Krótka rozprawa o prędkości wg Odrowąża...

Szanowna redakcjo, od kilku lat cieszę się Waszą subskrypcją i śledzę prowadzone na Waszych łamach dyskusje. Ta dotycząca ograniczeń prędkości jest obecna od samego początku i wciąż budzi kontrowersje.

W wypowiedzi osoby, która zredagowała artykuł "Czy lesbijki lubią auta?" znalazło się stwierdzenie o bezsensowności limitów prędkości na obszarach, zarówno zabudowanym, jak i niezabudowanym. Trudno nie kłócić się z tą tezą, skoro argumentowana jest, cytuję: Po pierwsze primo to fikcja (nikt ich nie przestrzega), po drugie primo :) współczesne samochody zdecydowanie szybciej hamują, a po trzecie primo tragiczne wypadki są wynikiem głupoty kierowcy i brawurowej (nie mylić z szybką) jazdy.

Na wstępie zaznaczę, że rzeczywiście mało kto przestrzega ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym, co jednak wcale nie oznacza, że należy je znieść. Przeciwnie - należy je egzekwować! Przykładem mogą być kraje skandynawskie, podziwiane od zawsze za przemyślane rozwiązania, poszanowanie dobra wspólnego i produkcję samochodów znajdujących się każdorazowo w swoich klasach w segmentach premium. Niewątpliwie należą one do światowej czołówki pod względem technicznym i na drogach naszych zamorskich sąsiadów są częstym widokiem. A mimo tego, czy nawet lepszej infrastruktury drogowej, ograniczenia prędkości są respektowane. Nie tylko z powodu wysokich mandatów, ale również z powodu waloru użytkowego.

Tam ktoś jednak pomyślał (i słusznie), że bywają nie tylko efektem brawury, ale całego zbiegu nieszczęśliwych okoliczności, choćby takich jak prędkość, warunki drogowe, zróżnicowana umiejętność prowadzenia samochodów przez uczestników ruchu oraz także m.in. nieostrożne zachowania pieszych, np. wtargnięcia (na przejście lub pas ruchu bez uprzedniej oceny możliwości).

Pan podpisany Odrowąż, raczył stwierdzić (nie wiem, czy z ignorancji, czy dla pobudzenia dyskusji, bo i to dopuszczam), że hamulce w autach to już ponad połowa sukcesu, a kierowców -uczestników wypadków z góry przyporządkował do kategorii osób wykazujących głupotę i brawurę na drodze.

Reklama

Nie życzę Panu Odrowążowi uczestnictwa w takim wypadku, żeby musiał przekonać się o absolutnym braku słuszności swoich przekonań, ale pozwolę sobie przytoczyć traumatyczne wydarzenie jakiego ja byłem świadkiem osobiście.

Widziałem wypadek, gdzie kierowca potrącił na przejściu pieszą. Na sprawie dowiedziałem się o wynikach ekspertyz (zachowana prędkość 50 km/h, właściwa reakcja kierowcy, w 100% sprawny [nowy] samochód) oraz o poważnym uszczerbku na zdrowiu pieszej (kilkutygodniowa śpiączka, urazy kręgosłupa i mózgu nie pozwalające na chodzenie, czy mówienie!).

Co w takim razie spowodowało to nieszczęście? Do wypadku doszło na przejściu, ale winy nie ponosił kierowca. Odpowiadam (za sądem). Piesza weszła na pasy nie oglądając się, zasłaniała dodatkowo twarz przed zimnem i deszczem kapturem i mimo zachowania ograniczenia prędkości do tragedii doszło. A nie było brawury (do kanonu której należy też nierozerwalnie nadmierna prędkość!).

Odnośnie pozostałych twierdzeń Pana Odrowąża, pozwolę sobie przypomnieć, że rośnie ilość odcinków niemieckich autostrad, gdzie nakładane są ograniczenia prędkości, a ponadto ruch autostradowy (na bezkolizyjnych trasach spełniających najróżniejsze wyśrubowane normy) ma się nijak do warunków jazdy w terenie zabudowanym (w szczególności w warunkach miejskich), a nawet niezabudowanym w Polsce (stosunkowo wąskie i jednopasmowe drogi w tym krajowe, nie będące obwodnicami).

Na tym zakończę, prosząc o odniesienie się do mojego punktu widzenia opartego (niestety) na przykrych wspomnieniach i odrobinie większej (jak mi się wydaje) wyobraźni, niż ta jaką Pan Odrowąż dysponuje. Z wyrazami szacunku. Wasz wierny czytelnik. (Imię i nazwisko tylko do wiadomości redakcji)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prędkość | krótka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama