Zaleje nas chińska tandeta?

Z początkiem 2008 roku, w Radomiu ruszyć ma drugi w Polsce punkt dealerski, w którym będzie można kupić wytwory chińskiej motoryzacji.

W okresie letnim na naszych drogach zaroiło się wprawdzie od dwukołowych przedstawicieli chińskiej myśli technicznej, tym razem jednak chodzi już nie tylko o niewielkie skutery, ale najprawdziwsze samochody - w pełnym tego słowa znaczeniu.

Chociaż wielu fanów motoryzacji ma duże problemy z użyciem słowa "samochód" w stosunku do pojazdów wytwarzanych w kraju Mao, eksperci są przekonani, że już za kilka lat na europejskich drogach zaroi się od aut "made in china". Dlaczego? Wbrew pozorom nie chodzi tu tylko o cenę...

Na początku lat sześćdziesiątych, podobnie jak dziś Chińczycy, swoją ogólnoświatową przygodę z motoryzacją rozpoczynała Japonia. Wtedy również cały motoryzacyjny światek przyglądał się tym zapędom z przymrużeniem oka. Nikt nie wierzył w to, że samochód wyprodukowany w kraju kwitnącej wiśni będzie mógł się równać z tym skonstruowanym przez europejskich, czy amerykańskich inżynierów. Pozostawała również inna kwestia. Analitycy rynku bagatelizowali zagrożenie ze strony samochodów japońskich, bo nikt nie wierzył wówczas, że ktokolwiek o zdrowych zmysłach mając do wyboru volkswagena, forda, fiata czy citroena będzie chciał poruszać sie bezpłciowym jeździdełkiem spod znaku Toyoty.

Reklama

Czytaj dalej na następnej stronie.

Początki nie były łatwe, Japończycy szybko zrozumieli jednak, że kluczem do sukcesu jest jakość. Model corolla, który początkowo był obiektem wielu żartów szybko obrósł w legendę i dziś w poczcie ikon motoryzacji zajmuje jedno z czołowych miejsc.

Historia powtórzyła się też w początku lat dziewięćdziesiątych, gdy na poważnie do tematu samochodów podchodzić zaczęli Koreańczycy. Ich również nie traktowano wówczas serio sądząc, że nie mają żadnych szans w starciu z renomowanymi produktami szanowanych marek. Faktycznie nie mieli, ale nie od razu Kraków zbudowano... Wprawdzie dojście do obowiązujących standardów zajęło im kilka lat, ale dziś już tylko laik lub kompletny ignorant może powiedzieć, że Kia, Hyundai, czy koreański Chevrolet (ex. Daewoo) nie potrafią robić samochodów. Może nie są one ani tak ładne, ani tak ekscytujące jak europejskie, ale coraz więcej Europejczyków docenia ich walory użytkowe i bezawaryjność.

Chińczycy zdają się więc wchodzić na drogę utartą przez swoich azjatyckich sąsiadów. Póki co, nie zadają sobie trudu na opracowywanie własnych konstrukcji ograniczając się właściwie do kopiowania pomysłów innych. Śmiało można jednak stwierdzić, że jest tylko kwestią czasu, gdy projektowaniem nadwozi dla Chińczyków zajmą się takie sławy, jak Bertone czy Pininfarina, za opracowywani jednostek napędowych, zawieszeń i skrzyń biegów odpowiedzialni będą światowej klasy inżynierowie.

Wygląda więc na to, że już za kilka lat na drogach zaroi się od pojazdów, do których nazw trudno nam się jeszcze przyzwyczaić. Mając w pamięci pomysł ministerstwa transportu, które do budowy naszych autostrad zaprzęgnąć chce Chińczyków jest wielce prawdopodobne, że zanim jeszcze rozbrzmi pierwszy gwizdek Euro 2012, po naszych chińskich drogach jeździć będą nasze chińskie samochody. Wielce prawdopodobne jest również, że opłaty za przejazd po owych autostradach inkasować będą skośnookie piękności, bo urocze Polki spełniać się będą finansowo zbierając owoce na plantacjach w Niemczech, Hiszpanii czy na Sycylii.

Oceń swój samochód. Kliknij TUTAJ.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zalane
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy