Co dalej z rozszerzaniem strefy parkowania w Warszawie? Wojewoda mówi stop

​Wojewoda mazowiecki unieważnił uchwałę rady miejskiej Warszawy dotyczącą poszerzenia strefy płatnego parkowania o tereny Saskiej Kępy i Kamionka. Władze miasta najwyraźniej zostały zaskoczone taką decyzją i na razie nie wiedzą, co robić dalej.

Strefy płatnego parkowania w założeniu miały obejmować ścisłe centrum miast, a ich celem było wymuszenie rotacji samochodów oraz zniechęcenie do przyjeżdżania do centrum autem. W polskich miastach strefy szybko przestały pełnić swoją pierwotną rolę i stały się maszynkami do zarabiania pieniędzy.

Patologia rozszerzania stref płatnego parkowania

W wielu miastach, jak w Krakowie czy Warszawie, wdrożono program poszerzania stref, oczywiście uzasadniając to "potrzebami i komfortem lokalnej społeczności". Chodziło o to, że gdy strefa obejmowała jakiś obszar, to kierowcy, którzy np. pracują w tej strefie, zostawiali samochody jak najbliżej jej granicy, zajmując oczywiście miejsca mieszkającym tam ludziom.

Reklama

Jak miasta rozwiązywały ten stworzony przez siebie problem? Oczywiście poszerzając strefę o kolejny rejon... W Krakowie doszło już do takiego absurdu, że w niektórych miejscach strefa płatnego parkowania zaczyna się w w odległości 2,5-3 km od granicy miasta.

Mieszkańcy w końcu powiedzieli "Dość!"

Nic dziwnego, że w końcu mieszkańcy zażądali, by miasta przestały "dbać "o nich, wprowadzając płatne parkowanie. Planowane w Warszawie poszerzenie strefy płatnego parkowania o tereny Saskiej Kempy i Kamionki wywołało sprzeciw części mieszkańców. Złożyli oni do Rady Warszawy dwie petycje, w których apelowali o nieposzerzanie strefy. Radni petycje przyjęli, a następnie... 9 marca głosami radnych Nowej Lewicy i Koalicji Obywatelskiej uchwalili, że strefa zostanie poszerzona. 

Wojewoda odrzucił uchwałę dotyczącą poszerzenia strefy płatnego parkowania

Nie spodziewali się jednak, że uchwałę unieważni wojewoda mazowiecki Sylwester Dąbrowski. Podał on, że głównymi przyczynami takiej decyzji są m.in. sprzeciw mieszkańców, brak aktualnych analiz oraz nieprawidłowy sposób przyjęcia uchwały.

- Nie wykluczamy skierowania sprawy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Przede wszystkim jednak, będziemy szukali rozwiązania, które pozwoli mieszkańcom Saskiej Kępy i Kamionka na uporządkowanie parkowania. Wojewoda w swoim stanowisku zignorował głos rad tamtejszych osiedli, nie wziął pod uwagę głosu tych, którzy o tę strefę walczyli - dodaje zastępca prezydenta.

Kto chciał wprowadzenia opłat za parkowanie? Czy doszło do fałszerstwa?

A kto walczył o strefę? Za wprowadzeniem SPPN są m.in. członkowie Stowarzyszenia Mieszkańców Saskiej Kępy. Złożyli oni swoją petycję, której Rada Warszawy jednak nie rozpatrzyła, wskazując jako przyczynę błędy proceduralne (brak podpisu). Co jednak w całej sprawie najbardziej interesujące, przedstawiciele inicjatywy "NIE! dla SPPN na Saskiej Kępie" ujawnili, ż w tej petycji dodano podpisy z innej, sprzed 8 lat.

Miasto nie zamierza jednak rezygnować z planów siłowego uszczęśliwiania mieszkańców, swoją informację na ten temat warszawski Zarząd Dróg Miejski opatrzył nawet śródtytułem "Dla dobra mieszkańców".

- Strefa Płatnego Parkowania za każdym razem budziła emocje. Mieliśmy przeciwników jej wprowadzenia na Żoliborzu, Pradze Północ, Ochocie, Woli, Mokotowie. I wszędzie Strefa Płatnego Parkowania zdała egzamin - mówi Łukasz Puchalski, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich, który prowadzi i nadzoruje wprowadzanie SPPN.

Strefa płatnego parkowania to setki milionów złotych w budżecie

Z punktu widzenia miasta dyrektor ZDM oczywiście ma rację. Przy okazji zeszłorocznej podwyżki cen za parkowanie, do budżetu z tytułu opłat za parkowanie wpłynęło ponad 180 milionów złotych rocznie. Natomiast Rozszerzenie strefy o Mokotów i Pragę Północ (co nastąpiło w sierpniu 2022 roku) to kolejne 22 miliony złotych w budżecie. 

Jedno miejsce ma szacunkowo przynosić 3504 złote rocznie. Są to pieniądze wyciągnięte bezpośrednio z kieszeni kierowców.

Warszawa tak dobrze zarabia na strefie, że zainwestowała w elektryczne Nissany Leaf, które w sposób automatyczny sprawdzają wniesienie opłaty. Początkowo po Warszawie jeździły trzy takie samochody, ale za niemal 5 milionów złotych miasto okupiło kolejnych sześć takich pojazdów. W efekcie dziś ulice patroluje ich dziewięć. Inwestycja prawdopodobnie się zwróciła, bo w 2020 roku opłata za brak biletu wzrosła z 50 do 250 zł.

Na zakończenie warto podkreślić jeszcze raz. Strefy płatnego parkowania mają sens tylko wówczas, gdy obejmują ścisłe centrum miasta. Rozlewanie ich na kolejne obszary to absurd, który sprawia, że w końcu strefy skończą się na rogatkach. Bo inaczej zawsze będzie jakiś obszar, w którym parkowanie będzie bezpłatne i tam kierowcy będą zostawiać swoje auta, zabierając miejsca mieszkańcom.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: strefa płatnego parkowania | Warszawa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy