Chciał się popisać samochodem i go rozbił. Ubezpieczyciel odmówił odszkodowania
Pewien właściciel Ferrari chciał udowodnić wyższość swojego samochodu nad elektryczną Teslą. Krótki wyścig zakończył na latarni, a firma ubezpieczeniowa odmówiła mu wypłaty ponad 140 tys. dolarów. Całe zdarzenie zostało nagrane przez kamery.
Do nietypowego zdarzenia oraz płynących z niego równie zaskakujących konsekwencji doszło pod koniec sierpnia w jednym z chińskich miast. Jak możemy usłyszeć na materiale wideo opublikowanym na kanale Wham Baam Teslacam - pewien właściciel Ferrari 488 Pista postanowił wziąć udział w krótkim ulicznym wyścigu, który niestety skończył się dla niego sporymi problemami.
Film zarejestrowany przez fabryczne kamery samochodu marki Tesla, ukazują jak do elektrycznego pojazdu podjeżdża w pewnym momencie czerwone Ferrari. Wyraźnie widać, że zarówno kierowca Tesli, jak i właściciel włoskiego superauta raczej nie stronią od dynamicznej i ryzykownej jazdy. Udowadniają to zresztą kilkukrotnie poprzez gwałtowną i ryzykowną zmianę pasa, a także prowokowanie się nawzajem podczas ruszania spod świateł.
W pewnym momencie kierowcy zrównują się i dynamicznie ruszają spod sygnalizacji. Podczas, gdy dysponująca napędem na cztery koła Tesla rusza sprawnie i kontynuuje jazdę swoim pasem, kierowca Ferrari wpada w poślizg i traci panowanie nad pojazdem. Na filmie wyraźnie widać jak włoski samochód sunie bokiem w kierunku pobocza, gdzie gwałtownie zderza się z latarnią. Jak można usłyszeć na opublikowanym filmie - kierowca Tesli rzekomo nie słyszał i nie widział całego zajścia. Cóż... trudno nam w to uwierzyć biorąc pod uwagę jego wcześniejsze dokonania zarejestrowane na materiale.
Zdjęcia rozbitego Ferrari dosyć szybko obiegły lokalne stacje informacje w Chinach. Widzimy na nich, że samochód niemal dosłownie "stracił przód". Siła uderzenia wyrwała przedni zderzak i reflektory, a także uszkodziła maskę oraz szybę auta. Szkody zostały wycenione na ponad 140 tys. dolarów. Jak się jednak szybko okazało - firma ubezpieczeniowa odmówiła zapłaty za szkody.
Jeśli wierzyć w medialne doniesienia, właściciel Ferrari podpisując umowę ubezpieczenia, podesłał agentowi zdjęcia pojazdu z zamazaną tablicą rejestracyjną. To rzekomo spowodowało, że cała umowa była nieważna. Co jednak ciekawsze - kwestia ta w najmniejszym stopniu nie przeszkodziła firmie ubezpieczeniowej w pobieraniu od kierowcy Ferrari składek w wysokości blisko 8 tys. dolarów rocznie.
Chociaż cała sprawa prawdopodobnie już wkrótce trafi do sądu, trudno liczyć na wyrok przychylny kierowcy Ferrari. Nawet jeśli ubezpieczyciel potwierdzi obowiązywanie umowy, wciąż będzie miała solidny argument by nie wypłacać właścicielowi pieniędzy. Na filmie wyraźnie bowiem widać, że kierowcy celowo prowokowali siebie do łamania przepisów.