Moda na turbo
Słowo "turbo" często wywołuje szybsze bicie serca. Słusznie.
Do jego zalet już dawno przekonali się właściciele saabów czy lancii - marek powszechnie uznawanych w Polsce za egzotyczne. Niejeden właściciel "wypasionej" trójki wyłysiał po tym, jak jego wychuchane, zadziorne 2,5 l zebrało przysłowiowe "baty" od emeryckiego saaba 9000 czy niepozornej kappy 2,0 t. Możliwości drzemiące w sprężarkach są ogromne.
Tak czy inaczej, moda na "turbo" najwyraźniej powraca. Niedawno Fiat wprowadził do swojej oferty 1,4-litrowy doładowany silnik benzynowy o mocy 150 KM. Volkswagen już sprzedaje jednostki TSI z kompresorem i turbosprężarką.
W Polsce doładowane silniki mają rosnącą rzeszę wiernych fanów i... równie wielu zaciekłych przeciwników. Producentom zarzuca się, że tego typu motory pozbawione są finezji, a stosowanie turbiny to prosta i nieelegancka droga na skróty. Prawda, ale czy to ważne? U-booty też były nieeleganckie, a o mały włos nie posłały Wielkiej Brytanii na dno... Wniosek? Liczy się skuteczność!
Nawet z najmniej zaawansowanego konstrukcyjnie motoru, dzięki "wiatrakowi" wycisnąć można przyzwoitą moc. Tego typu silniki mają jednak pewną wadę. Żeby efektywnie wykorzystać osiągi, trzeba umieć należycie (czyt. często brutalnie) obchodzić się ze skrzynią biegów. Tzw. "turbodziura", czyli czas jaki upływa od momentu wciśnięcia pedału gazu do chwili, gdy napędzane spalinami łopatki sprężarki zaczną obracać się z odpowiednią prędkością, może być naprawdę ogromna. Wielkość "dziury" zależy od wielu czynników - np. mniejsze turbiny "nakręcają się" zdecydowanie szybciej, ale elastyczność i tak pozostawia dużo do życzenia. Samochody z takimi silnikami, po prostu "nie jadą od dołu". W skrócie, oznacza to tyle, że gdy ruszymy spod świateł 250-konną bestią, całkiem prawdopodobne, że na pasie obok poniży nas wychudzony, zarośnięty student w cinquecento 700.
Większość z nas lubi poczuć za kierownicą dreszczyk emocji. Niestety, koszty utrzymania tego typu samochodu skutecznie studzą zapał. Fakt, dwustukonny, narowisty potwór to nie golf w dieslu i trzeba się z tym pogodzić. Bzdurą jest natomiast twierdzenie, że aby jeździć z turbo, trzeba mieć prywatną rafinerię i sieć hurtowni z częściami zamiennymi. Tanio nie będzie, ale rozsądnie obchodząc się z autem, koszty utrzymania można utrzymać na przyzwoitym poziomie.
Trzeba jednak pamiętać o paru podstawowych zasadach. Po pierwsze: kilka złotych zaoszczędzonych na kupnie tańszego oleju może zamienić się w tysiące, jakie wydamy na remont silnika. Olej odpowiada również za smarowanie i chłodzenie sprężarki, więc nie warto na nim oszczędzać. Dobrze też często kontrolować jego poziom. Brutalnie eksploatowane silniki potrafią konsumować go w znacznych ilościach.
Dla własnego dobra, przyda się też wstrzemięźliwość. Zaraz po odpaleniu, gdy motor nie osiągnął jeszcze odpowiedniej temperatury, wkręcanie go na wysokie obroty może mieć opłakane skutki. Większość z nas potrzebuje kilkunastu minut, by po przebudzeniu dojść do siebie. Z silnikami jest podobnie. Niejeden właściciel "zaturbionego" sprzętu, zapominając o tej prostej zasadzie, nieumyślnie, acz skutecznie zamordował panewki.
Ostatnią żelazną zasadą, znaną właścicielom doładowanych diesli, jest przetrzymywanie auta "na chodzie" po tym, jak dotrzemy już w miejsce przeznaczenia. Chodzi o to, by rozpędzonej sprężarce zapewnić możliwość wychłodzenia i spokojnego wytracenia prędkości. W momencie wyłączenia silnika turbina przestaje być smarowana. Mając to na uwadze, możemy znacząco przedłużyć żywotność sprężarki.
Wracając jednak do kosztów, należy mieć na uwadze, że generuje je nie tylko silnik. Samo zużycie paliwa i jednostka napędowa wymagająca wzmożonej opoki to nie wszystko. Duża moc przekłada się na duże obciążenia, z którymi radzić muszą sobie wszystkie podzespoły. Na tarcze hamulcowe, klocki, amortyzatory, przeguby, czy sprzęgło działają codziennie mordercze siły, więc naturalnym jest, że części te zużywają się szybciej, niż w "cywilnych" wozach.
Nie wspomnieliśmy jeszcze o jednej, najistotniejszej kwestii - bezpieczeństwie. Moc często prowokuje do tego, by jej nadużywać, a skutki takich nadużyć mogą być tragiczne. Siadając za kółkiem pamiętajmy, że samochód to broń. Broń, która potrafi czasami wypalić... Towarzyszem każdej podróży powinien więc być zdrowy rozsądek.
Jak widać, użytkowanie takiego samochodu nie będzie więc ani łatwe, ani tanie. Będzie natomiast niezwykle przyjemne... W myśl przysłowia "apetyt rośnie w miarę jedzenia", ktoś kto raz miał okazję dłużej pojeździć z silnikiem z turbosprężarką, rzadko kiedy decyduje się na powrót do słabszego auta.
I nie ma w tym nic dziwnego. Od dawna, znana jest przecież teoria, jakoby raj, był miejscem na ziemi. W motoryzacyjnym świecie nosi on nazwę TURBO!
A co Ty sądzisz o silnikach z turbodoładowaniem?