Czesi zrobili to lepiej
Od 1 października w Polsce należy jeździć cały dzień na światłach. To dobry pomysł, znacząco poprawiający bezpieczeństwo.
Okazuje się jednak, że diabeł tkwi w szczegółach i przepisy dotyczące jazdy na światłach nie są przystosowane do uregulowań obowiązujących w Unii Europejskiej.
Pisze o tym nasz czytelnik w poniższym liście:
"Do napisania tego listu skłoniły mnie Wasze próby lansowania całodziennej jazdy na światłach (zarówno autorskie jak i felietony p. Czopika oraz kierowców - użytkowników serwisu Moto Interia).
Tak się składa, że mieszkam w rejonie przygranicznym i bardzo często poruszam się po drogach naszych południowych sąsiadów - Czechów - samochodem tam zarejestrowanym.
Czesi jak wiadomo wprowadzili w nowym kodeksie zapis całorocznej jazdy na światłach. Ale... zrobili to od strony technicznej zgodnie z warunkami UE. Tzn. można zamiast świateł mijania używać świateł do jazdy dziennej w wersji europejskiej. Czym one się różnią? Ano tym:
- zapalają się automatycznie w pozycji stacyjki umożliwiającej pracę silnika (nie mają własnego wyłącznika),
- wyłączają się automatycznie po włączeniu jakiegokolwiek oświetlenia zewnętrznego pojazdu z wyłączeniem kierunkowskazów, świateł awaryjnych, świateł STOP oraz świateł cofania.
Jak widać nie jest wymagane oświetlenie tylne. Moje auto spełnia ten warunek (wersja skandynawska). Niestety naszej policji się to nie podoba, a Ministerstwo Transportu na zadane przeze mnie pytanie, co z tym faktem zrobić - milczy.
Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio, gdyby nie to, że w większości krajów zrzeszonych w UE obowiązuje zapis o zapalaniu tylko przednich reflektorów (u mnie dodatkowo działa elektronika obniżająca pobór mocy żarówek), a u nas jak zwykle musi być jakaś egzotyka.
Dla fanów oszczędności ;-) Oszczędność:
- na tylnych światłach - ich i tak nie widać przy normalnej przejrzystości powietrza,
- oświetleniu tablicy - po co w dzień,
- oświetleniu kokpitu - kolejny raz: po co w dzień.
Dopóki więc nie zmienią się u nas przepisy na "europejskie" będę w sezonie letnim przy przekraczaniu granicy na polską stronę ostentacyjnie otwierał maskę pojazdu, wyjmował przekaźnik tychże świateł i jeździł po Polsce jako "zamaskowany".
Skoro istnieje kult świateł i dążenia do wszystkiego co europejskie to może i w tym wypadku uda się zmienić chore prawo. Mój przypadek nie jest odosobniony, bo takich samochodów jak ja mam (a dokładniej instalacji), jest dużo więcej, tylko producenci na Polskę je odłączają."