Już nie unikniesz mandatu z fotoradaru. Karę zapłaci właściciel
Stawianie przez samorządy stacjonarnych fotoradarów w lokalizacjach, na które wyrażą zgodę policja i Główny Inspektorat Transportu Drogowego, to kolejny z pomysłów na przywrócenie lokalnym władzom możliwości korzystania z tych urządzeń. Resort Infrastruktury zapowiada zmianę prawa tak, by kierowcy nie mogli już unikać mandatów z fotoradarów korzystając chociażby z metody "na Ukraińca".
Spis treści:
Samorządowcy nie ustępują w staraniach o przywrócenie im prawa do wykorzystywania fotoradarów w kontroli ruchu drogowego. Tym razem nie chodzi jednak o oddanie fotoradarów w ręce straży miejskiej lecz stawianie urządzeń stacjonarnych w porozumieniu z instytucjami odpowiadającymi za bezpieczeństwo ruchu drogowego. Takie rozwiązanie ma znacznie większy sens, niż pierwotna propozycja.
Fotoradary nie wrócą do straży miejskiej. Ale samorządowcy nie składają broni
Przypomnijmy, przepisy zakazały samorządom rozporządzania fotoradarami 1 stycznia 2016 roku. Ich zmiana była wynikiem druzgocącego raportu Najwyższej Izby Kontroli, w którym wykazano gigantyczną skalę nadużyć. W dokumencie można też było przeczytać, że działania straży miejskiej nie tylko nie poprawiały bezpieczeństwa, ale też ”podważyły zaufanie społeczeństwa do administracji państwowej”. Fotoradary stały się bowiem maszynkami do zarabiania pieniędzy.
Przedstawiciele samorządów nie ustają jednak w staraniach o przywrócenie im możliwości posługiwania się fotoradarami. O takie rozwiązanie apelowali np. posłowie Lewicy, członkowie Parlamentarnego Zespołu ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Ku uciesze kierowców pomysł spotkał się z twardą reakcją Ministerstwa Infrastruktury i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. W ocenie przedstawicieli obu resortów – z uwagi na ”odpowiednią liczbę wyspecjalizowanych w tym zakresie służb, takich jak Policja i Inspekcja Transportu Drogowego” i rosnącą liczbę odcinkowych pomiarów prędkości:
nie ma potrzeby angażowania straży gminnych (miejskich) do zadań z zakresu kontroli drogowej przy użyciu urządzeń rejestrujących prędkość.
Duże miasta z własnymi fotoradarami? Kolejny pomysł samorządowców
Nie oznacza to jednak, że przedstawiciele samorządów zarzucili pomysł rozszerzenia ich kompetencji na kontrolę ruchu drogowego przy użyciu fotoradarów.
Jak informuje ”prawo.pl”, w piątek debatowała samorządowo-rządowa grupa robocza do spraw fotoradarów Jednostek Samorządu Terytorialnego w Ministerstwie Infrastruktury. W czasie obrad padło kilka, niekiedy wykluczających się wzajemnie, propozycji. Wśród najważniejszych wymienić można np.:
- nadanie samorządom prawa do stawiania na swoim terenie fotoradarów stacjonarnych w porozumieniu z policją i Głównym Inspektoratem Transportu Drogowego,
- utworzenie specjalnego funduszu przy Ministerstwie Infrastruktury lub Krajowej Radzie Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, do którego trafiałaby ”nadwyżka" pieniędzy zebranych z "miejskich" fotoradarów,
- zezwolenie władzom ”dużych miast” na samodzielne montowanie i utrzymywanie fotoradarów, które mogłyby współpracować z lokalnymi systemami zarządzania sygnalizacją świetlną.
Samorządy chcą same stawiać fotoradary. Do kogo popłyną pieniądze od kierowców?
Zdaniem Łukasza Puchalskiego, dyr. Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie, pieniądze z ”samorządowych fotoradarów” mogłyby być przeznaczana na ”utrzymanie systemu i jego ewentualną rozbudowę”, a ”potencjalna nadwyżka” trafiać do specjalnego funduszu przy resorcie infrastruktury lub KRBRD.
W praktyce może to oznaczać budowę samorządowej alternatywy dla systemu CANARD będącego pod nadzorem GITD. Zwłaszcza, że w opinii Puchalskiego, fundusz mógłby przekazywać środki innym samorządom, również tym, które fotoradarów nie posiadają, na ”inwestycje poprawiające bezpieczeństwo”.
W jaki sposób zapatrują się na te propozycje przedstawiciele resortu infrastruktury?
Ministerstwo Infrastruktury wstępnie przychyliło się do propozycji utworzenia funduszu. Rozważa, w jakim modelu samorządy terytorialne mogłyby uczestniczyć w rozwijaniu sieci automatycznego pomiaru prędkości
Resort ma jednak upierać się przy stanowisku, by wyłącznym ośrodkiem odpowiedzialnym za nadzór nad fotoradarami i egzekucją grzywien pozostało GITD. I proponuje m.in. zmiany w sposobie nakładania mandatów, by ukrócić stosowane często przez kierowców sposoby (np. podanie jako prowadzącego obywatela innego kraju lub przebywającego zagranicą) na opóźnienie i – w konsekwencji – umorzenie postępowań mandatowych.
Koniec sposobu "na Ukraińca". Mandat zapłaci użytkownik lub właściciel auta
Właśnie w kierunku poprawy ściągalności mandatów z CANARD zmierzać ma szykowana obecnie przez resort infrastruktury zmiana przepisów. W skrócie chodzi o to, by teraz to właściciel lub posiadacz pojazdu ”z automatu” obciążani byli mandatem w przypadku braku wskazania przez nich kierującego. Zdaniem resortu takie rozwiązanie w znacznym stopniu poprawiłoby ściągalność mandatów z CANARD, która wciąż oscylować ma na poziomie zaledwie 50 proc.
Póki co są to jednak wyłącznie prace natury koncepcyjnej i rodzą konkretne problemy, jak np. kwestia odpowiedzialności użytkowników czy właścicieli samochodów należących do instytucji finansowych. Przykładowo, jeśli użytkownik auta finansowanego w ramach leasingu nie wskazałby kierującego, kary - przynajmniej teoretycznie - mógłby się spodziewać bank. Teoretycznie można zakładać, że ta zostałaby doliczona do kolejnej raty leasingowej, ale na taki scenariusz mogą nie pozwalać zapisy konkretnych umów.
Ostateczny pomysł nie został jeszcze ubrany w żaden projekt, chociaż zmiany w tym zakresie wydają się bardzo prawdopodobne.