Mit czy rzeczywistość

Niemiecki samochód się nie psuje, francuski jest fajny, ale bardzo delikatny, japoński wytrzymuje tylko kilka lat i ma drogie części, a włoski jest tandetnie wykonany. Stereotypy. Czy mają uzasadnienie?

Niewątpliwie owe poglądy nie wzięły się znikąd. 15 lat temu, gdy powstała możliwość sprowadzenia do Polski używanych samochodów produkcji "zachodniej" Polacy ochoczo z niej skorzystali i rozpoczęli nadrabianie 50-letniego zapóźnienia motoryzacyjnego.

W krótkim czasie na polskich drogach zaroiło się od kilku- i kilkunastoletnich samochodów przywożonych najczęściej z Niemiec: opli, volkswagenów, fordów. Przesiadając się z nowych produktów gospodarki socjalistycznej typu FSO 1500 kierowcy nie mogli nie czuć się oszołomieni ergonomią, stylistyką czy rozwiązaniami technicznymi. W tym entuzjazmie ginęły problemy stwarzane przez używane pojazdy. Na rynku szybko pojawiła się masa warsztatów, rodzimi rzemieślnicy rozpoczęli produkcję tanich części zamiennych, a ci odrobinę biegli w mechanice naprawiali swoje pojazdy w garażach, przy pomocy szwagra.

Samochody niemieckie szybko stały się więc cenione w Polsce. Inaczej było z autami francuskimi czy włoskimi. Fiat kojarzył się jednoznacznie jako Fatalny Samochód Osobowy (FSO), a pojazdy francuskie nie cieszyły się sympatią często ze względu na zbyt skomplikowaną budowę. Zresztą, od zawsze było wiadomo, że Niemcy to solidny naród...

Owo przekonanie o bezawaryjności samochodów niemieckich tkwi w Polakach do dziś. Nastoletnie golfy na rynku wtórnym cieszą się dużym popytem, a ich cena jest często wyższa niż przykładowo kilka lat młodszej, lepiej wyposażonej i dysponującej większym silnikiem i mocą alfy romeo... Bo przecież alfa się psuje i ma drogie części. Poza tym, kto to umie naprawić?

Popularność aut niemieckich ma też ciemną stronę. Istnieje bardzo duże zapotrzebowanie na tanie części (tylko dlaczego, skoro te auta się nie psują?), co powoduje, że np volkswageny "cieszą się" dużym wzięciem wśród złodziei.. Potem takie samochody rozbiera się na części, które trafiają na giełdy.

Reklama

Czy ma więc uzasadnienie płacenie więcej tylko za świadomość posiadania samochodu "Made in Germany"? Trzeba powiedzieć wprost, że stan kilkuletniego samochodu w niewielkim stopniu zależy od producenta, a głównie od poprzednich właścicieli. Jakże często jest spotykane podejście - jedzie? to znaczy, że sprawne. Czy można usłyszeć gorszą antyreklamę samochodu, który chcemy kupić, niż "Panie, nic nie robiłem, lałem tylko paliwo i jazda!"? Potem się okazuje, że rzeczywiście... Do wymiany są wahacze, klocki, tarcze, układ wydechowy, przewody wysokiego napięcia, świece, paski itp... I nie ma najmniejszego znaczenia, kto ów samochód wyprodukował.

Wracając do podanego wcześniej przykładu. Nie można porównać golfa i alfy z silnikiem boxera z początku lat 90. Awarię tego pierwszego wyeliminuje pierwszy lepszy, przysłowiowy "kowal". W przypadku alfy już tak różowo nie będzie, a dla wielu "mechaników" będzie to pierwszy kontakt z silnikiem o przeciwsobnym układzie cylindrów. Inną sprawą jest oczywiście zaawansowanie techniczne obu jednostek, ich wysilenie, a co za tym idzie - osiągi. A jeszcze inną fakt, że zadbany samochód, regularnie serwisowany, w którym dokonywane są przeglądy, po prostu nie ma prawa zatrzymać się sam na drodze. Jeśli tak się stanie - to znaczy, że coś przegapiliśmy.

Stereotypy zupełnie tracą sens w wypadku nowych pojazdów. Dokładnie wszyscy producenci miewają wpadki. W nissanach rdzewieje tylna klapa, w alfach "pada" zmieniacz faz rozrządu. Audi TT lubiło stracić kontakt z drogą, bo styliści uznali, że spojler na bagażniku zaburzy linię auta. Mercedes klasy A wywracał się omijając łosia... Przykłady można mnożyć.

Co więcej, obecne auta są kosmopolityczne. Niejeden użytkownik alfy ze zdziwieniem odkrywał pod maską osprzęt silnika opatrzony nazwą Bosch...

Stereotypy trzymają się jednak mocno. Propaguje je m.in... prasa motoryzacyjna. Wydawnictwa obecne na polskim rynku mają niemieckich właścicieli. Publikowane testy porównawcze są często tłumaczeniem materiałów dostarczonych przez macierzyste tytuły. Czy może dziwić, że najczęściej wygrywają w nich produkty naszych zachodnich sąsiadów...?

Czy więc niemiecki rzeczywiście znaczy najlepsze i bezawaryjne? Pozostawiamy to do osądzania czytelnikom... Jak uważacie?

Zobacz ostatnie wydanie naszego biuletynu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mity | niemiecki | Auta | pojazdy | stereotypy | rzeczywistość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy