Mandat z fotoradaru - weryfikujemy obiegowe opinie

Najskuteczniejszym sposobem na uniknięcie mandatu z fotoradaru jest oczywiście przepisowa jazda. Ale wśród kierowców krąży wiele obiegowych opinii na temat tego, jak i kiedy działają fotoradary oraz jak wymigać się od odpowiedzialności, kiedy mandat już do nas trafi. Dobrze wiedzieć, jak zachować się w takiej sytuacji, a jakie działania mogą wpędzić nas w jeszcze większe kłopoty.

Teoretycznie fotoradar to nic strasznego - każdy jest widoczny z daleka i znajduje się przed nim stosowny znak. Wielu kierowców korzysta także z aplikacji, które ostrzegają o pobliskim fotoradarze. Mimo to w zeszłym roku urządzenia te zarejestrowały 1,6 mln wykroczeń! Polscy kierowcy są tak nieuważni, że nie widzą fotoradarów? Czy może je lekceważą?

Powszechnie panuje opinia, że fotoradar rejestruje tylko te poważne wykroczenia i na przykład przy ograniczeniu do 50 km/h możemy bez obaw jechać 70 km/h. Rzeczywiście NIK poinformował, że w latach 2015-2017 Główni Inspektorat Transportu Drogowego tak ustawił urządzenia, że były one bardziej pobłażliwe dla kierowców i pozwalały na przekraczanie prędkości nawet o 30 km/h! To już jednak przeszłość i Główny Inspektor podkreślał w tym roku, że fotoradary robią zdjęcia pojazdom poruszającym się już 11 km/h ponad limit (10 km/h to dopuszczalne przekroczenie, traktowane jako błąd kierowcy). Na poparcie tych słów podał, że w roku 2019 zarejestrowano ponad 800 tys. przypadków przekroczenia prędkości od 11 do 20 km/h.

Reklama

Niektórzy kierowcy mogą mieć poczucie bezkarności w przekonaniu, że nawet jeśli fotoradar zrobi im zdjęcie, to list i tak do nich nie przyjdzie. Nie jest to niestety założenie nieuprawnione. Sama GITD przyznaje, że jedynie 45 proc. spraw kończy się mandatami. Winę za to ponosi mało wydajny system karania kierowców i podobno trwają już prace nad rozwiązaniem tego problemu. Do tego dochodzą jeszcze sytuacje, w których nie da się odczytać numeru rejestracyjnego pojazdu, albo na zdjęciu znajdują się dwa samochody i nie sposób określić który z nich jechał zbyt szybko.

Wśród polskich kierowców krążą także porady na temat tego, jak wymigać się od odpowiedzialności, kiedy przyjdzie do nas list z wezwaniem do zapłacenia mandatu. Wraz z nim otrzymujemy oświadczenie do wypełnienia, które daje nam trzy opcje - przyznanie się do wykroczenia, wskazanie osoby, która w danym momencie prowadziła pojazdu lub odmowę wskazania winnego. Trzecia opcja w założeniu ma zapobiec karaniu niewinnej osoby za wykroczenie - właściciel auta może rzeczywiście nie pamiętać czy danego dnia o danej godzinie autem jechał on, jego żona czy też syn. Podczas dalszych wyjazdów podróżni zmieniają się czasem za kierownicą i nikt przecież nie notuje, w którym miejscu nastąpiła zamiana. Z kolei na zdjęciach nie zawsze da się rozpoznać kierowcę, albo widać na nich tył pojazdu.

Skorzystanie z tej furtki polecają często kierowcy, ponieważ co prawda jej wybór zagrożony jest grzywną (do 500 zł) ale nie jest to mandat za przekroczenie prędkości. Nie otrzymujemy wtedy punktów karnych (dla niejednego kierowcy warte jest to niemałych pieniędzy), ani nie zostaje nam zatrzymane prawo jazdy na 3 miesiące, jeśli przekroczyliśmy prędkość w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h (to tym bardziej warte jest zapłacenia tych 500 zł). Pomysł wydaje się świetny, ale wybierając taką opcję możemy sporo ryzykować. GITD nie dołącza do listu zdjęcia z fotoradaru, więc nie wiemy, czy możliwa jest identyfikacja osoby za kierownicą (co swoją drogą utrudnia sytuację uczciwego właściciela samochodu, który może nie pamiętać, kto akurat jechał autem, a zobaczenie zdjęcia rozwiązałoby problem). Pisaliśmy już nieraz o sytuacjach, w których właściciel odmówił wskazania osoby prowadzącej samochód w momencie popełnienia wykroczenia, więc Inspekcja przeprowadziła własne śledztwo (na przykład porównując twarz osoby na zdjęciu z fotografią właściciela auta na prawie jazdy). Po pozytywnej weryfikacji sprawa trafia do sądu, który może zasądzić nawet 5000 zł grzywny (plus pokrycie kosztów sądowych)! Takiemu działaniu sprzeciwił się ostatnio Rzecznik Praw Obywatelskich (prawo co do zasady nie karze za odmowę składania zeznań, jeśli mogą być one dla nas obciążające), ale trudno powiedzieć, czy i kiedy coś zmieni się w tej sprawie.

Lepiej zatem nie korzystać z trzeciej opcji jako łatwego sposobu na wymiganie się od odpowiedzialności i punktów karnych. Kiedy otrzymamy wezwanie do wskazania kierującego i opłacenie mandatu, nie mamy właściwie żadnych możliwości manewru. GITD nie ma obowiązku wysyłania nam zdjęcia, więc nie zweryfikujemy go w żaden sposób (możemy je zobaczyć tylko w siedzibie GITD w Warszawie). Jedyne co możemy sprawdzić to świadectwo legalizacji fotoradaru (informacja o niej powinna znajdować się w liście).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy