Zientarski wyszedł ze szpitala!
Z powodów zdrowotnych Maciej Zientarski na razie nie będzie mógł być przesłuchiwany w śledztwie w sprawie wypadku samochodu ferrari, w którym w lutym zginął jego kolega, a on sam odniósł ciężkie obrażenia.
Szefowa prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej Warszawa- Mokotów Katarzyna Dobrzańska powiedziała w środę, że pod koniec maja do prokuratury wpłynęła opinia lekarzy z 19 maja, stwierdzająca, że Zientarski "nie może uczestniczyć w czynnościach procesowych".
Prokurator dodała, że taką opinię wystawili lekarze ze szpitala w Bydgoszczy, gdy Zientarski jeszcze tam przebywał - o tym, że już opuścił szpital, poinformowała w środę TVN 24.
Lekarze nie chcą udzielać informacji o stanie zdrowia, gdyż nie zgodziła się na to rodzina Macieja. Wiadomo jednak, że czeka go wielomiesięczna rehabilitacja, a także ponowny pobyt w szpitalu.
Dobrzańska poinformowała, że prokuratura nadal czeka na całościową opinię biegłych powołanych do sprawy (m.in. z dziedziny ruchu drogowego oraz lekarzy). "W zależności od treści biegłych, podejmiemy dalsze decyzje" - dodała prokurator.
"Niezależnie od tego, zwrócimy się do kolejnego biegłego z pytaniem, czy dziennikarz już może uczestniczyć w czynnościach" - powiedziała Dobrzańska.
"Nasz pacjent został wypisany do domu już we wtorek. Rodzina zastrzegła, by nie ujawniać szczegółów dotyczących jego leczenia, ale mogę zapewnić, że w ciągu ostatnich tygodni stan zdrowia pana Zientarskiego znacznie się poprawił" - powiedział dyrektor ds. lecznictwa Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy Stanisław Prywiński.
W lutym na warszawskim Mokotowie ferrari, jadące z prędkością znacznie większą niż dozwolona na tym odcinku, straciło przyczepność i uderzyło w filar wiaduktu. Samochód rozpadł się i stanął w płomieniach. Na miejscu zginął pasażer auta, dziennikarz "Super Expressu", Jarosław Zabiega. Zientarski był długo w stanie śpiączki.
Według wstępnych ustaleń służb i opartych na relacjach świadków doniesień mediów, to on - znany dziennikarz motoryzacyjny - kierował autem.
Prokuratura powierzyła czynności w sprawie wydziałowi ruchu drogowego stołecznej policji. Podstawą śledztwa jest artykuł kodeksu karnego, który stanowi, że kto - naruszając chociażby nieumyślnie zasady bezpieczeństwa w ruchu - powoduje nieumyślnie wypadek, którego następstwem jest śmierć innej osoby, podlega karze więzienia od 6 miesięcy do 8 lat.