Dramatyczne dane z Polski. Kierowcy biednieją w oczach?

Wygląda na to, że pandemia koronawirusa odcisnęła głębokie piętno na kieszeniach polskich kierowców. Świadczą o tym m.in. najnowsze dane płynące z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. W ostatnim czasie dramatycznie wzrosła liczba osób, które nie wykupiły obowiązkowej polisy OC dla swoich pojazdów!

W rozmowie z Interią rzecznik prasowy Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego - Damian Ziąber - poinformował, że w całym ubiegłym roku UFG, korzystając z tzw. "wirtualnego policjanta" (algorytm automatycznie przeszukujący bazy danych - przyp. red.), ujawnił ponad 120 tys. przypadków braku polisy OC. Dla porównania, w tym roku system wykrył już grubo ponad sto tysięcy nieubezpieczonych samochodów! W okresie trwania pandemii (1 marca - 31 lipca) na braku polisy OC przyłapano ponad 81 tys. kierowców. W analogicznym okresie ubiegłego roku było to około 53,8 tys. przypadków.

Reklama

Wygląda więc na to, że pandemia nie pozostała bez wpływu na budżety wielu zmotoryzowanych. Problem w tym, że "oszczędność" na polisie OC niesie za sobą ogromne ryzyko nałożenia przez UFG wysokiej kary. Przypomnijmy, że - wg obowiązujących stawek - kara za brak ciągłości OC trwającej powyżej 14 dni w przypadku samochodu osobowego wynosi 5,2 tys. zł! Biorąc pod uwagę, że wg najnowszych danych Polskiej Izby Ubezpieczeń średnia cena polisy OC za samochód osobowy wynosi około 550 zł, ryzyko jest niewspółmiernie wysokie w stosunku do "oszczędności".

Trzeba też pamiętać, że w przypadku jakiejkolwiek szkody wyrządzonej przez pojazd bez ważnej polisy OC, koszty pokrywa Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, a następnie występuje do kierowcy z tzw. regresem. W efekcie rekordziści, którzy doprowadzili np. do "katastrofy w ruchu lądowym" winni są Skarbowi Państwa ponad milion złotych! Długi wielu kierowców względem UFG sięgają kilkuset tysięcy! Wbrew pozorom, by wyrządzić szkody rzędu 200 czy 300 tys. zł, nie trzeba wiele. Wystarczy np. przypadkowo wymusić pierwszeństwo na autobusie komunikacji miejskiej, który w efekcie staranuje wiatę przystankową czy sygnalizację świetlną! W normalnej sytuacji szkody z tego tytułu pokrywa ubezpieczyciel. Przy braku OC pojawienie się u nas komornika jest wyłącznie kwestią czasu!

Ciekawe dane płyną również z analizy podań o umorzenia kary, jakie duża cześć zmotoryzowanych wysyła do UFG. W wielu z nich można np. przeczytać, że trwająca pandemia "uniemożliwiła skontaktowanie się z agentem ubezpieczeniowym i opłacenie polisy". Co zaskakujące, 1/3 autorów tego typu tłumaczeń ma między 35 a 45 lat - w ich przypadku nie może więc być mowy o żadnym wykluczeniu cyfrowym!

Nie musimy chyba tłumaczyć, że w tego typu sytuacjach, gdy - z powodów losowych - część kierowców ma duży problem z "dopięciem" domowych budżetów, najlepszym rozwiązaniem byłoby czasowe wycofanie pojazdu z ruchu. Niestety, od wielu lat, polskie władze jedynie markują działania w tym zakresie. Wg wprowadzonej niedawno nowelizacji Prawa o ruchu drogowym, samochód osobowy można obecnie czasowo "wyrejestrować" wyłącznie, jeśli naprawy wymagają elementy nośne konstrukcji (np. uszkodzenia powypadkowe). W przeciwnym wypadku właściciel zobowiązany jest do zachowania ciągłości ubezpieczenia OC, niezależnie od tego czy korzysta z pojazdu, czy nie. Zgodnie z Ustawą o ubezpieczeniach obowiązkowych, ciągłość polisy OC nie dotyczy wyłącznie aut zabytkowych (zarejestrowanych na tzw. "żółte tablice") i tych, od których daty wyprodukowania minęło więcej niż 40 lat.  

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy