Są tacy, którzy mają alergię na silniki hybrydowe...

Szanowna Redakcjo! Przepraszam, ale zacznę od złośliwości: są ludzie, którzy mają alergię na klimatyzację i jeżdżą w największy upał z opuszczonymi szybami, są ludzie którzy mają alergie na różne rodzaje tapicerki oraz inne elementy samochodu. (*)

Są wreszcie tacy, którzy mają alergię na silniki hybrydowe. I - będąc stałym czytelnikiem Waszego serwisu - stwierdzam, że w redakcji są ludzie dotknięci tą przypadłością. I mimo, że śledząc historię choroby - od naszpikowanych irracjonalnymi złośliwościami i sugestiami tekstów sprzed paru lat po obecne zawierające jedynie subtelne aluzje - widzę, że objawy tego uczulenia ustępują z każdym kolejnym artykułem o samochodach hybrydowych (i elektrycznych), to jednak mogłoby się to dziać szybciej.

Silniki hybrydowe (pracujące w układzie szeregowym) są stosowane z powodzeniem od dziesięcioleci. Nie tylko w łodziach podwodnych - o czym pisaliście - i kolejnictwie, lecz także w motoryzacji. I powodem stosowania tych silników faktycznie jest to irytujące słowo zaczynające się od ^eko^. Konkretnie: ^ekonomia^.

Reklama

W największych samochodach świata - np. ciężarówkach Liebherr czy Biełaz używanych w kopalniach odkrywkowych - silniki spalinowe pracujące na optymalnych obrotach są tylko prądnicami dla dużo elastyczniejszych i wydajniejszych silników elektrycznych, które poruszają koła pojazdu. System taki jest skomplikowany, ale dużo wydajniejszy. A dyrektorzy kopalń odkrywkowych liczyć umieją. Autobusy miejskie z silnikami hybrydowymi też są od dawna w regularnym użytku w wielu miejscach na świecie. Tyle tylko, że idzie o pojazdy, które nie reklamują się w gazetach, a o ich zakupie nie decyduje humor żony, pasja męża, kaprysy dzieci i docinki teściowej, tylko chłodna i na ogół bardzo gruntowna kalkulacja. Mówimy też - co ważne - o pojazdach, których eksploatacja przewidziana jest na lat 20 lub więcej.

Ale postęp techniczny i miniaturyzacja sprawia, że skomplikowane i drogie systemy, które mogły być stosowane jedynie w wielkich pojazdach specjalistycznych, teraz mogą trafić do zwykłych samochodów użytkowych. Co w tym dziwnego? Taka jest naturalna kolej rzeczy w rozwoju technologicznym. Nieszczęsna Toyota Prius, w którą waliliście jak w bęben, wyprzedziła epokę. Była droga i miała wiele wad, ale była odważnym projektem, który już przeszedł do historii.

Mało kto pamięta, że jednocylindrowy trójkołowiec Benza, można było wyprzedzić bryczką konną. Co w połączeniu z kompletnym brakiem infrastruktury samochodowej, powszechnością brukowanych ulic i zdecydowanie wyższą ceną benzyny niż owsa, czyniło zeń po prostu drogą zabawkę dla pasjonatów. A dziś czytając artykuły z końca XIX wieku o samochodach, ich przyszłości i przewadze pojazdów konnych i parowych nad benzynowymi, można jedynie kiwać głową z politowaniem. Myślę, że nie trzeba będzie długo czekać, a podobną wartość będą miały enuncjacje współczesnych krytyków hybryd (a być może i silników w pełni elektrycznych). Już teraz wiele diagnoz dotyczących tej materii (także z Waszego serwisu) jest nieaktualnych.

Dla mnie silniki hybrydowe, tak jak i wszelkie inne sposoby zmniejszenia zużycia paliwa, czy odzyskania energii pochłoniętej przez hamowanie itp, są kolejnymi, konsekwentnymi etapami w rozwoju motoryzacyjnej myśli technicznej. Etapami jak najbardziej pozytywnymi. Takimi samymi jak ABS, wszelkie czujniki itp. Oczywiście można się zżymać, że taki pojazd to nie jest prawdziwy samochód. Mnie też jest żal samochodów budowanych z pasją i dających po prostu radość z jazdy. Ale era ^prawdziwych^ samochodów dawno się już skończyła - wraz z informatyzacją. I bronienie ^prawdziwości^ samochodów spalinowych kosztem hybryd (tak jak bronienie tylnonapędowych kosztem przednionapędowych) jest irracjonalne. I nie wiem czemu nie potraficie się tej irracjonalności przeciwstawić, mimo, że walczycie (skutecznie) z wieloma innymi przesądami motoryzacyjnymi. Dla ^prawdziwych samochodziarzy^, których podniecić jest w stanie jedynie ryk silnika i zapach benzyny zawszę będzie miejsce w klubach samochodowych, tak jak w podobnych klubach jest miejsce dla miłośników jazdy konnej, których podnieca rżenie i zapach koni. Każda pasja - jeśli nie jest szkodliwa - jest dobra, ale niekoniecznie musi być wyznacznikiem w głownych nurtach.

Sugeruję więc, aby pogodzić się z faktem, że hybrydy (a pewnie i z silniki elektryczne) będą coraz tańsze i coraz wydajniejsze, będą coraz częściej napędzać nasze samochody oraz skupić się na ich rzetelnym opisie - który to opis w większości przypadków jest bardzo mocną stroną Waszego serwisu i potwierdza Wasz profesjonalizm.

Na zakończenie: Z masochistyczną dokładnością wyliczaliście wszystkie polskie marki, które zniknęły z rynku i logicznie tłumaczyliście dlaczego nie miały szans. Otóż jest polska marka (polska produkcja, polski kapitał, polska myśl techniczna) z wieloletnią tradycją, rozpoznawalna na świecie, doceniana w swojej klasie, odnosząca międzynarodowe rynkowe sukcesy, regularnie wdrażająca do produkcji nowe wersje nadwoziowe swoich pojazdów. Jaka to marka? Melex. A Solaris - choć to zawodnik w zupełnie innej ^kategorii wagowej^ - swój sukces międzynarodowy zawdzięcza także pojazdom elektrycznym (trolejbusom) i hybrydowym. Popierajmy więc hybrydy i elektryczne, bo akurat w tym - w przeciwieństwie do spalinowych - jesteśmy na prawdę dobrzy.

(*) - list do redakcji

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy