Jechał na rowerze 46 km/h, złapał go fotoradar. Nie miał licznika prędkości
Sąd powinien zająć się sprawą odmowy przyjęcia mandatu za przekroczenie prędkości, którego dopuścił się rowerzysta - postanowił we wtorek Sąd Okręgowy w Gdańsku, odsyłając tym samym sprawę do sądu rejonowego, który wcześniej odmówił wszczęcia postępowania.
Swoją decyzję sąd okręgowy uzasadnił głównie tym, że badając wcześniej sprawę Sąd Rejonowy w Kościerzynie "w sposób wybiórczy ocenił materiał dowodowy".
Poza tym sędzia Zbigniew Żerański uznał też, że rowerzysta włączał się do ruchu drogowego w miejscu niedozwolonym i "powinien był przewidzieć możliwość popełnienia zarzucanego mu czynu".
Sprawa dotyczy Patryka Wałdocha - 18-letniego mieszkańca Kościerzyny, którego fotoradar złapał latem ub.r. na jeździe rowerem z prędkością 46 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 30 km/h. Rowerzysta odmówił przyjęcia mandatu w wysokości 50 zł tłumacząc, że po wjeździe z bocznej ścieżki na drogę nie mijał zakazu z ograniczeniem.
"Poza tym nie ma obowiązku montowania w rowerze licznika prędkości. Nie mogłem więc nawet mieć świadomości, że ją przekraczam" - argumentował we wtorek w rozmowie z dziennikarzami 18-letni Patryk, który stawił się na posiedzenie sądu.
Po tym, jak chłopak nie przyjął mandatu, straż miejska w Kościerzynie, która karę nałożyła, skierowała sprawę do miejscowego sądu. Ten - w październiku ub.r., odmówił jednak wszczęcia postępowania uznając, że brak wystarczających danych, które uzasadniają podejrzenie popełnienia wykroczenia. Od tej decyzji odwołała się do sądu wyższej instancji straż miejska.
Jak ustaliły media, identyfikacja młodego rowerzysty na zdjęciu z fotoradaru była możliwa dzięki temu, że na zdjęciu rozpoznał go jeden z jego sąsiadów pracujący w straży miejskiej.