Bo mają 10 tysięcy miesięcznie?

Z niedowierzaniem zamieniającym się w oburzenie przeczytałem artykuł o planowanym nowym podatku ekologicznym. (*)

article cover
INTERIA.PL

Autorzy tego projektu wykazali się totalnym oderwaniem od społeczeństwa i albo napisali go pod dyktando dilerów, albo chcieli - pod pretekstem ekologii - po prostu wyciągnąć od kierowców kolejne pieniądze.

Nie wiem, czy autorom tych absurdalnych pomysłów wydaje się, że Polacy jeżdżą starymi autami bo tak lubią? Jeśli tak, to warto im uświadomić, że jest inaczej.

Haracz w wysokości średniej miesięcznej pensji brutto nie zmusi tak zarabiającego człowieka do sprzedaży np. 10-letniego rodzinnego kombi o wartości 15 tysięcy złotych. Bo co ten człowiek ma kupić? Jeśli już znajdzie chętnego na zakup auta, którego utrzymanie będzie rocznie kosztowało ekstra 3 tysiące, to do wspomnianych 15 tysięcy będzie musiał dołożyć kolejne 15 tysięcy, by kupić... np. "bardzo rodzinną" pandę. Samochód będzie mało palił, mniej nawet o tyle, że na wakacje trzeba będzie jechać pociągiem, bo w jaki sposób zabrać bagaż, żonę i dwójkę dzieci?

Efektem tego absurdalnego pomysłu będzie jedynie spadek cen starych aut (bo nikt ich nie będzie chciał kupić), zmniejszenie korków (bo ludzi nie będzie stać na samochody), ale na pewno nie będzie zwiększenia sprzedaży nowych aut.

Piszę rzeczy trywialne, zastanawiając się tylko, dlaczego widzą je wszyscy poza sferami rządzącymi? Czy pensja w wysokości 10 tysięcy miesięcznie aż tak bardzo zmienia punkt widzenia?

W całej Europie rządy dopłacają do nowych samochodów. Tylko u nas jest na odwrót, wszak społeczeństwo jest tak bogate... Niech płaci, albo nie jeździ!

* List od czytelnika

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas