Pieszy zginął po tym, jak wbiegł na przejście. Sąd uniewinnił kierowcę!

Sąd Rejonowy w Białymstoku uniewinnił w środę 69-letniego kierowcę oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginął pieszy potrącony na przejściu. W oparciu o opinię biegłego sąd ocenił bowiem, że to pieszy nie zachował należytej ostrożności i wbiegł na przejście.

Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura chciała dla kierowcy roku więzienia i 10-letniego zakazu prowadzenia pojazdów. Na razie nie wiadomo, czy będzie składała apelację; oskarżyciela publicznego nie było na publikacji wyroku.

Sąd badał okoliczności wypadku, do którego doszło w lutym 2018 roku na skrzyżowaniu ulic Bohaterów Getta i Żabiej, czyli w ścisłym centrum Białegostoku. W wyniku potrącenia przez auto na przejściu dla pieszych, 59-letni mężczyzna doznał bardzo poważnych obrażeń i zmarł w szpitalu.

Po wypadku policja podawała na podstawie wstępnych ustaleń, że pieszy mógł wbiec na jezdnię tuż przed nadjeżdżający samochód. Prokuratura ostatecznie oskarżyła kierowcę o to, że umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym w ten sposób, że - zbliżając się do przejścia dla pieszych - nie zachował szczególnej ostrożności i spóźnił się z reakcją na wejście pieszego na jezdnię, na skutek czego doszło do potrącenia i obrażeń skutkujących śmiercią.

W sumie w sprawie były trzy opinie biegłych, ale brakowało innych dowodów (przede wszystkim naocznych świadków), które pozwoliłyby ustalić, jak zachowywał się pieszy. Ostatecznie sąd ocenił, biorąc pod uwagę jedną z opinii z zakresu ruchu drogowego, którą uznał za najpełniejszą, najbardziej wszechstronną i opartą o wszelkie eksperckie ustalenia, iż pieszy nie zachował należytej ostrożności i wbiegł na przejście, nie dając kierowcy szans na właściwą reakcję.

Sąd przyjął, że samochód poruszał się z prędkością 40-45 km/h. Jak zaznaczył sąd, była to prędkość "niezbyt duża i dozwolona administracyjnie na tym odcinku drogi". Kierowca jechał prawym pasem ruchu, w pieszego uderzył na "pasach" lewym przednim narożnikiem osobowej skody, którą prowadził.

Reklama

Przywołując opinię specjalisty, sędzia Barbara Paszkowska mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku, że kierowca nie miał możliwości "pełnego zatrzymania pojazdu" przed przebiegającym przez przejście pieszym.

"Z całą pewnością, w oparciu o te opinie biegłych nie można stwierdzić, że pieszy zatrzymał się przed wkroczeniem na przejście" - mówiła sędzia Paszkowska. Podkreślała, że żaden z dowodów czy wyliczeń biegłych nie wskazuje na to, iż pieszy zachował szczególną ostrożność. "Że podszedł do krawężnika, zatrzymał się, rozejrzał i upewnił, czy pojazdy (...) znajdują się na tyle daleko od przejścia, że będzie mógł przejść bezpiecznie" - dodała.

Sędzia podkreślała, że wypadek był dramatem nie tylko dla żony zmarłego (miała w sprawie status oskarżycielki posiłkowej), ale też traumatycznym przeżyciem dla oskarżonego kierowcy i jego żony (była wtedy pasażerką). Przypomniała, że po wypadku do szpitala trafił nie tylko pieszy, ale też kierowca, bo okazało się, że ma podejrzenie zawału serca.

Sędzia Paszkowska przyznała, że publikowane w mediach nagrania wypadków drogowych na przejściach dla pieszych "wyglądają niejednokrotnie dramatycznie", ale zwracała też uwagę, że "nie zawsze to tylko kierowcy są winni". "Zdarza się tak, że kierowcy jeżdżą nierozsądnie, sprzecznie z zasadami bezpieczeństwa w ruchu drogowym (...), ale tu nie mamy do czynienia z taką sytuacją" - mówiła.

"Pieszy ma też obowiązek i możliwość, chociażby dla własnego życia i zdrowia, zachowania należytej, szczególnej ostrożności i upewnienia się, że może bezpiecznie wejść na drogę (...). Bo cóż z tego, że pieszy ma pierwszeństwo na przejściu, jeżeli - niestety - zostanie potrącony i tego nie przeżyje, albo zostanie kaleką" - powiedziała sędzia Paszkowska.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy