Klniemy przy dystrybutorach
Polacy przesiadają się na rowery. Inni sprzedają samochody. Kolejni „polubili” komunikację miejską. Większość klnie przy dystrybutorach. Wszyscy są zgodni: Benzyna nie może być towarem luksusowym!
Student szczecińskiej Akademii Morskiej Bartosz Resztkiewicz przez cale wakacje jeździł samochodem tylko pięć razy. Pracuje jako ratownik WOPR. Auto odstawił do garażu na początku wakacji, gdy ceny benzyny zaczęły wariować. Od tego czasu śmiga na rowerze. Dziennie robi po kilkanaście kilometrów. Za jazdą samochodem tęskni, ale obecna cena benzyny nie jest na jego kieszeń.
Przykład z Bartka wzięli koledzy ze szczecińskiego WOPR-u. Rower kupił zastępca szefa oraz kilku ratowników - pisze „Głos Szczeciński”.
- Kiedyś do sklepu kilka kilometrów dalej jechałem samochodem, teraz wsiadam na rower - mówi starszy ratownik Włodzimierz Rosiak. - Nie mogę płacić ponad cztery złote za litr paliwa. Mam za cienkie zarobki.
Także Karolina Balczewska ze Szczecina odstawiła samochód i od dwóch miesięcy wszędzie jeździ na rowerze. - Cokolwiek mam załatwić w mieście, jadę na rowerze - opowiada Karolina Balczewska. - Wolałabym jednośladem jeździć tylko w lesie, bo w centrum miasta nie ma do tego warunków, ale nie mam wyjścia. Nie wydam miesięcznie 400 zł na paliwo.
Kosmiczne ceny paliwa sprawiły, że przedsiębiorca Wanda Kamrowska dwa miesiące temu sprzedała jeden służbowy samochód. Zmieniła także sposób dowożenia towarów na punkty handlowe położone przy granicy polsko-niemieckiej. - Sama już nie rozwożę towaru, tylko jeden z pracowników, który ma auto na gaz, zabiera go w drodze powrotnej z pracy - mówi Wanda Kamrowska. - Tak jest taniej.