Pierwszy raz nie musi boleć!

Zapomniał wół, jak cielęciem był.

Przysłowie to doskonale odzwierciedla zachowanie sporej liczby kierowców w stosunku do samochodów z dużą literą "L" na dachu.

Gdy tylko niedoświadczony kursant popełni na drodze jakieś głupstwo, niczym artyleria odzywają się salwy klaksonów i błyski reflektorów. Efekt?

Oprócz lepszego samopoczucia, które - jak wiadomo - najlepiej poprawia się psując je innym, nie zyskujemy nic. Przerażony kandydat na kierowce otrzymuje jednak taką dawkę stresu, że często przestaje panować nad tym co robi, a wówczas łatwo o zdecydowanie tragiczniejszy w skutkach występek.

Reklama

Oczywiście nie negujemy wcale tego, że "eLki" stwarzają na drogach poważne zagrożenie. Skręcają z nieodpowiednich pasów, niespodziewanie hamują, czy jeżdżą całą szerokością drogi. Wszystkich obowiązuje jednak zasada ograniczonego zaufania, a specjalne oznakowanie pojazdów szkoleniowych ma właśnie na celu wzmożenie naszej czujności.

Do poważnych wypadków z udziałem "eLek" dochodzi stosunkowo rzadko, głównie dzięki trzeźwym reakcjom instruktorów. Ci ostatni mają jednak bardzo stresującą pracę i sami, jak każdy, popełniają błędy. Każdy instruktor jest wprawdzie odpowiednio przygotowany, a samochody mają zdublowane pedały sprzęgła i hamulca, ale pamiętajmy, że do kierowania samochodem służy głównie kierownica, więc prawdziwy ster władzy dzierży kursant, który nie ma ani odpowiednich nawyków, ani doświadczenia.

Kilka dni temu w miejscowości Rzeczyca (Lubelskie) na trasie nr 19 z Lublina do Białegostoku doszło, niestety, do tragedii. Nad ranem, około godziny siódmej nissan micra prowadzony przez 40-letnią kursantkę najprawdopodobniej wpadł w poślizg i zderzył się z nadjeżdżającym z przeciwka seicento. Pasażerka fiata poniosła śmierć na miejscu, cztery osoby trafiły do szpitala.

Winą za wypadek obarczony zostanie instruktor, bo to właśnie on odpowiedzialny jest za wszystko to, co pod jego okiem czynić będzie kursant. Niedoświadczoną kobietę trudno winić, trzeba jednak pamiętać, że w pewnych sytuacjach prowadzący szkolenie nie ma możliwości reakcji.

Piszemy o tym nieprzypadkowo. Warto uświadomić sobie, że pojazd z dużym "L" na dachu nie jest jedynie zawalidrogą, którą jak najszybciej przydałoby się wyprzedzić. Pamiętajmy, że w jego wnętrzu siedzi być może ktoś, kto pierwszy raz w życiu wyjechał poza plac manewrowy. Musimy zdawać sobie sprawę, że taka osoba na drodze może uczynić dosłownie wszystko.

Jeśli kursant na łuku pokrytej śniegiem lub lodem drogi przestraszy się nadjeżdżającego z przeciwka samochodu i wciśnie hamulec, nawet najlepszy instruktor nie będzie w stanie opanować auta...

I właśnie dlatego apelujemy o rozwagę i więcej wyrozumiałości dla początkujących. Pomóżmy tym, którzy rozpoczynają dopiero swoją samochodową karierę. Pierwszy raz nie zawsze musi boleć!

Oceń swoje auto. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mus | instruktor | kursant | pierwszy raz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama