Piesi imbecyle. Będą teraz włazili wprost pod samochody

Piesi na drogach i ulicach są intruzami. Jezdnie są dla pojazdów!

Po burzliwych obradach sejmowa komisja infrastruktury przyjęła projekt zmian w Prawie o ruchu drogowym, przyznających nowe, znaczące przywileje dla pieszych. Oczywiście w trosce o ich bezpieczeństwo.

 Zgodnie z proponowaną nowelizacją, kierowca będzie miał obowiązek ustąpienia pierwszeństwa nie tylko pieszemu, który znalazł się już na przeznaczonym dla niego przejściu, ale także temu, który dopiero oczekuje możliwości wejścia na pasy.    

Posłowie wałkują ten pomysł od prawie dwóch lat. Sprawa nie jest zatem nowa, lecz wciąż budzi spore kontrowersje i niemniejsze emocje. Zanim jednak o emocjach, spójrzmy na policyjne statystyki i zobaczmy, o jaką stawkę toczy się gra.

Reklama

W 2014 roku na naszych drogach doszło do 34 970 wypadków, w których zginęły 3202 osoby, a 42 545 odniosło obrażenia. Więcej niż co trzecią z ofiar śmiertelnych stanowili piesi (1116 zabitych).  Było też wśród nich 8398 rannych. W 3855 wypadkach na przejściach dla pieszych życie straciło 296 osób, a liczba rannych sięgnęła 3798 (nie tylko przechodniów, bowiem w tej grupie mieszczą się także np. przejeżdżający przez "zebry" rowerzyści). Ewidentnymi winowajcami 261 wypadków (29 zabitych, 245 rannych) byli sami piesi, którzy wtargnęli na jezdnię lekceważąc czerwone światło. Jak widać, całkowite wyeliminowanie wypadków spowodowanych na przejściach dla pieszych przez kierowców pozwoliłoby ocalić życie prawie 270 osób i zdrowie kolejnych 3500. Niech każdy oceni, czy jest o co zabiegać...

Przeciwnicy proponowanej nowelizacji Prawa o ruchu drogowym wyrażają wobec niej co najmniej kilka wątpliwości. Jedna z nich ma charakter zasadniczy. Chodzi mianowicie o uznanie i ostateczne uwzględnienia tego przepisach, że jezdnia to miejsce przeznaczone przede wszystkim dla pojazdów. Piesi są tu w gruncie rzeczy intruzami, więc to na nich powinien głównie spoczywać obowiązek zachowywania ostrożności. Powtarza się też pytanie, jak poznać, że pieszy ma zamiar wkroczyć na przeznaczone dla niego przejście? A może tylko przypadkowo przy nim przystanął? Czy niejednoznaczność takich sytuacji nie spowoduje zamieszania i, wbrew intencjom pomysłodawców zmian w przepisach, nie przyczyni się do wzrostu zagrożenia na drogach?

Przypomina się też, że w niektórych szczególnie uczęszczanych przez pieszych rejonach miast nowe przepisy mogą całkowicie sparaliżować ruch drogowy. Niektórzy wskazują na doświadczenia z przyznaniem większych uprawnień rowerzystom, które doprowadziły do wzrostu liczby wypadków z ich udziałem.   

Jak zwykle najdobitniej wyrażają swoje opinie internauci... "Przepis dobry, ale powinno się wprowadzić następujące zapisy: w sąsiedztwie przejścia obrysować linię w kształcie litery U, w której pieszy musi się znaleźć, żeby móc wejść na jezdnię; wprowadzić mandaty dla pieszych, przebywających w tej strefie, a nie zamierzających przejść przez jezdnię; zlikwidować przejścia bez sygnalizacji na trasach powyżej 50 km/h - tam powinny być światła; zlikwidować przejścia bez sygnalizacji na jezdniach o dwóch pasach - tam jest większość potrąceń, a potem jadymy!!!!!" - występuje z konstruktywnym wnioskiem "Tomaszek".

"No to będzie jazda. Zakłady pogrzebowe już zacierają ręce. Przecież piesi imbecyle (sorry, nie wszyscy) będą teraz włazili wprost pod samochody, bo będą mieli pierwszeństwo bezwzględne (...) Nie powinno się wprowadzać tego typu przepisów, a wprost przeciwnie, ograniczyć pieszym przywileje, bo już teraz zachowują się jak święte krowy" - gorączkuje się internautka, deklarująca, że nie ma prawa jazdy i porusza się pieszo. Tak się też zresztą przedstawia: "piesza".

"Zamiast uchwalić nakaz zatrzymania się pieszego przed przejściem, co zmniejszyłoby pewnie ilość potrąceń o 90%, to oni ostrzelają sobie w kolano!" - zauważa "kerofca".

"No to dla przykładu w Katowicach jak się zatrzymasz przed przejściem rano to około południa przy dobrych wiatrach ruszysz dalej... I tak jest w każdym większym mieście w Polsce lub punktach newralgicznych nawet w małych miejscowościach (cmentarze, targowiska, lokalne imprezy). Ponadto kilka razy prowadząc samochód miałem sytuację , że zbliżając się do przejścia dla pieszych zatrzymywałem się przed nim w celu kulturalnego przepuszczenia pieszego, który idąc chodnikiem i zbliżając się do przejścia, zatrzymywał się przed nim... i sobie stał, bo akurat miał takie prawo i chęć, żeby stać a nie przechodzić" - dzieli się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami "Tomasz".

"Teraz ja będę kierował ruchem. Będę sobie podchodził do przejścia i będę sobie tam stał. I niech się jakiś kierowca ruszy, to go sfotografuję i podkabluję" - grozi "czubek".

"To znaczy, jak rolnik będzie chciał strajkować to wystarczy, że stanie przy drodze i zapali papierosa" - komentuje "jak1".

A "Obywatel X" stawia warunki: "Zgadzam się o ile: wszystkie krzaki, drzewa, reklamy w rejonie drogi zostaną usunięte, co najmniej 100 m widoczności; kara za noszenie kaptura, rozmowę przez telefon na chodniku na przejściu 1000 zł;  kara za przejeżdżanie rowerem przez przejście 500 zł; obowiązkowe OC dla rowerzystów 50 zł rok".  

Nie wiadomo, czy parlamentarzyści zdążą przyjąć wspomnianą nowelizację przepisów przed jesiennymi wyborami. Tak czy inaczej najwięcej zależeć będzie nie od litery prawa, lecz od konkretnych ludzkich zachowań. Zarówno od świadomości zagrożeń i instynktu samozachowawczego pieszych, jak i wyobraźni oraz kultury kierowców. Z tą ostatnią jest zresztą coraz lepiej. Nie należy już do rzadkości widok samochodu zatrzymującego się przed pasami, na które chce wejść pieszy. Z drugiej strony takie zachowanie jest mimo wszystko wciąż traktowane jak odbiegający od standardu gest, o czym świadczą uśmiechy i podziękowania potraktowanych w ten miły sposób przechodniów...     

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy