W reklamach samochodów szukaj gwiazdek
W reklamach samochodów pełno jest haczyków, na które łowi się klientów. Uważaj, żeby nie dać się złapać - przyjrzyj się temu, co jest zaznaczone gwiazdką.
Reklamy samochodowe trzeba czytać z lupą w ręku, bo najważniejsze informacje zapisane są w nich zwykle drobnym drukiem.
Pewne wiadomości po prostu muszą się tam znaleźć. Ustawa o kredycie konsumenckim nakazuje np. podawanie rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO), mówiącej o całkowitym koszcie kredytu, z uwzględnieniem wszystkich opłat: marży, prowizji czy obowiązkowego ubezpieczenia.
Ale już to, ile ta informacja zajmie miejsca, szczegółowo regulowane nie jest. Ma być tylko jednoznaczna, zrozumiała i widoczna. Choćby z bliska.
Z kolei ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji ogólnie zakazuje m.in. rozpowszechniania informacji wprowadzających w błąd. Toczy się więc swoista gra o to, jak przechytrzyć potencjalnego klienta, a jednocześnie nie "podpaść" pod żaden paragraf.
Podobne zabiegi stosują przy tym praktycznie wszystkie firmy. Wybraliśmy triki stosowane najczęściej.
Zależy od modelu: 29 990 zł, 59 990 zł, 129 990 zł... zawsze o dziesięć złotych mniej od okrągłej kwoty, aby auto robiło wrażenie tańszego niż w rzeczywistości.
Ale prawdziwy haczyk tkwi gdzie indziej - podawane ceny dotyczą pojazdów w bazowych wersjach, z najsłabszymi silnikami i najuboższym wyposażeniem. Takie samochody istnieją najczęściej tylko w cennikach, u dealerów wymagają zamówienia i w najlepszym przypadku wielotygodniowego oczekiwania na odbiór.
Samochód za pół ceny? Taki anons przyciąga uwagę. Ale cudów nie ma, drugą połowę trzeba zapłacić (zwykle) po roku.
Dobrze, gdy obie "połowy" są takie same, choć sporadycznie zdarza się, że do kredytu 50/50 dodawane są jeszcze opłaty, np. prowizja bankowa. Firmy oferują niekiedy także odmianę takiego kredytu w formie 33/33/33 - co rok spłaca się wtedy jedną trzecią ceny samochodu.
Oprocentowanie kredytu w wysokości "0 proc." wcale nie oznacza, że bank zrezygnował z zarobku - zerowe oprocentowanie rekompensowane jest prowizją czy obowiązkowymi ubezpieczeniami. Może się tego uzbierać kilkanaście procent rocznie.
Dlatego miarodajna jest jedynie obowiązkowo podawana stawka RRSO.
Kilka tysięcy złotych obniżki - proszę bardzo, ale tylko na wybrane egzemplarze. Zwykle takie, które i tak kosztują majątek i nie znajdują nabywców. Na popularne wersje rabatów najczęściej nie ma.
Atrakcyjna cena i bogato wyposażony samochód na zdjęciu budzą pozytywne skojarzenia. Co z tego, drobny druczek na dole zwykle rozwiewa nadzieję - auto "jak z obrazka" wymaga sporej dopłaty.
Niska cena, tani kredyt i znakomite ubezpieczenie. Ale tylko wybór należy do Ciebie - z kilku promocji naraz skorzystać bowiem nie można. Tekst: B. Zienkiewicz, Zdjęcia: B.