Co się dzieje z autem po szkodzie całkowitej?

Po naszych drogach porusza się wiele pojazdów mających za sobą poważne naprawy blacharskie. Dzieje się tak z uwagi na brak szczegółowych przepisów dotyczących tzw. "szkód całkowitych". Aktualny stan rzeczy sprzyja patologiom, czyli np. zjawisku kradzieży pojazdów "na części".

Na problem zwrócił właśnie uwagę krakowski poseł Platformy Obywatelskiej - Józef Lassota. Parlamentarzysta skierował do Ministra Infrastruktury propozycję opracowania szczegółowej procedury dopuszczania do ruchu pojazdów po tzw. "szkodach całkowitych".

Problem związany z obecną sytuacją prawną wielokrotnie poruszaliśmy w naszym serwisie. Określenia "szkoda całkowita" zwykło się używać w przypadku pojazdów, których koszt naprawy przewyższa wartość rynkową. Nie zawsze muszą to być jednak poważne uszkodzenia karoserii - w przypadku leciwych aut wystarczy np. niepozorna stłuczka, w której ucierpią zderzak i reflektory. Problem w tym, że - jak zauważa poseł Lassota - "obecnie uszkodzone w dużym stopniu pojazdy trafiają na rynek bez kontroli (poza tymi zdarzeniami, gdy wezwano policję). Nie wiadomo więc co dalej dzieje się z takim pojazdem".

Reklama

Przypomnijmy, gdy zakład ubezpieczeń uzna szkodę za "całkowitą" właściciel pojazdu ma kilka opcji - może wyremontować go we własnym zakresie lub odsprzedać wrak. Trafia on często w ręce pośredników, którzy sprzedają pojazdy na aukcjach.

"Po wylicytowaniu, uszkodzony pojazd (pozostałości pojazdu wraz z dowodem rejestracyjnym) jest odkupowany od poszkodowanego (właściciela) na podstawie stosownego dokumentu (umowa cywilno-prawna, faktura) i nie znane są dalsze jego losy" - zauważa Lassota. Jak czytamy w interpelacji: "W znacznej większości przypadków pojazd jest naprawiany i wraca po naprawie na rynek wtórny. Mając na uwadze, że w postepowaniu likwidacyjnym wyliczono nieopłacalność naprawy tego pojazdu, naprawa wylicytowanego pojazdu musi być wykonana z udziałem najtańszych części, czyli części niskiej jakości, lub wręcz części niewiadomego pochodzenia. Tu pojawia się możliwość nieuczciwych działań, łącznie z zatajeniem historii pojazdu" - zaznacza poseł.

Zwraca też uwagę, że: "Może się zdarzyć, że pojazd jest po naprawie wprowadzony na rynek wtórny przed terminem kolejnego badania technicznego, a zatem jego stan techniczny nie jest sprawdzony po naprawie".

Nawet w przypadku, kiedy pojazd podlega badaniom w Stacji Kontroli Pojazdów to program prac diagnosty polega na sprawdzeniu: układu hamulcowego, układu kierowniczego, ustawienia świateł, ewentualnych wycieków i estetyki pojazdu. Diagnosta nie zna jednak przeszłości pojazdu - nie ma więc możliwości sprawdzenia jakości przebytych napraw i zweryfikowania jakości użytych do napraw części. W przypadku zatrzymania dowodu rejestracyjnego właściciel otrzymuje najczęściej od policjanta kwitek o lakonicznej treści, jak np. "pojazd uszkodzony w wyniku kolizji". Diagnosta, w żadnym stopniu, nie jest jednak informowany o zakresie uszkodzeń.

Poseł Lassota proponuje opracowanie całej procedury postępowania z pojazdami uszkodzonymi w granicach tzw. "szkody całkowitej". Ta - w opinii parlamentarzysty - obejmować powinna m.in. analizę dokumentacji naprawczej. Poseł proponuje również wdrożenie rozszerzonego program badań technicznych, który miałby obejmować wszystkie auta po takich uszkodzeniach - niezależnie od tego, czy policjant zatrzymał dowód rejestracyjny, czy nie. "Celowym byłoby nadać uprawnienia takich badań tylko nielicznym Stacjom Kontroli Pojazdów, które z tytułu tych uprawnień byłyby zobowiązane do posiadania niezbędnego wyposażenia. Ponieważ moja propozycja znacznie rozszerza prace i obowiązki diagnosty konieczne będzie zatrudnienie w tej procedurze niezależnego rzeczoznawcy" - czytamy w interpelacji. Poseł chce również, by "w wyniku tych prac towarzystwa ubezpieczeniowe otrzymały zalecenia zmian w procedurach likwidacji szkód z ubezpieczeń komunikacyjnych OC".

W tym miejscu wypada przypomnieć, że - wg danych z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców za ubiegły rok - zaledwie 1 na 28 pojazdów (!) nie przechodzi w naszym kraju badania technicznego. Dla porównania w ubiegłym roku w Niemczech, na stacjach zrzeszonych w TUV, stosunek ten wynosił - uwaga - 1:5!

Trzeba też zdawać sobie sprawę z faktu, że policja nie dysponuje miarodajnymi danymi dotyczącymi wpływu stanu technicznego samochodów na statystyki wypadków. Oficjalne dane śmiało uznać można za absurdalne. Wynika z nich np., że w całym 2018 roku odnotowano zaledwie 38 wypadków drogowych (z ogólnej liczby 31 674!), w których bezpośrednią przyczyną była niesprawność techniczna pojazdu. Zginęło w nich 7 osób, a rany odniosło 55 osób.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy