Montujcie kamerki. Warto bronić siebie i swoich interesów
W internecie możemy zobaczyć setki filmików obrazujących wypadki i kolizje.
Co innego jednak, gdy siedzimy rozparci wygodnie w fotelu i oglądamy przerażające sceny, a co innego, jeśli sami bierzemy w nich udział...
Żeby nie było niejasności - to nie jest artykuł reklamowy. Nie będę opisywał różnych modeli kamer, zachwalał ich zalet lub omawiał wad. Zachęcam natomiast do samej idei rejestrowania jazdy, zamontowania w naszym samochodzie czegoś w rodzaju czarnej skrzynki.
Dlaczego namawiam do montowania kamerek? Dlatego, że po prostu warto bronić siebie i swoich interesów. Zwłaszcza, że sprawiedliwość w dzisiejszych czasach ma różne oblicza.
Skoro jesteśmy monitorowani na ulicach, w internecie, w sieci telefonicznej, to każdy obywatel też powinien mieć prawo monitorowania tego, co dotyczy jego bezpieczeństwa.
Z uczciwością bliźnich bywa różnie. Nie zawsze też można spodziewać się sprawiedliwej oceny od organów do tego powołanych. Jak mówi znane powiedzenie, Temida jest ślepa. Może wiec warto czasem móc otworzyć jej oczy.
Ja wjechałem na czerwonym? Skąd, miałem zielone!
To bardzo częsty konflikt pomiędzy uczestnikami zderzenia na skrzyżowaniu. Każdy z nich twierdzi, że oczywiście dla niego był wyświetlany sygnał zielony, jednoznacznie sugerując, że drugi kierowca kłamie.
Jeśli skrzyżowanie nie jest objęte systemem monitoringu miejskiego i materiał nie został zarejestrowany, rzetelne rozstrzygnięcie tej kwestii i ustalenie prawdy obiektywnej staje się wręcz niemożliwe.
Co gorsza, jeśli drugi kierowca powoła świadków, będziemy w bardzo trudnej sytuacji. Nie muszę chyba wyjaśniać, że z tymi świadkami bywa różnie. Nie oznacza to nawet, że muszą to być "urobieni" świadkowie. Bywa, że świadek ulega czyjejś sugestii lub autosugestii i jest święcie przekonany, że tak jak mówi, tak było naprawdę.
Nagranie z kamerki samochodowej może pomóc nam i udowodnić, że mieliśmy rację, że to my widzieliśmy sygnał zielony.
Wyprzedzamy na jezdni dwukierunkowej jadący wolniej samochód. Kiedy jesteśmy tuż za nim, nagle skręca on w lewo. Hamujemy gwałtownie, ale jest już za późno i uderzamy w niego. Tamten kierowca twierdzi, że zawczasu sygnalizował kierunkowskazem zamiar skręcenia. Jeśli tak istotnie było, to my nie mieliśmy prawa wyprzedzać go z lewej strony. Wówczas nasza wina jest ewidentna.
My jednak tego migającego kierunkowskazu nie widzieliśmy. Jeśli faktycznie kierujący wyprzedzanym samochodem nie włączył kierunkowskazu albo włączył go dopiero w chwili wykonywania manewru skręcania (czyni tak bardzo wielu zmotoryzowanych), to wówczas rzecz ma się zupełnie inaczej.
Raptownie skręcił nie sygnalizując tego zamiaru, a więc to jego wina. Nagranie z kamerki może być tu bardzo ważnym dowodem.
Samochodowe rejestratory są pomocne nie tylko w sprawach wypadków i kolizji drogowych. Zdarzają się przecież także przypadki rękoczynów wśród krewkich kierowców, a także ucieczek sprawców z miejsca zdarzenia. I w takich przypadkach nagranie z kamery może być bardzo pomocne.
Ustalenie sprawcy kolizji może być bardzo istotne dla sprawiedliwego wypłacenia odszkodowania, uniknięcia mandatu itp. Bywają jednak znacznie poważniejsze sytuacje. Jeśli uczestniczymy w wypadku, w którym są zabici lub ranni, musimy liczyć się także z możliwością odpowiedzialności karnej (do pozbawienia wolności włącznie), a także z roszczeniami poszkodowanych i ich rodzin.
To już nie są żarty! Jeśli potrąciliśmy pieszego na przejściu, to ustalenie, czy mieliśmy sygnał zielony, czy czerwony, będzie decydować o naszej winie lub niewinności.
Jeżeli na przejściu nie było sygnalizacji, to jakże istotną kwestią jest, czy pieszy wtargnął nam w ostatniej chwili przed maskę, czy też przechodził sobie spokojnie i to my go nie zauważyliśmy.
