Gigantyczne podwyżki. Ceny elektrycznych aut wystrzelą w kosmos?

Elektryczną transformację w transporcie skutecznie hamują wysokie ceny samochodów bateryjnych. Niestety - wybuch wojny w Ukrainie nie pozostanie bez wpływu na cenniki nowych aut. W przypadku elektryków problemem mogą być gigantyczne wzrosty cen - niezbędnego w procesie produkcji baterii - niklu.

Ostatnie lata to pasmo nieustannych podwyżek cen nowych samochodów. Zaostrzanie norm emisji spalin i kryzys ekonomiczny będący następstwem pandemii koronawirusa sprawił, że w skali ostatnich trzech lat nowe auta drożały w zastraszającym tempie 10 proc. rocznie. Niestety agresja Rosji na Ukrainę wstrząsnęła również światem gospodarki. Rosja pozostaje bowiem światowym magazynem metali, bez których współczesna motoryzacja nie może funkcjonować.

Problem z niklem i palladem. Ceny elektryków wystrzelą w kosmos?

W ostatnich dniach dużo mówiło się m.in. o ograniczonym dostępie do palladu. W tym przypadku przemysł motoryzacyjny odpowiada aż za 75 proc. światowego zapotrzebowania (metal jest niezbędny w produkcji półprzewodników), które aż w 1/3 pokrywane jest ze złóż na Syberii. Ogromny problem dla producentów aut, zwłaszcza w kontekście trwającej właśnie "elektrycznej rewolucji", stanowić będzie również ograniczona podaż niklu - metalu niezbędnego przy produkcji akumulatorów trakcyjnych. Oprócz baterii nikiel powszechnie wstępuje też w - szeroko rozumianej - metalurgii. Stosuje się go chociażby w procesie produkcji stali nierdzewnej.

Reklama

Metal niezbędny do budowy akumulatorów litowo-jonowych osiągnął właśnie najwyższe ceny w historii swoich giełdowych notowań. W poniedziałek ceny niklu w kontraktach terminowych na londyńskiej giełdzie wzrosły o - uwaga - 67 proc. osiągając kwotę 56 tys. dolarów za tonę. We wtorek sytuacja była jeszcze gorsza. Chwilowy wzrost wyniósł aż 111 proc. Metal osiągnął wówczas historyczny rekord 101 365 dolarów za tonę. Takiego poziomu cen nie notowano w całej 145-letniej historii londyńskiej giełdy! Ostatecznie, by uspokoić nastroje i przeciwdziałać spekulacjom, przedstawiciele Londyńskiej Giełdy Metali całkowicie zawiesili handel kontraktami.

Najpierw pallad, teraz nikiel. Branża motoryzacyjna nad przepaścią?

Paniczna reakcja giełdy to oczywiście wynik przedłużającej się wojny w Ukrainie. Rosja jest największym producentem niklu na świecie, przed Kanadą, Australią i Indonezją. Jednym z wiodących dostawców jest rosyjski Norilsk Nickel, którego odbiorcami są liczne firmy z sektora motoryzacyjnego. Potentat górniczo-hutniczy produkuje rocznie ponad 260 tys. ton niklu, 2,8 mln ton palladu i 0,7 mln ton platyny. Jeszcze w 2015 roku Norilsk Nickel miał 13 proc. udziału w światowym handlu niklem. Obecnie udział ten szacowany jest na około 17 proc.

Co ciekawe, żadna z wprowadzonych przez zachodnie państwa sankcji nie uderzyła bezpośrednio w rosyjskiego giganta, który stara się realizować swoje międzynarodowe zobowiązania. Tak samo, jak ma to miejsce w przypadku palladu, wojna na Ukrainie spowodowała jednak nowe wyzwania natury logistycznej, które w dłuższej perspektywie mogą skutkować poważnymi problemami dla branży motoryzacyjnej. Podsumowując, jeśli mieliście nadzieję, że samochody elektryczne staną się wreszcie przystępniejsze cenowo, taka perspektywa właśnie się oddala. Wręcz przeciwnie - w najbliższym czasie spodziewać się można raczej dużych podwyżek cen i kolejnych problemów z utrzymaniem ciągłości produkcji.

***


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama