Zientarski to nie Kowalski...
Zginął człowiek. Jeden, drugi, trzeci... Statystycznie wychodzi około 14-15 dziennie. Giną w różnych przypadkach - bądź to w wypadkach, bądź potrąceni... Różnie.
Tragiczne sytuacje zdarzają się każdego, polskiego dnia i ludzie się do tego już przyzwyczaili. Ale czy na pewno? Śmiem wątpić... (*)
Pewnego wieczora wydarzył się wypadek. I nie byłoby w tym nic "dziwnego", gdyby nie dwa aspekty. Jakie? Ano takie, które ogromnie zmieniły odbiór tego wypadku i sprawiły, iż z kolejnej kraksy wywołanej bezmyślną szarżą po publicznych drogach kraksa ta stała się narodową dyskusją. Pierwsza z nich to samochód - nie byle jaki volkswagen czy audi, peugeot czy seat. Nawet nie BMW, które zwykle prowokuje do działania mnóstwo komentatorów. To było ferrari. Drogie, mało spotykane, szybkie, piękne ferrari. Drugim aspektem był kierowca: Maciej Zientarski. Nie Jan Kowalski. To był Maciej Zientarski.
Nagle coś się ruszyło - mnóstwo tekstów, a pod nimi mnóstwo komentatorów stawiających konkretnego człowieka w konkretnym świetle - idiota, który powinien wręcz zawisnąć na szubienicy za to, co zrobił. Bo zginął człowiek. Tysiące komentarzy, tysiące ludzi mówiących o fatalnych skutkach przekraczania prędkości, tysiące Polaków wykazujących, jak zgubne jest szarżowanie na drogach. Tysiące... A dziś zginie kolejne 15 osób. I komentatorów brak.
Brakowało komentatorów, gdy pijany kierowca ferrari uderzył w betonowy mur. Było ich 15-krotnie mniej. Dlaczego? Czy dlatego, że nikt nie zginął? Czy dlatego, że owe ferrari nie spłonęło? A może dlatego, że kierowca był zwykłym śmiertelnikiem, który dorobił się sporych pieniędzy, ale jego nazwisko wśród szerokiej publiki było raczej nieznane, toteż nie warto było pokazać się, jakim to się jest przeciwnikiem pijaństwa za kierownicą? Brakowało komentatorów również wtedy, gdy kierowca ciężarówki wiozącej 8 ton gazu miał we krwi 3 promile alkoholu, a w dodatku trzymał puszkę piwa w ręce. I tu znów - w porównaniu do poprzedniego tekstu, 10 razy mniej. Tu nie było nawet o czym pisać - facet nieznany, a auto to stara ciężarówka. Po co się męczyć - i tak nikt nie będzie tego czytał...
Z jednej strony nie dziwne - ludzie uwielbiają mówić, pisać, czytać o osobach znanych, tych codziennie spotykanych na ekranach TV... Czemu jednak, gdy dochodzi do tragedii z udziałem takiej osoby, naród polski staje ramię w ramię by pokazać, jak okropnym było to, co zrobiła owa znana osoba. Dlaczego utrata panowania nad kierownicą Otylii Jędrzejczak i śmierć jej ukochanego brata stała się tak wielkim tematem, natomiast śmierć 4-5-6 osób w wypadkach, które wydarzyły się w ostatnich tygodniach prowokowała co najwyżej do kilku tekstów, w dodatku ukazujących najczęściej markę samochodu jako podstawę do oceny umiejętności kierowcy?
Gdzie więc są Ci wszyscy, którzy tak bardzo bronią prawa drogowego? Gdzie są ludzie, dla których karanie Otylii Jędrzejczak czy Macieja Zientarskiego łagodniej od Jana Kowalskiego to chamstwo? Dlaczego tak samo, jak te dwie osoby, nie traktują oni pijanego kierowcę ferrari, czy ciężarówki? Bo nikogo nie zabili? Bo nic wielkiego się nie stało? A może bo Otylia Jędrzejczak czy Maciej Zientarski to osoby znane, które doszły do czegoś w życiu, a teraz jest szansa na ich niszczenie?
Tak czy owak - dziś znowu zginie 15 osób. Piętnastu ludzi, których śmierć na drodze pozostanie praktycznie bez echa, gdyż ich nazwiska to Kowalski i Nowak, a auta - fiat i renault. I bez względu na to, co było powodem wypadku i jaka była ich wina, ich życie znajdzie oddźwięk tylko w jednym miejscu. To miejsce nazywa się statystyka... (FC)
(*) List czytelnika