W takich przypadkach walczymy już nie o rozbity samochód, odszkodowanie, mandat, ale wręcz o swoją dalszą przyszłość. Otrzymanie wyroku skazującego, nawet w zawieszeniu, może spowodować przykre konsekwencje w naszej dalszej karierze zawodowej.Rodzina rzekomego poszkodowanego może tak podziałać, że będziemy do końca życia (swojego lub tamtego człowieka) płacić mu rentę. Jeśli rzeczywiście zawiniliśmy, to trudno. Trzeba ponieść konsekwencje. Jeśli jednak było inaczej, to nagranie z samochodowej kamerki może być dla nas jedynym kołem ratunkowym.
Wielu z Państwa zapyta, czy takie nagrania z kamerek samochodowych są w ogóle coś warte, czy poza umieszczeniem sensacji na Yoytube możemy posłużyć się nimi także we własnej obronie przed sądem?
Każdy sąd ma oczywiście, zgodnie z naczelną zasadą procesową, prawo do swobodnej oceny wszelkich dowodów. Może więc dany dowód dopuścić lub odrzucić, opierając się na wiedzy i doświadczeniu życiowym. Nie oznacza to jednak, że sąd może dopuszczać i oceniać dowody zupełnie dowolnie.
Nie ma natomiast jakiekolwiek podstawy prawnej lub racjonalnej, która nakazywałyby a priori odrzucenie dowodu w postaci nagrania z samochodowej kamerki. Zwłaszcza, że w różnych sprawach dopuszczane są dowody z nagrań dokonanych dyktafonami, kamerami przemysłowymi, a nawet telefonami komórkowymi.
Co więcej, zgodnie z kolejną zasadą procesową in dubio pro reo, sąd nie ma prawa z góry zakładać winy oskarżonego. Wręcz przeciwnie, jeśli oskarżony wnioskuje o powołanie dowodu, który ma wskazywać na jego niewinność, to sąd oczywiście powinien taki dowód dopuścić.
Samochodowy rejestrator nie wymaga jakiejkolwiek homologacji. To nie radar policyjny, służący do wykrywania wykroczeń. Natomiast konieczna jest oczywiście autentyczność nagrania. Oznacza to, że w nagranym materiale filmowym po wypadku lub kolizji nie możemy dokonywać jakichkolwiek przeróbek.
Znany jest przypadek pewnego poszkodowanego w wypadku kierowcy, który chciał zwiększyć jasność nagranego obrazu. Zabawił się więc w montażystę filmowego i tym samym przekreślił swoje szanse wykorzystania tego dowodu. Powołany przez sąd ekspert może z łatwością stwierdzić, czy film jest autentyczny, czy został w jakikolwiek sposób zmodyfikowany.
I jeszcze jedna informacja. Niektóre rejestratory zapisują także prędkość pojazdu, obliczaną za pomocą systemu GPS. Tu jednak trzeba uprzedzić, że taki zapis prędkości nie będzie dowodem w sprawie, gdyż do rejestrowania prędkości homologacja jest już potrzebna. Natomiast zapis obrazu takiej homologacji nie wymaga.
Niektórzy twierdzą, że tak jest, bo prezentując nagranie można sobie napytać biedy, jeśli mylnie ocenimy przebieg zdarzenia, a filmik ujawni popełnione przez nas wykroczenia. Warto jednak mieć na uwadze, że w sprawach drobnych kolizji nikt nie każe nam przecież w ogóle ujawniać, że mamy kamerkę w samochodzie, ani tym bardziej odtwarzać nagrania. Kamera nie jest obowiązkowym wyposażeniem samochodu.
Nie, nie namawiam tu do zatajania dowodów! To już kwestia naszego sumienia, zwykłej ludzkiej uczciwości. Nikt jednak nie może wymagać, by obwiniony sam się pogrążał i wbijał sobie gwóźdź do trumny. Każdy ma prawo do obrony.
Nie można jednak wykluczyć, że w razie poważnego wypadku, kiedy (odpukać!) kierowca zostanie zabrany do szpitala, policjanci poszukujący śladów i dowodów znajdą kamerkę i ją zabezpieczą. Wówczas istotnie, jeśli byliśmy sprawcami wypadku, takie nagranie może być wykorzystane w sprawie i świadczyć o naszej winie.
Jeśli jednak nie szalejemy na drodze, staramy się jeździć przepisowo i bezpiecznie, kamerka może nam tylko pomóc.
Polski kierowca