Szczyt marzeń Polaka. Rodzinne kombi w "dieslu" za nie więcej niż 10 000 zł.
Czy przypuszczaliście kiedykolwiek, to pytanie kierujemy do czytelników w wieku 50 plus, że dożyjecie czasów, gdy w Polsce będzie się sprzedawało więcej nowych mercedesów, bmw i audi niż fiatów? Wydawało się to zupełnie niemożliwe, a jednak stało się faktem.
W ubiegłym roku zarejestrowano w naszym kraju 12 673 aut "bez gwiazdy nie ma jazdy", 12 498 beemek (w przypadku tej marki wolimy nie przytaczać żadnych charakteryzujących ją "ludowych" określeń) oraz 10 787 pojazdów "cztery pierścienie robią wrażenie". Liczba opuszczających salony dilerskie nowych fiatów nie przekroczyła w tym okresie 10 000 (dokładnie było to 9 261 egzemplarzy). Najpopularniejszy włoski model, Tipo, powszechnie chwalona nowość, oferowana w nader przystępnej cenie, cieszył się mniejszym zainteresowaniem niż drogi, zaliczany do segmentu Premium SUV Volvo XC60. Być może, po wprowadzeniu nowych modeli tipo to się zmieni, ale teraz jest jak jest.
Czy wierzyliście, wy, którzy pamiętacie rynek samochodowy PRL, że przyjdzie moment, gdy nad Wisłą sprzedaż nowych ferrari (w 2016 roku 23 auta), bentleyów (21) i rolls royce'ów (14) będzie wyższa od sprzedaży nowych ład (8 sztuk)? A jednak doczekaliśmy się takiej niezwykłej chwili...
Ogółem w minionym roku zarejestrowano w Polsce nieco ponad 416 tys. nowych samochodów osobowych, aż o 61 tys. więcej niż w 2015 r. Wszyscy pieją z zachwytu, że staliśmy się siódmym co do wielkości i najdynamiczniej rozwijającym się rynkiem motoryzacyjnym w Europie. Źródeł spektakularnej poprawy wyników sprzedaży upatruje się w rosnącej, dzięki mądrej polityce obecnego rządu, zamożności Polaków. Czy naprawdę jednak mamy powody, by aż tak bardzo się cieszyć?
Na początek warto zauważyć, że (o czym już niedawno pisaliśmy, powołując się na dotyczący tej kwestii poufny, wiarygodny raport) znacząca część nabywanych w Polsce pojazdów podlega tzw. reeksportowi, który mocno zniekształca rzeczywisty obraz sytuacji rynkowej.
Wiele modeli aut jest u nas znacznie tańszych niż w innych krajach. Różnice cen zachęcają do kupowania pojazdów w Polsce, czasowego ich rejestrowania na miejscu, a następnie wywożenia i sprzedaży z zyskiem za granicą. Działalnością taką, stanowczo zwalczaną przez oficjalnych importerów samochodów, zajmują się zarówno osoby indywidualne, jak i duże, wyspecjalizowane firmy. Autorzy wspomnianego wyżej opracowania szacowali, że w ciągu 11 miesięcy 2016 r., od stycznia do listopada włącznie, reeksportowano niemal 38,5 tys. aut. Oznacza to, że do klientów zagranicznych trafiło prawie co dziesiąte auto, pochodzące z polskich salonów dilerskich.
Czwarte miejsce wśród najczęściej wybieranych w Polsce nowych modeli samochodów osobowych zajął w ubiegłym roku Volkswagen Golf - 12 606 sprzedanych egzemplarzy. Według raportu, o którym mowa, co najmniej 3 628 z nich wyjechało ponownie za granicę, po chwilowym zarejestrowaniu w kraju (przypominamy, że są to dane za 11 miesięcy, za cały 2016 r. liczba ta była prawdopodobnie jeszcze wyższa). W przypadku Dacii Duster (10 miejsce na polskiej liście Top Ten) udział reeksportu (w ciągu 11 miesięcy 3 842 egz.) w ogólnej sprzedaży (8 308 w całym 2016 r.) przekroczył zapewne 50 proc.!
To pierwsza łyżka dziegciu w beczce miodu. Pora na drugą...
Zdecydowana większość, bo prawie 70 proc. sprzedawanych w Polsce nowych samochodów osobowych, jest rejestrowana przez firmy. Liderem rynku niezmiennie pozostaje Skoda (52 296 zarejestrowanych aut), a jej największym hitem Octavia. Jak poinformowała Skoda Polska, do nabywców biznesowych trafiło w ubiegłym roku 13 927 egzemplarzy tego modelu. Całkowita liczba rejestracji wyniosła 16 965 aut. Daje to udział klientów flotowych na poziomie 82 proc. W przypadku budżetowej Fabii (miejsce drugie) wskaźnik ten sięga 70 proc., a flagowego Superba 85 proc.
Ktoś powie, że ożywienie zakupów flotowych to dobry znak, bo świadczy o korzystnej koniunkturze w gospodarce. Otóż niekoniecznie. Trudno przecież wykluczyć, że przedsiębiorcy kupują masowo auta, bo uważają obecną sytuację za niepewną i wolą odnowić swój park samochodowy niż trzymać wolne środki w bankach lub przeznaczyć je na inwestycje.
I wreszcie łyżka dziegciu ostatnia. Optymistyczne dane dotyczące nowych samochodów bledną w konfrontacji z informacjami z rynku wtórnego. W ubiegłym roku sprowadzono do Polski prawie 950 tys. aut używanych, w zdecydowanej większości mocno zaawansowanych wiekowo, więc tanich. Podaż jest pochodną popytu. Dla zwykłego Polaka szczytem możliwych do spełnienia marzeń wciąż jest bowiem rodzinne kombi w "dieslu" za nie więcej niż 10 000 zł.