Te historie są przestrogą. Tracą zdrowie i miliony

Nie jest tajemnicą, że wielu właścicieli tzw. "ścigaczy" porusza się swoimi maszynami bez stosownych uprawnień. Konsekwencje takiej lekkomyślności mogą być jednak opłakane, o czym przypomina Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny.

Swego czasu wśród buntowniczo nastawionej młodzieży panowała swoista moda na jazdę motocyklem bez prawa jazdy i obowiązkowego ubezpieczenia OC. Policja nie dysponowała bowiem sprzętem zdolnym do podjęcia pościgu. Z czasem sytuacja nieco się ucywilizowała, ale nie zmienia to faktu, że jedne z największych regresów w historii Funduszu dotyczą właśnie wypadków spowodowanych przez motocyklistów.

Przyczyną braku ubezpieczenia OC jest najczęściej błędne przekonanie, że dla nieużywanego motocykla nie trzeba go kupować  - mówi Hubert Stoklas, wiceprezes Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. - Tymczasem prawo zobowiązuje właścicieli również jednośladów do posiadania aktualnego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej tak długo, jak pojazd jest zarejestrowany i to bez względu na jego stan techniczny oraz częstość i zakres użytkowania - wyjaśnia.

Reklama

Coraz częściej Fundusz identyfikuje brak OC bez bezpośredniego kontaktu z właścicielem pojazdu, na podstawie analizy danych z ogólnopolskiej bazy polis komunikacyjnych. Specjalne programy przeszukują bazę i ujawniają przypadki nieubezpieczenia również motocykli, motorowerów czy skuterów.

Aktualnie kara dla właściciela jednośladu za brak obowiązkowego ubezpieczenia wynosi 750 złotych. Jednak konsekwencje finansowe mogą być znacznie większe, gdy kierujący spowoduje kolizję lub wypadek nieubezpieczonym motocyklem, motorowerem czy skuterem. Wówczas UFG wypłaca odszkodowanie osobom poszkodowanym, a następnie obligatoryjnie występuje - do kierującego i właściciela o zwrot wypłaconej sumy (tzw. regres). - Połowa wszystkich spraw w których dochodzimy zwrotu powyżej miliona złotych, wynika ze zdarzeń spowodowanych ruchem motocykli - mówi Michał Sierant, dyrektor Biura Windykacji Regresów UFG.

Jedne z najwyższych regresów w historii Funduszu, dotyczą właśnie wypadków w których sprawcy kierowali jednośladami. O jakich kwotach mowa? 1 400 000 złotych ma do oddania motocyklista (nietrzeźwy i bez uprawnień), który w czasie manewru wyprzedzania potrącił rowerzystkę. W wyniku odniesionych obrażeń kobieta zmarła.

Podobną kwotę - 1 350 000 złotych - oddać musi motocyklista (bez uprawnień), który stracił panowanie nad pojazdem na łuku drogi. Poszkodowany pasażer odniósł liczne obrażenia m.in. porażenie kończyn dolnych i stłuczenie mózgu.

1 000 050 złotych kosztowała jazda bez OC motocyklistę który doprowadził do czołowego zderzenia dwóch motocykli. Poszkodowany odniósł liczne trwałe obrażenia (m.in. zmiażdżona stopa, całkowite porażenie lewej kończyny). Sam (nietrzeźwy) sprawca w wyniku tego wypadku stracił nogę.

Wśród regresowych rekordów wymienić też można wypadek, w którym - w skutek nadmiernej prędkości - kierujący stracił panowanie nad motocyklem i uderzył w drzewo. Poszkodowany pasażer maszyny doznał złamania trzonu kręgosłupa i porażenia czterech kończyn. Suma odszkodowań sięgnęła 1 000 000 zł.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy