Polskie ekranowe szaleństwo nie jest wymuszone przepisami

Cudzoziemiec podróżujący samochodem po Polsce zbudowanymi w ostatnich latach drogami musi uwierzyć na słowo, że znalazł się w kraju słynącym z pięknych widoków. Na długich odcinkach jedzie bowiem szczelnie odgrodzony od otoczenia wysokimi ekranami akustycznymi. Urządzenia te nie mają u nas dobrej prasy. Nic dziwnego zatem, że z zadowoleniem przyjęto zapowiedź, iż będzie się ich stawiało znacznie mniej niż dotychczas.

Ostatnio ekrany akustyczne zaczęły się pojawiać bez względu na to, czy są potrzebne, czy też nie
Ostatnio ekrany akustyczne zaczęły się pojawiać bez względu na to, czy są potrzebne, czy też niePiotr KamionkaReporter

Na początku września ubiegłego roku rząd premier Ewy Kopacz przyjął program budowy dróg do 2023 r. Niestety, według przedstawicieli nowej władzy na jego realizację brakuje pieniędzy. Ile? Bardzo dużo, bo około 90 mld zł. Koszty planowanych inwestycji szacuje się bowiem na prawie 200 mld zł, przy tzw. limicie finansowym ustalonym na 107 mld zł. Trzeba zatem szukać dodatkowych wpływów i oszczędności.

Jednym ze źródeł tych ostatnich, jak poinformowało niedawno Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, ma być m.in. weryfikacja wymogów środowiskowych, w tym tych, dotyczących ochrony przed hałasem. Wspomniany resort wyliczył, że z 59 mld zł wydanych w latach 2007-2013 na inwestycje drogowe, aż 2,5 mld zł pochłonęła budowa ekranów dźwiękochłonnych. Wniosek: mniej ekranów, więcej kasy w kasie. Proste? Otóż nie do końca.

W dyskusjach o polskiej drogowej ekranomanii często przywołuje się raport Najwyższej Izby Kontroli z 2014 r. NIK szczególnie uważnie przyjrzał się autostradzie A2. Okazało się, że po obu stronach liczącego około 91 km długości odcinka tej drogi między Łodzią a Warszawą zainstalowano dokładnie 107,077 kilometrów ekranów akustycznych. Kosztem prawie 200 mln zł. Wyznawcy teorii spiskowych są przekonani, że za takim rozpasaniem musi kryć się korupcja. Ktoś komuś "dał w łapę". Kto? Zapewne producenci ekranów i firmy, zajmujące się ich montażem. Komu? Oczywiście urzędnikom, podejmującym życzliwe ekranowemu biznesowi decyzje. Jakichkolwiek dowodów brak, podejrzenia pozostają...

Według racjonalistów przyczyną ekranowego rozmachu są obowiązujące w Polsce wyjątkowo surowe normy ochrony przed hałasem. W mediach wciąż przewija się informacja, że zostały one dodatkowo zaostrzone przez obecnego ministra środowiska Jana Szyszkę, w czasach, gdy pełnił on tę samą funkcję w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Nie czujemy się absolutnie adwokatami ministra Szyszki, pogromcy korników z Puszczy Białowieskiej, ale z raportu NIK wynika, że wspomniane normy pozostawały niezmienne co najmniej od 2004 r. aż do jesieni 2012 r. Były zresztą dużo bardziej liberalne od wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia.

WHO zaleca, by na terenach zamieszkałych przez ludzi hałas w ciągu dnia nie przekraczał 55 decybeli, a nocą 45 dB. W Polsce obowiązywały limity na poziomie odpowiednio 60 i 50 dB ("tereny zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej i zamieszkania zbiorowego, zabudowy zagrodowej, tereny rekreacyjno-wypoczynkowe oraz mieszkaniowo-usługowe"). Przeprowadzone w 2013 r. pomiary wykazały, że najgłośniejszym z pięciu przebadanych polskich dużych miast jest Wrocław. Odnotowany tam średni poziom hałasu wyniósł (w śródmieściu) 72 dB.

W 2012 r. limity dopuszczalnego hałasu w Polsce i tak już, jak powiedziano, zawyżone wobec zaleceń WHO, zostały wyraźnie złagodzone. Na wymienionych wyżej obszarach do 65 dB (dzień) i 56 dB (noc). Decyzję ministra środowiska starał się początkowo zablokować minister zdrowia, ale z czasem dał za wygraną (negatywne opinie w tej sprawie zgłosiły również m.in. Komitet Akustyki PAN, Centralny Instytut Ochrony Pracy, Instytut Ochrony Środowiska, Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie i Politechnika Wrocławska).

Polskie ekranowe szaleństwo nie jest zatem wymuszone przez prawne wymogi ochrony przed hałasem. Jego przyczyn należałoby szukać zarówno w lenistwie, skłonności urzędników do chodzenia na skróty, jak i w ich... nadgorliwości.

Jednym z wyszydzanych i powszechnie krytykowanych przejawów marnotrawstwa jest budowa ekranów akustycznych w szczerych polach, z dala od jakichkolwiek osiedli. Głupota? Raczej niewłaściwa, zdaniem NIK, interpretacja przepisów. Urzędnicy odpowiedzialni za projekty drogowe uznali, że ekrany trzeba stawiać nie tylko tam, gdzie już znajdują się domy, ale także wszędzie tam, gdzie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego przewidują zabudowę mieszkaniową. Niezależnie od tego, kiedy, gdzie dokładnie i jakiej formie się ona pojawi. W tej sytuacji ekrany dźwiękochłonne zamiast ludzi przez długie lata chronią przed hałasem krowy na pastwiskach i leśną zwierzynę.

NIK wytykał także inne zaniedbania i zaniechania. W wielu przypadkach znacznie taniej byłoby wykupić pojedynczą, samotnie stojącą przy drodze nieruchomość zamiast izolować ją kosztowną przegrodą akustyczną. Tego jednak nie czyniono, Po co zawracać sobie głowę mitręgą z wyceną budynku, użerać się z jego właścicielem, zazwyczaj z takiej oficjalnej wyceny niezadowolonym. Lepiej pójść na łatwiznę i postawić dźwiękoszczelny płot.

Zupełnie pomijano inne, niż budowa ekranów, sposoby walki z nadmiarem decybeli: sadzenie specjalnie dobranej roślinności, sypanie wałów ziemnych, stosowanie odpowiednich nawierzchni, wprowadzenie obowiązujących w nocy ograniczeń prędkości ciężarówek, wyciszanie pojazdów itp.

Wiele ekranów powstało niepotrzebnie lub, jak to się mawia, zostało przewymiarowanych wskutek mylnej oceny przyszłego natężenia ruchu. Jest on prognozowany na podstawie przewidywanego wzrostu PKB, czyli głównego wskaźnika rozwoju gospodarczego kraju. Związek między oboma czynnikami nie zawsze jednak jest tak oczywisty. Ponadto założenia odnośnie wzrostu PKB okazywały się w ostatnich latach zanadto optymistyczne.

To dobrze, że Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa chce ograniczyć polską ekranomanię. Byłoby jednak źle, gdyby jedynym celem podejmowanych działań było zaoszczędzenie paru miliardów, a jedynym sposobem prowadzącym do jego osiągnięcia dalsze łagodzenie norm środowiskowych, przy jednoczesnym lekceważeniu innych możliwości ochrony przed płynącym z dróg hałasem.

(A)

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas