Jedzie pojazd uprzywilejowany, a ty wpadasz w panikę

​Czas to pieniądz, ale także zdrowie, a często i życie. Wiedzą o tym dobrze kierowcy karetek pogotowia ratunkowego i wozów straży pożarnej. Jak niedawno informowaliśmy, w Sejmie trwają prace nad rozwiązaniem, która ma ułatwić im pracę i skrócić czas przejazdu do miejsca, gdzie potrzebna jest pomoc. O nazwie: Parlamentarny Zespół ds. Trzeciego Sygnału dla Pojazdów Uprzywilejowanych.

Nie wszyscy kierowcy reagują racjonalnie na sygnały pojazdów uprzywilejowanych,  włączając się w tworzenie tzw. korytarza życia. Są tacy, którzy zatopieni we własnych myślach ich nie widzą, ogłuszeni muzyką z samochodowych głośników - nie słyszą.

 Inni świadomie je ignorują. Jeszcze inni wpadają w panikę - zaczynają nerwowo rozglądać się na boki, gwałtownie naciskają na hamulec, zajeżdżają drogę samochodom na sąsiednim pasie itp. Nie jest to wyłącznie nasz problem, co dobrze ilustruje film, pokazujący sytuacje z dróg i ulic w różnych krajach. Za wzór stawiane są... Tak, zgadliście - Niemcy, ale twórcy wspomnianej kompilacji chwalą też Rosję, przeciwstawiając ją takiej na przykład Australii. Jest też fragment poświęcony Polsce...

Reklama

Co zrobić, by uprzywilejowanie pojazdów uprzywilejowanych sprawdzało się w praktyce? Amerykanie podeszli do zagadnienia naukowo, badając, w jaki sposób ludzie odbierają poszczególne barwy światła, emitowanego przez "koguty".

Okazało się, że najlepiej widoczne jest pulsujące białe. Utrudnia ono jednak innym uczestnikom ruchu identyfikację pojazdu, który je wysyła. Niemal równie intensywnie działa na nasze zmysły światło zielone. Sęk w tym, że w powszechnym odczuciu kojarzy się z informacją: "jest bezpiecznie, możesz jechać". Żółte bywa mylone przez wiele osób z białym, a czerwone, choć zazwyczaj oznacza niebezpieczeństwo, zlewa się z oświetleniem tylnej części samochodów.

 "Koguty" najlepiej wypełniają swoją funkcję, gdy migają naprzemiennie światłem o różnych kolorach. Co pilotażowo sprawdzono w 1979 r. w wozach California Highway Patrol i odtąd oficjalnie zarekomendowano wszystkim służbom w USA (co ciekawe, źródło, skąd zaczerpnęliśmy powyższe informacje, w ogóle nie wspomina o barwie niebieskiej).

Naukowcy poszukiwali także odpowiedzi na pytanie, na jaki kolor powinny być lakierowane nadwozia pojazdów ratunkowych. I doszli do wniosku, że na limonkowo-żółty. Badania prowadzone przez American Optometric Assocation wykazały, że jest on znacznie lepiej widoczny niż czerwony, tradycyjna barwa straży pożarnej. 

Korki stały się zmorą współczesnych miast. Eksperci w różnych krajach głowią się zatem, jak ułatwić przejazd pojazdom uprzywilejowanym. W Indiach opracowali metodę, która pozwala kierowcom ambulansów, poprzez technologię Bluetooth lub specjalną aplikację na smartfony, samodzielnie sterować światłami na ulicznych sygnalizatorach - tak, by tworzyły dla nich "zieloną falę".

Na Tajwanie zaproponowano wyposażanie karetek pogotowia w dodatkowe, czerwone światła, które jednoznacznie i wyraźnie wskazywałyby kierunek, w którym podąża ambulans.

W powyższe starania wpisuje się wspomniany na wstępie polski pomysł. Kiedy będzie się do nas zbliżać radiowóz, karetka lub wóz strażacki, usłyszymy w głośnikach własnego auta komunikat: "Uwaga! Pojazd na sygnale. Proszę ułatwić przejazd". Pojawi się on także w formie tekstowej - na wyświetlaczu, tak, jak informacje RDS, przesyłane przez stacje radiowe.

Wydaje się, że ma to sens, aczkolwiek można się zastanawiać, czy faktycznie, jak czytamy, da się zdalnie włączyć wyłączone (pokrętłem lub przyciskiem) radio w samochodzie.

Co w sytuacji, gdy pojazd uprzywilejowany będzie nadjeżdżał niekolizyjnie, z przeciwka, jezdnią oddzieloną, na przykład pasem zieleni, od tej, którą się poruszamy? Czy radiowe ostrzeżenie, w tym przypadku niepotrzebne, nie wprowadzi chaosu?

No i czy rację mają ci z internautów, którzy wyrażają obawy, że skoro system będzie działał w promieniu 200 metrów, to czy nie uniemożliwi to normalnego słuchania radia w domu osobom mieszkającym w pobliżu szpitalnych SOR-ów i stacji pogotowia ratunkowego.

Zdziwienie budzi też fakt, że rozwiązanie tak, owszem ważnego, ale jednak cząstkowego problemu w Sejmie wymagało powołania odrębnego ciała.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama