Jak zarobić na własnym aucie kilkanaście tysięcy rocznie?
Ubezpieczenie, przeglądy, naprawy, utrata wartości... Posiadanie własnego auta wiąże się z licznymi kosztami.
Brytyjczycy wpadli na pomysł, jak te koszty ograniczyć. Wg tamtejszej prasy, coraz większą popularnością cieszą się zakładane na terenie całego kraju "kluby samochodowe". Zapisało się do nich już kilkaset tysięcy mieszkańców Wielkiej Brytanii. Tylko w ubiegłym roku liczba członków car clubs wzrosła o 160 000!
Jak działa car club? Wyobraź sobie, że masz samochód, którym jeździsz jedynie sporadycznie, bo na co dzień korzystasz z auta służbowego albo jest to z rzadka użytkowany drugi, trzeci czy czwarty wóz w rodzinie. Zgłaszasz akces do klubu. Twój pojazd zostaje sprawdzony przez rzeczoznawcę, który ocenia jego stan techniczny, głównie pod względem bezpieczeństwa, oraz wyposażony w czytnik, pozwalający otworzyć i zamknąć drzwi, jak również uruchomić silnik za pomocą specjalnej karty. Następnie wskazujesz miejsce postoju samochodu i określasz terminy, w których stawiasz go do dyspozycji klubu. Całą resztą zajmuje się operator, zatrudniany przez car club i opłacany ze składek członkowskich lub z prowizji od przychodów klubu. To do niego zgłaszają się chętni do skorzystania z twojego auta, to on też zajmuje się wszystkimi formalnościami, pilnuje spraw finansowych itp.
Kto może korzystać z klubowych samochodów? Inni członkowie klubu. Najczęściej są to osoby z sąsiedztwa, cieszące się dobrą opinią w otoczeniu, potrafiące wykazać się czystą kartoteką kryminalną i ubezpieczeniową, bez nadmiaru punktów karnych na swoim koncie mandatowym (składa się stosowne oświadczenia). Z prawem jazdy, ale na tyle rzadko potrzebujące samochodu, że nie widzące sensu w jego kupowaniu.
Klubowy wóz można wypożyczyć na godzinę, dwie, cały dzień, weekend czy wakacje. Zależnie od potrzeb i dostępności pojazdów. Płaci się wyłącznie za czas użytkowania auta (do tego dochodzą wspomniane stałe składki członkowskie), które powinno zostać odstawione w miejsce, z którego się je wzięło, czyste, z tą samą ilością paliwa w baku.
Według organizacji zrzeszającej brytyjskie car clubs jeden klubowy samochód może zastąpić 20 prywatnych. Właściciel auta, którym sam przejeżdża rocznie 6-8 tys. mil (ok. 10-13 tys. km), na użyczeniu swojego pojazdu klubowi zarabia lub, jak to woli: oszczędza do 3500 funtów rocznie (jest to, nawiasem mówiąc, traktowane jako osobisty dochód, wykazywany w zeznaniu podatkowym). Co ważne, skutki ewentualnych kolizji czy wypadków spowodowanych przez innych klubowiczów nie obciążają jego indywidualnej historii ubezpieczeniowej.
Rodzi się oczywiście pytanie, czy zorganizowane na sposób brytyjski autokluby mogłyby sprawdzić się również w Polsce? Niestety, odpowiedź wydaje się negatywna. Nie tylko ze względu na rozpowszechnione w narodzie przekonanie, że żony, szczoteczki do zębów i samochodu nikomu się nie użycza. Działanie car clubs opiera się bowiem na wzajemnym zaufaniu, o które u nas wciąż trudno. Już słyszymy te dyskusje o rysach na nadwoziu, których rano jeszcze przecież nie było. To skrupulatne sprawdzanie poziomu paliwa w baku. Oczami wyobraźni widzimy cwaniaków, którzy klubowym autem jadą na podwórkowe zawody w paleniu gumy. A ilu problemów rodzime car clubs przysporzyłyby urzędom skarbowym...
Nie, to u nas to się nie przyjmie, bez względu na najbardziej obiecujące rachunki kosztów i oszczędności. A może jednak się mylimy?