Na drodze można zginąć i nikogo to nie ruszy

Jakiś czas temu w naszym serwisie pisaliśmy, że nawet młoda i ładna dziewczyna nie może liczyć na pomoc w razie awarii samochodu.

Ale awaria to tylko awaria. A co w wypadku kolizji, kończącej się lądowaniem w rowie? Czy wówczas inni kierowcy okażą się bardziej wyrozumiali i chętni do niesienia pomocy? A może odwrócą głowę w przeciwną stronę udając, że nic nie widzieli?

Do przeprowadzenia takiego "eksperymentu" został zmuszony jeden z naszych czytelników. Niestety, wnioski z niego płynące nie są ciekawe...

"Wracając w kończącą długi weekend niedzielę do domu, jadąc trasą Poznań - Pniewy ok.19.00 przed m. Gaj Wielki swoją alfą 156 (jak Bóg i Kodeks Drogowy przykazał 90km/h) widzę, że zbliżają się do mnie z tyłu jacyś pseudo-kibice z kierunku Poznania w czarnej Toyocie RAV4 na gorzowskich tablicach.

Reklama

Ruch na szosie spory, bo wiadomo, wszyscy wracają z długiego weekendu...Jedno spojrzenie w lusterko - toyota za mną....drugie - echo.. Toyoty nie ma...szybkie looknięcie w lusterko boczne - toyota mnie wyprzedza... Spojrzenie w przód - "Ale jakim prawem do cholery??? Przecież z naprzeciwka jadą samochody - nie ma miejsca, żeby się zmieścić!!!!" - To była ostatnia myśl jaka przeszła mi przez głowę, połączona z odruchowym odbiciem kierownicą w prawo, co za chwilę zostało spotęgowane dosyć mocnym uderzeniem, uciekającej przed czołówką toyoty w mój przedni błotnik, skutecznie stawiającym mnie w poprzek drogi.

Następne 100 albo 200 metrów to była moja walka z tańczącym po drodze samochodem, aby nie walnąć w nic, co jechało z naprzeciwka. Nierówny pojedynek skończył się kompromisem - nie uderzyłem w nic.....ale alfa w mało ciekawej pozie znalazła się w rowie.

Sprawca całego zdarzenia dał oczywiście dyla. Przy mnie zatrzymał się (a mimo braku ofiar w ludziach, zdarzenie wyglądało dosyć groźnie!) 1 (słownie: sztuk jeden) samochód z małżeństwem, które zainteresowało się tym, czy wszystko jest w porządku. Oni jechali za mną i widzieli całą sytuację (tylko dlatego wiem, ze ta toyota miała numery FG.......). Podali swój numer telefonu, no i jednym słowem zachowali się tak jak powinni zachować się UŻYTKOWNICY SZOSY w przypadku kolizji drogowej. Przypominam, że była godzina 19.00, koniec weekendu. Zatłoczona szosa..... Nikt więcej się nie zatrzymał... nikt nic nie wiedział... nikt nie zaoferował pomocy... a co najmniej kilku kierowców widziało to zdarzenie i to, że sprawca zdarzenia zbiega z wypadku...

Czy naprawdę jesteśmy jeszcze takim ciemnogrodem.....??

Przyjeżdża policja - spisuje protokoły itd... Wzywa pomoc drogową, żeby wyciągnąć mnie z rowu. Rozmowa kończy się słyszalnym dla mnie z telefonu komentarzem... "Jest szansa, że da radę dalej sam pojechać....?! A ewentualnie to tylko do Międzyrzecza....? EEE... nie dla mnie... za mała kasa". Ręce człowiekowi opadają...

Następny telefon - początek podobny... dalej policjant: "Przestań p... alfa romeo w rowie leży!", " OK, zaraz będę." Szczęście w nieszczęściu, ze z Autopomocą trafił mi się właściciel alfy 159, poprzednio posiadacz 156. Skasował mnie też odpowiednio, ale cóż... taka jego praca, a moja niekorzystna sytuacja :-/ Lepsze to, niż wyciąganie samemu samochodu, który prawie wywraca się na bok w rowie (przy wyciąganiu bałem się wsiąść do alfy, żeby nie fiknęła :)

Wnioski: Pierwsze primo: i tak uważam się za szczęśliwca - mi się nic nie stało, auto wymaga wymiany błotnika, zderzaka i felgi - czyli rezultat końcowy raczej niewielki w stosunku do tego, czym mogło się to skończyć. Z powodu małej szansy odnalezienia sprawcy naprawa i tak będzie na mój koszt (nie posiadam niestety AC :(

Drugie primo: Świadomość społeczna polskich kierowców oraz ich chęć do niesienia pomocy innym współużytkownikom drogi jest na razie na poziomie..........w zasadzie nie jest na żadnym poziomie!

No i ostatnie primo: Napisy na pojazdach "POMOC DROGOWA" powinny być w większości przypadków zmieniona na "SZUKAMY FRAJERÓW". A takim niestety będzie każdy, kto znajdzie się w odpowiednio kiepskiej sytuacji, bez pomocy dobrze wyposażonych przyjaciół w pobliżu...

Wiem, ze opinia wyrobiona na podstawie jednego zdarzenia w jednym miejscu, jest raczej mało obiektywna, ale chciałem opisać moje mało przyjemne dzisiaj zdarzenie i związane z tym przemyślenia.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę niespotykania takich debili na drodze jacy mi się trafili..."

Czy zgadzacie się z wnioskami i obserwacjami naszego czytelnika?

Zjedź na pobocze.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zdarzenie | awaria
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy