie, zapowiadano go jako światową rewolucję w transporcie.

Zgodnie z zapewnieniami twórców, na segweyach mieliśmy jeździć nawet po chleb do osiedlowego sklepu.

Elektryczny pojazd ma zasięg 38 km, a jego maksymalna prędkość to 20 km. Dzięki homologacji drogowej można nim poruszać się po drogach publicznych, a dzięki elektrycznemu napędowi - wjechać tam gdzie samochodom nie wolno. Przy tym jego eksploatacja jest ekstremalnie tania. Pełne ładowanie kosztuje zaledwie... 35 groszy.

Jednak wysoka cena pojazdu (w Polsce 24 tysiące zł) sprawia, że z segwayów korzystają głównie firmy zajmujące się ochroną dużych powierzchni (chyba najłatwiej spotkać je na lotniskach), a także m.in. policja. W ciągu 7 lat produkcji na całym świecie sprzedano zaledwie ponad 50 tysięcy segwayów, tymczasem początkowe plany zakładały sprzedawanie 40 tysięcy sztuk rocznie...

Reklama

W efekcie na początku bieżącego roku Segway Inc. został kupiony przez grupę brytyjskich przedsiębiorców, której przewodził Jimi Heselden, prezes firmy Hesco Bastion.

Niestety, jak się właśnie okazało, nie była to szczęśliwa transakcja. W minioną niedzielę podczas przejażdżki segwayem 62-letni Heselden spadł wraz z pojazdem z 10-metrowego zbocza do rzeki i poniósł śmierć na miejscu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pojazd | zginął
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama