Odblaski? Panie, ja nie potrzebuję

Niektórzy kręcą nosem i twierdzą, że skoro państwo nakłada na obywateli nowy obowiązek, to powinno pokryć koszty jego spełnienia. To jednak wyjątki.

Zdecydowana większość Polaków, sądząc po oficjalnych wypowiedziach i komentarzach internetowych, ze zrozumieniem przyjęła nowelizację Prawa o ruchu drogowym, zgodnie z którą piesi, poruszający się o zmierzchu po drodze poza terenem zabudowanym, będą musieli używać elementów odblaskowych.

Jest realna szansa, że dzięki temu uda się ocalić niejedno ludzkie życie, bowiem, jak wynika z policyjnych statystyk, aż 27 proc. wszystkich wypadków drogowych stanowią potrącenia pieszych, którzy bez odblasków są po zmroku kompletnie niewidoczni (przyczynia się do tego również panująca u nas moda na ubrania w odcieniach czerni, brązów i szarości - "praktyczne", bo nie wymagające częstego prania...).

Reklama

Kierunek myślenia ustawodawców jest zatem słuszny, jednak jak zwykle pojawiają się znaki zapytania. I nie chodzi tu bynajmniej o wątpliwości, czy wspomniany nakaz nie ogranicza nadmiernie wolności obywatelskich - w końcu podpis prezydenta na wspomnianej nowelizacji zbiegł się mniej więcej w czasie z płomiennym wystąpieniem polityków PJN, żądających, właśnie w imię rzeczonych swobód, m.in. zniesienia obowiązku jazdy w pasach bezpieczeństwa i zakazu rozmów przez telefon komórkowy podczas prowadzenia samochodu.

Każde prawo ma sens wówczas, gdy jest przestrzegane. Aby tak się stało, musi być spełniony przynajmniej jeden z dwóch warunków. Pierwszy: wiedza i samodyscyplina ludzi. Drugi: kontrola i skuteczna egzekucja wprowadzanych przepisów. I z jednym, i z drugim będą tymczasem prawdopodobnie kłopoty.

O świadomości pieszych najlepiej świadczy materiał pokazany w jednej z telewizji. Jakaś zakutana w chustkę starsza kobiecina, zapytana przez reportera o opinię na temat obowiązku używania odblasków, zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Życiem publicznym się nie interesuje, gazet nie czyta, w telewizji ogląda tylko seriale. O żadnych zmianach w przepisach nie słyszała. Mieszka w swojej wsi od urodzenia, wszyscy ją tu znają. Owszem, często chodzi gdzieś wieczorami. Do krewnych, sąsiadów, do kościoła. I niby co? Teraz będzie musiała nakładać jakąś dziwaczną, jaskrawą kamizelkę? Coś tam na sobie wieszać, przypinać do płaszcza? Niedoczekanie.

Takich ludzi - nazwijmy ich "nieświadomymi tradycjonalistami" - są w Polsce całe rzesze. Inni lekceważą zagrożenie. Wychodzą z mylnego założenia, że skoro oni widzą w nocy światła zbliżającego się pojazdu, to są również doskonale widziani przez jego kierowcę. Jeszcze inni mają w nosie wszelkie przepisy. Te o zakazie palenia papierosów na przystankach komunikacji publicznej, picia alkoholu na ławkach w parkach, używania wulgarnych słów na ulicach itd. Dlaczego mieliby podporządkować się akurat regulacjom dotyczącym odblasków?

Zgodnie z nowymi przepisami, od używania elementów odblaskowych będą zwolnieni ci, którzy poruszają się po chodnikach. A co będzie, jeżeli ktoś, kto planował, że nie zejdzie z chodnika, więc o odblask nie zadbał, zechce jednak przejść na drugą stronę drogi? Albo chodnik nagle i niespodziewanie się skończy? Jak będą traktowane osoby, tłumaczące się, że zamierzały wrócić do domu przed zmrokiem, lecz z przyczyn od siebie niezależnych i udokumentowanych nie zdążyły? A co to w ogóle znaczy: element odblaskowy? W jakiej formie? Jak duży? Gdzie umieszczony?

Takich prawniczych zagwozdek znajdzie się zapewne więcej. Miejmy nadzieję, że przynajmniej niektóre z nich zostaną wyjaśnione w aktach wykonawczych do znowelizowanej ustawy. Czy ktoś jednak zechce się z nimi zapoznać? Potrzebna jest tu szeroko zakrojona akcja informacyjna, w którą winny się zaangażować mi.n. firmy ubezpieczeniowe.

Skoro nie można liczyć, że ludzie będą powszechnie, sami z siebie, przestrzegać nowe paragrafy Prawa o ruchu drogowym, należałoby taką postawę od nich wyegzekwować. Tylko kto miałby to robić? Policja, która dzisiaj pobłażliwie traktuje inne, nagminnie popełniane przez pieszych wykroczenia: przebieganie przez jezdnię w niedozwolonych miejscach, lekceważenie czerwonego światła na przejściach?

Jest jeszcze inne niebezpieczeństwo. Dzisiaj każdy mądry kierowca, wiedząc, że może na swej drodze spotkać niewidocznego w ciemnościach przechodnia, zachowuje szczególną czujność. Jeżeli uwierzy, że każdy pieszy będzie miał przy sobie odblask, ową mobilizację może utracić. A wtedy o nieszczęście będzie szczególnie łatwo.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy