Prawdziwy koszmar kierowcy
Coraz głośniej mówi się o możliwości wprowadzenia w Polsce urządzeń uniemożliwiających uruchomienie silnika, gdy kierowca jest pod wpływem alkoholu.
Tymczasem taki system działa już w USA. Jak jest skuteczny przekonał się jeden z naszych czytelników, który postanowił przestrzec polskich kierowców, którzy twierdzą, że "na pewno można to obejść".
Oto list naszego czytelnika:
"Droga Redakcjo!
Mieszkam w USA przeszło 15 lat i tyle lat jeżdżę. Szczęśliwie jak na razie, bez stłuczek i mandatów. Na każdego jednak kiedyś przychodzi zła godzina.
6 lat temu po spożyciu sporej ilości alkoholu wybrałem się wieczorową porą do mojego kolegi. Po zatrzymaniu przez policjanta zostałem poddany testowi (dmuchanie) i natychmiast aresztowany. Prawo jazdy zostało mi zabrane na 30 dni, to jest do dnia rozprawy w sądzie.
Adwokat przedłużył dwukrotnie termin rozprawy, więc po 30 dniach zapłaciłem 50 $ i otrzymałem prawo jazdy z powrotem.
Na rozprawie adwokat przedstawił mnie jako kryształowo uczciwego człowieka, w związku z tym sędzia zabrał mi prawo jazdy na rok, wlepił 250 $ grzywny, 40 godzin pracy społecznej i na wniosek adwokata przyznał mi prawo dojazdu w czasie tego roku do pracy i z powrotem.
Kto jest złapany po raz drugi lub gdy norma spożytego alkoholu jest dwa razy większa niz 0.8, na wniosek sędziego instaluje w swoim aucie tzw. bretilajzer/od ang. breath/, czyli urządzenie kontrolujące trzeźwość kierowcy. Udałem się do wyznaczonego punktu, gdzie dwaj smutni panowie zainstalowali mi anioła stróża. Jest to urządzenie wielkości radia samochodowego, które zamontowane zostało pod popielniczką. Na ścianie czołowej znajdują się następujące sygnalizatory: warn/żółty/, failure/czerwony/, pass/zielony. Od ściany czołowej odchodzi kręcony, giętki przewód pneumatyczny zakończony prostopadłościanem o rozmiarze ok. 10x5x2 cm, na którym jest przycisk i ustnik do dmuchania.
Aby odpalić auto należy:
- być absolutnie trzeźwym - nie mniej jak 12 godzin jeśli idzie o piwo i 24 godziny - cięższe alkohole,
- nacisnąć przycisk, powiedzieć 3 razy 1000 i jeden (prawdopodobnie dla wyrównania oddechu) i jednym tchem nadmuchać urządzenie.
Nie jest to wcale łatwe i trzeba dojść do wprawy. Jeżeli dmuchanie jest niewłaściwe, zapala się czerwone światło (failure). Właściwe nadmuchanie powoduje słyszalny stuk zaworu kulkowego i zapala się zielone pass. Można odpalać i jechać.
Po około piętnastu minutach jazdy zaczyna mrugać żółte światełko /warn/ i należy dmuchnąć jeszcze raz.
Po szczęśliwym nadmuchaniu już bez liczenia możemy jechać około 25-35 minut i potem należy się zatrzymać i wyłączyć silnik na ok. 15 minut. Zignorowanie tego powoduje włączenie się syreny, a następnie wyłączenie zapłonu.
Jak widać, jest to doskonałe narzędzie tortur. Za zamontowanie tego urządzenia płacimy 150$. Raz w miesiącu jedziemy do smutnych panow, którzy podłączają urządzenie do komputera i mamy gotowy wydruk wszystkich startow, błędów, ewentualnych alkoholowych dmuchań, czas jazdy i postoju. Grzecznie podpisujemy egzemplarz do sądu i płacimy za sprawną obsługę 50 $.
Urządzenie nie jest doskonałe. Raz po dmuchaniu zareagowało na świeżo zjedzoną kremówkę, raz na płyn do płukania ust. W tym przypadku musiałem pojechać na policję, żeby stwierdzić trzeźwość.
Nie sądzę, żeby można było to narzędzie tortur oszukać. W przypadku dmuchania po alkoholu włącza się syrena i zapłon jest zablokowany na okres kilku godzin. Czasami ludzie się tłumaczą, że auto próbował uruchomić pijany członek rodziny, przyjaciel itd. Nikogo to nie obchodzi i klient otrzymuje maszynę na następny rok. Spotkałem nobliwą, starszą panią, która używała go 3 lata.
A jeżeli np. ktoś nie zgadza się na zamontowanie tego urządzenia, twierdząc, że nie będzie jeździć przez rok, prawo jazdy zabiera mu się na 5 lat... A w USA bez auta gorzej jak bez butów.
Obroniłem się jednak i po roku smutni panowie, jakkolwiek z żalem, zdemontowali to cudo. Upłynęło 5 lat, ale kiedy mi się to przyśni, zrywam się oblany zimnym potem.
Pozdrowienia"
Jak widać jest prosty sposób na walkę z pijanymi kierowcami. I nie trzeba wcale wsadzać ich do więzienia. Czy ktoś po podobnych doświadczeniach zaryzykuje ponowną jazdę po pijanemu?