Polska państwem policyjnym? Bo radiowozy mogą stać gdzie popadnie?

I znowu jest powód do załamywania rąk, ciskania gromów i biadolenia, że oto uczyniono kolejny krok ku przekształceniu Polski w państwo policyjne. Wszystko sprawiła informacja o projekcie rozporządzenia, które ma dać służbom nowe, szersze uprawnienia.

I znowu jest powód do załamywania rąk, ciskania gromów i biadolenia, że oto uczyniono kolejny krok ku przekształceniu Polski w państwo policyjne. Wszystko sprawiła informacja o projekcie rozporządzenia, które ma dać służbom nowe, szersze uprawnienia.



"Policyjna drogówka będzie mogła ustawić radiowóz lub nieoznakowany samochód w miejscu niedozwolonym i stamtąd prowadzić kontrolę. Chodzi o: powierzchnię wyłączoną, zatoki autobusowe, pobocza oddzielone od jezdni ciągłą linią, czy chodniki".

Otóż trzeba się tylko dziwić, że dotychczas przepisy na to nie pozwalały. Przecież gdyby rozciągnąć podobne ograniczenia na inne sytuacje, okazałoby się, że ścigającym przestępców policjantom nie wolno przekroczyć dozwolonej prędkości, przejechać przez trawnik, czy zablokować drogi ustawionymi w jej poprzek radiowozami. Wszak takie postępowanie też można byłoby uznać za łamanie prawa, na pewno zdecydowanie jaskrawsze niż zjechanie na oddzielone linią ciągłą pobocze.

Reklama

Mundurowi prowadzący na drodze przesiewowe badania trzeźwości nie będą musieli legitymować się każdemu kontrolowanemu kierowcy. Ten punkt stanowi przejaw zdrowego rozsądku i sankcjonuje stan faktyczny. Można mieć różne opinie na temat "Trzeźwych poranków", "Sobót bez promili" itp. Narzekać, że takie akcje naruszają prawa obywatelskie, stawiają porządnych ludzi w roli podejrzanych.

Nikt chyba jednak nie zaprzeczy, że masowe kontrole trzeźwości działają prewencyjnie. Niejeden delikwent wiedząc, że w każdej chwili może trafić na blokujący drogę patrol z alkomatem (no i znowu: blokujący...), dwa razy zastanowi się, zanim siądzie po kieliszku za kierownicę. Ryzyko wpadki jest całkiem realne. Wyobraźmy sobie teraz, iż funkcjonariusz musi każdemu zatrzymanemu przedstawić się nazwiskiem, stopniem służbowym, podać jednostkę, którą reprezentuje oraz powód kontroli. Po pięćdziesiątym wygłoszeniu takiej obowiązkowej formułki z rozpaczy i wściekłości pogryzłby swoją białą czapkę. A sama akcja trwałaby pięciokrotnie dłużej niż obecnie, pogłębiając irytację kierowców.

Przyglądamy się pracy policjantów. Konsekwentnie wytykamy im arogancję, lekceważenie procedur, niebezpieczne zachowania, piętnujemy przypadki nadużycia władzy. Trudno jednak krytykować działania legislacyjne, które niczego radykalnie nie zmieniając i nie powodując nowych zagrożeń, zmierzają do poprawy skuteczności tej służby.  



Maria Odrowąż

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama