Wiesz, kto tu ma pierwszeństwo?

Rzecznik Praw Obywatelskich chce zmiany przepisów dotyczących przejść dla pieszych. Adam Bodnar zwrócił się w tej sprawie do Ministerstwa Infrastruktury.

Uściślijmy - dziś pieszy zyskuje pierwszeństwo przed pojazdem dopiero wówczas, gdy wejdzie na przejście. Wbrew przekonaniu wielu pieszych, nie ma go jednak w momencie oczekiwania na samo przejście. Precyzując - sam zamiar wejścia na przejście nie ma obecnie nic wspólnego z pierwszeństwem!

Na problem zwrócili uwagę przedstawiciele organizacji społecznych "Miasto jest nasze" i "Piesza Masa Krytyczna", którzy - przy okazji grudniowego spotkania z Rzecznikiem Praw Obywatelskich - opowiedzieli się za zmianami w prawie. Zaproponowano wówczas wprowadzenie do Prawa o ruchu drogowym przepisu, który dawałby pieszemu pierwszeństwo już w momencie, gdy "ma zamiar wejść na pasy, co sygnalizuje w ten sposób, że staje i czeka na możliwość przejścia". Oznacza to, że w takiej sytuacji kierowca miałby obowiązek ustąpić pierwszeństwa.

Reklama

W opinii części ekspertów poprawiłoby to bezpieczeństwo na polskich drogach. Wiedząc, że pierwszeństwo przysługuje nie tylko człowiekowi na przejściu, ale także oczekującemu na samo przejście, kierowca musiałby zachować jeszcze większą ostrożność i w większym stopniu zmniejszyć prędkość. Biorąc powyższe pod uwagę Rzecznik zwrócił się do ministra Andrzeja Adamczyka o "rozważenie zainicjowania zmiany Prawa o ruchu drogowym przez przyznanie pierwszeństwa pieszym, którzy oczekują na przejście przez jezdnie lub na nie wkraczają".

W piśmie do Ministerstwa Infrastruktury RPO wskazuje, że w polskim prawie są już przepisy, z których można by wywodzić pierwszeństwo ludzi wchodzących na przejście dla pieszych. Zgodnie z § 47 ust. 4 rozporządzenia Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych (Dz.U. z 2002 r. Nr 170, poz. 1393), "kierujący pojazdem zbliżający się do przejścia oznaczonego znakiem D-6 jest obowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo osób znajdujących się na przejściu lub na nie wchodzących". Przepis ten nakazuje kierowcy zmniejszyć prędkość na tyle, aby mógł się zatrzymać przed przejściem - jeżeli pieszy na nim się znajduje lub na nie wchodzi. Przepis ten pozostaje jednak w sprzeczności z Prawem o ruchu drogowym, w myśl którego pierwszeństwo przed pojazdem ma tylko pieszy na przejściu.

Zasada, że pieszy ma pierwszeństwo jeszcze przed wejściem na przejście, obowiązuje w krajach skandynawskich i w większości państw Europy Zachodniej. W Norwegii i we Francji kierowca ma obowiązek zatrzymania się przed przejściem nawet wtedy, gdy ludzie stojący w pobliżu nie wykazują wyraźnego zamiaru przejścia przez jezdnię, a jedynie zbliżają się do jezdni. W Szwajcarii kierowca musi się zatrzymać wtedy, gdy pieszy stoi przed przejściem, ale ma oczywisty zamiar przejścia przez jezdnię.

Od redakcji:

Problem jest niestety dużo bardziej złożony, niż wydawałoby się to na pierwszy rzut oka. Rzeczywiście, od wielu lat niechronieni uczestnicy ruchu drogowego stanowią w naszym kraju aż 1/3 ogółu śmiertelnych ofiar wypadków. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że do takiej sytuacji przyczyniło się kilka czynników - jednym z nich jest np. pokoleniowa zmiana, jaka dokonuje się wśród samych kierowców.

Wśród stosunkowo młodych adeptów sztuki prowadzenia zjawisko uprzejmości wobec pieszych jest czymś, co często wynoszą już ze szkół nauki jazdy. Problem w tym, że po naszych drogach wciąż porusza się wielu zmotoryzowanych, którzy prawo jazdy uzyskali wiele lat temu i nie zatrzymują się przed przejściami. Nie wynika to wcale ze złej woli - po prostu trzymają się oni przepisów, w myśl których pieszy ma pierwszeństwo dopiero znajdując się na przejściu.

Należy też pamiętać, aby nie ulegać mylnemu wyobrażeniu, że za wypadki z udziałem pieszych odpowiadają wyłącznie kierowcy. W rzeczywistości, chociaż w 2017 roku zanotowano 3408 wypadków spowodowanych "nieustąpieniem pierwszeństwa pieszemu na przejściu", w ich wyniku zginęło "zaledwie" 267 osób. Dla porównania, w wypadkach spowodowanych przez samych pieszych śmierć poniosło... 425 osób.

Statystyka sugeruje, że sama zmiana przepisów niewiele wniesie - co najwyżej pozwoli "przerzucić" część odpowiedzialności (również karnej) z jednej grupy uczestników ruchu (piesi) na inną (kierowcy). W rzeczywistości potrzebne jest coś zdecydowanie trudniejszego - wzajemne zrozumienie. Niestety, wielu pieszych nie ma prawa jazdy i nie zdaje sobie sprawy z sił działających na pojazd będący w ruchu. Nie ma też świadomości, że kierowca - z uwagi na natłok bodźców związanych z prowadzeniem - może też, po prostu, nie zauważyć zbliżającego się do przejścia pieszego. To z kolei powoduje, że piesi bezrefleksyjnie wchodzą na przejścia wprost pod koła pojazdów (często "odizolowani" od świata zewnętrznego słuchawkami i muzyką). Trudno też nie wysnuć przypuszczenia, że mając bezwzględne pierwszeństwo w każdej sytuacji, liczba pieszych bezrefleksyjnie wchodzących wprost pod nadjeżdżające pojazdy jeszcze wzrośnie. Jeśli do tego dodamy sporą liczbę kierowców, która nie dostosuje się natychmiast do nowych przepisów (bo o nich nie usłyszy lub po prostu będzie jeździć tak jak dotychczas z przyzwyczajenia), istnieje ryzyko, że ilość wypadków z udziałem pieszych zauważalnie wzrośnie. A właśnie w wyniku "nieostrożnego wejścia na jezdnię" (wprost pod auto lub zza przeszkody) tylko w ubiegłym roku zginęło w Polsce 206 pieszych! W myśl nowych przepisów przy każdym tego rodzaju wtargnięciu w okolicach przejścia dla pieszych winę za zdarzenie ponosić będzie kierujący. 

Osobnym problemem jest też zupełna nieznajomość przepisów ruchu drogowego przez pieszych. Przykładowo - w 2017 roku 44 pieszych straciło życie w wyniku... poruszania się nieprawidłową stroną drogi!

Pojawia się więc pytanie, czy zmiany są potrzebne? Bez wątpienia, tak. Trzeba się jednak zastanowić, czy ograniczenie ich do kilku nowych zapisów w kodeksie drogowym przyniesie jakąkolwiek poprawę bezpieczeństwa, czy jedynie sztuczną poprawę statystyk. Coś nam podpowiada, że w polskich warunkach zdecydowanie lepszy efekt dałaby modernizacja infrastruktury, czyli budowa nowych chodników, kładek i przejść dla pieszych z sygnalizacją świetlną...

PR


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama