Kup auto za 650 zł. "Pali, jeździ, skręca i hamuje"

Na Alei Trzech Wieszczów w Krakowie pojawiły się dwa konie. Wydarzenie zostało uznane za wystarczająco nadzwyczajne, by zasłużyć na rozgłos w mediach. Zgoda, zwierzęta nie szły w zaprzęgu dorożki, wożącej turystów, lecz biegały luzem, bo uciekły ze stadniny, lecz przecież starsi mieszkańcy miasta pamiętają doskonale czasy, gdy taki widok nie był niczym niezwykłym i nie wzbudzał jakichkolwiek emocji.

Wcześniej owszem, wzbudzał, ale z zupełnie innych powodów. Na przełomie XIX i XX wieku ówcześni obrońcy środowiska naturalnego straszyli, że transport konny stanie się przyczyną katastrofy ekologicznej. Ratunku upatrywali w... motoryzacji, wzywając do jak najszybszego jej rozwoju. Przemawiały za tym również względy ekonomiczne: w 1912 r. w USA obliczano, że koszt eksploatacji ciężarówki na dystansie statystycznej mili wynosi około 16 centów, tymczasem w przypadku powozu konnego jest przynajmniej o 10 centów wyższy.

Nie to jednak było najgorsze. Oto w 1894 r. londyński "Times" przewidywał, że jeżeli nic się nie zmieni, to do roku 1950 każda większa ulica w stolicy Wielkiej Brytanii zostanie przykryta trzymetrową warstwą końskiego nawozu.

Reklama

W Nowym Jorku prognozy były jeszcze bardziej apokaliptyczne - łajno już w 1930 r. miało sięgnąć drugiego piętra kamienic. W 1890 r. na Manhattanie żyło trzy miliony mieszkańców i 150 tys. koni. Zwierzęta woziły zaopatrzenie i ludzi, obsługując komunikację miejską. Pracowały ciężko, cierpiały wskutek złego traktowania i niedożywienia. Żyły krótko, zaledwie 3-4 lata. Miasto nie radziło sobie z usuwaniem ich odchodów, nad którymi krążyły stada much, roznosząc groźne choroby. Zatrudniano rekrutujących się z biedoty posługaczy, którzy za pomocą szufli i mioteł zgarniali łajno na wielkie stosy, by umożliwić przechodniom przejście na drugą stronę ulicy. Smród był potworny. Poza tym konie emitowały ogromne ilości metanu - dziś uważanego za wielce szkodliwy gaz cieplarniany, czym w tamtych czasach nikt się rzecz jasna przejmował. Bardziej zaprzątano sobie głowę szacunkami, że przy tak szybkim wzroście liczby koni, w Europie zabraknie areałów, potrzebnych do uprawy paszy dla tych zwierząt.

W przedwojennej Polsce przewóz ponad 80 proc. towarów realizowano transportem konnym. W PRL prawdziwą zmorą były nieoświetlone furmanki i pijani woźnice, którzy tłumaczyli się milicjantom, że koń doskonale zna drogę i sam poprowadzi do domu.

 Jeszcze kilkanaście lat temu na miejskie osiedla mieszkaniowe przyjeżdżali furmankami rolnicy, oferując ziemniaki czy cebulę. W Krakowie długie lata istniała spółdzielnia, zajmująca się dostarczaniem do domów węgla. Trudnili się tym wozacy, korzystający z konnych platform, zaprzężonych w ciężkie perszerony.

A dzisiaj... Dzisiaj postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda rynek używanych furmanek. W tym celu zajrzeliśmy do dwóch wielkich, internetowych serwisów ogłoszeniowych.  Okazało się, że sytuacja nie jest najlepsza, bowiem znalezione tam oferty można policzyć na palcach jednej ręki.

Właściciel jednej z furmanek życzył sobie za swój wehikuł 500 zł, od razu lojalnie uprzedzając, że wóz wymaga wkładu finansowego, bowiem ma "przegnitą podłogę". Kogo to odstrasza, powinien zainteresować się innym pojazdem. Kosztującym co prawda o połowę więcej, bo 750 zł, ale za to znajdującym się w bardzo dobrym stanie, bo garażowanym ("stał w suchej stodole"), z drewnianą skrzynią wymienioną przed postojem. Jako premię oferent dorzucał drugi wóz, tyle że bez skrzyni.

A czy w cenie używanej furmanki da się kupić używany samochód? Tak, jest to trudne, ale możliwe. Na przykład sprowadzonego z zagranicy, jeszcze niezarejestrowanego Opla Corsę z 1999 r.  ("pali, jeździ, skręca i hamuje") za 650 zł, Fiata Cinquecento z 1996 r. ("z długimi opłatami, silnik pali na dotyk, auto skręca, hamuje, nic nie stuka"), wycenionego wywoławczo na 800 zł, albo wyprodukowane przed 29 laty Audi 80 2.0 90 KM za jedyne 400 zł ("do negocjacji"). Co prawda z uszkodzonym silnikiem, ale w końcu furmanki też silników nie mają...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy