Chcesz dmuchać? To nie takie proste!
Prowadząc walkę z pijanymi kierowcami, policja sprawdza tylko zatrzymanych delikwentów.
Tymczasem badania odmawia się uczciwym osobom, chcącym dobrowolnie sprawdzić trzeźwość w komisariacie.
Zbadać to my możemy pana podczas kontroli na drodze - taką odpowiedź usłyszał nasz czytelnik, który poprosił policjantów z komisariatu w Lublinie o zbadanie alkomatem. Dzień wcześniej bawił się na rodzinnej imprezie, gdzie wypił kilka drinków. Rano musiał wsiąść do samochodu i chciał po prostu sprawdzić, czy promile ulotniły się już z organizmu.
- Po odmowie zaproponowałem dyżurującemu policjantowi podpisanie oświadczenia, w którym opisana byłaby ta sytuacja. Niestety, w bardzo niegrzeczny sposób odmówił, sugerując, że jeżeli nie opuszczę budynku, to wyrzucą mnie z niego siłą.
Nie dowiedziałem się także, dlaczego odmówiono mi badania - denerwuje się nasz Czytelnik i dodaje, że jest to dla niego niezrozumiałe, bo policja ma obowiązek wykonywania działań prewencyjnych, a uchronienie osoby będącej potencjalnie pod wpływem alkoholu przed kierowaniem autem na pewno do nich należy.
Podobnych przypadków jest ponoć znacznie więcej i prawie za każdym razem policjanci odmawiają wykonania badania, nie podając przy tym żadnych argumentów. Tylko w jednym przypadku policjant wytłumaczył, że badanie alkomatem jest czynnością procesową.
- Patrzyli na mnie jak na dziwoląga z innej planety. Jeden z nich powiedział nawet, że przez 18 lat służby nie miał takiego przypadku - śmieje się pan Stanisław, któremu udało się przekonać policjantów - mimo ich początkowo oporu - do wykonania badania alkomatem.
Eksperyment
Postanowiliśmy przekonać się, czy rzeczywiście policjanci są tak niechętni do wykonywania badania alkomatem, jeżeli nie odbywa się ono podczas kontroli na drodze. Nasz dziennikarz odwiedził 10 małopolskich komend powiatowych. Uzasadnienie wykonania dmuchania w alkomat było zawsze takie samo - rodzinny bankiet dzień wcześniej, trochę wypitego alkoholu i wątpliwość, czy minęło już wystarczająco dużo czasu, żeby zasiąść za kółkiem. Za każdym razem nasz "pozorant" spotykał się z odmową.
Tylko w dwóch komendach przedstawiono mu argumenty, o czynności procesowej i dowodzie procesowym, jakim jest badanie. W jednej policjant stwierdził, że nie może ot tak rozdawać jednorazowych ustników do alkomatu, bo to kosztuje itp. W pozostałych powiedziano po prostu, że się tym nie zajmują, bo mają dużo innej pracy, a poza tym skoro nie jest pewien swojej trzeźwości, to niech po prostu nie wsiada do samochodu.
Przepisy nie pozwalają...
Sięgnęliśmy do ustawy o policji. Artykuł 1 pkt. 2 wyraźnie mówi: formacja jest powołana do "ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego, (...) w ruchu drogowym i na wodach przeznaczonych do powszechnego korzystania. Inicjowania i organizowania działań mających na celu zapobieganie popełnianiu przestępstw i wykroczeń oraz zjawiskom kryminogennym (...)".
Dlaczego więc policjanci w większości przypadków odmawiają badania alkomatem? - Przepisy wyraźnie określają, że takie badanie możemy przeprowadzić tylko wtedy, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, iż zatrzymany na drodze kierowca znajduje się pod wpływem alkoholu - wyjaśnia inspektor Wojciech Pasieczny ze stołecznej drogówki i dodaje, że tym samym badanie do celów prywatnych nie wchodzi w grę.
Przepisy nie pozwalają
Komisarz Marcin Szyndler z Komendy Głównej Policji wyjaśnia też, że takie badanie jest dowodem procesowym. - Niestety, przepisy nie pozwalają robić tego prewencyjnie. Poza tym np. alkomaty w radiowozach mają pamięć i każde badanie jest tam zapisywane.
Później trzeba sporządzać raport, który uzasadni jego przeprowadzenie. Do tego dochodzi jeszcze sprawa ustników. Wprawdzie kosztują grosze, ale według przepisów nieuzasadnione użycie spowodowałoby szkody policji. W dodatku policja nie może świadczyć usług finansowych, więc odpada także odpłatne skorzystanie z takiego ustnika. Co więc ma zrobić człowiek, który chce jechać autem, ale nie jest pewien, czy nie ma za dużo "promili"?
- Każdy teraz może sobie kupić średniej klasy alkomat za około 200 zł. Nie są może one najdokładniejsze, ale zwykle wystarczają - mówi komisarz Szyndler. Tymczasem inspektor Pasieczny podpowiada, że są jeszcze izby wytrzeźwień, gdzie można odpłatnie wykonać badanie na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu.
... ale jest rozwiązanie
Niestety, nie każdego stać na zakup alkomatu, a izby wytrzeźwień nie znajdziemy w mniejszych miejscowościach.
- Żeby można było przeprowadzać takie badania, trzeba byłoby zmienić niektóre zapisy ustawy o policji, ale wtedy mielibyśmy mnóstwo problemów. - Na przykład młodzi ludzie przychodziliby do komend po wypiciu jednego piwa i sprawdzali, ile mają promili.
A policjanci mają dużo innych, często ważniejszych obowiązków - mówi komisarz Szyndler. Co zrobić, żeby ominąć surowe przepisy dotyczące użycia alkomatów i nie dokładać pracy policjantom? Jedynym wyjściem wydaje się współpraca policji i dużej firmy ubezpieczeniowej. Pomysł polega na ufundowaniu alkomatów stacjonarnych dla każdej komendy powiatowej policji w kraju.
- Taki alkomat z jednorazowymi ustnikami mógłby zostać zainstalowany w korytarzu dyżurki. Każdy mógłby tam wejść i przebadać się. Urządzenie na pewno nie zostałoby zdewastowane, jak mogłoby się zdarzyć w przypadku miejsca publicznego, a policjanci nie byliby bezpośrednio zaangażowani w badanie - podpowiada Szyndler.
Koszt: 620 tys. zł
W Polsce jest 365 powiatowych komend. Alkomat stacjonarny, przeznaczony do montażu w miejscach publicznych kosztuje około 1700 zł. W sumie koszt wynosiłby 620 tys. zł plus koszty serwisu i jednorazowych ustników. Dzięki takiemu rozwiązaniu alkomaty byłyby dostępne prawie dla wszystkich kierowców.
Aby ułatwić policji zadanie, zwróciliśmy się z prośbą do PZU o nawiązanie współpracy w tej kwestii. Największy ubezpieczyciel na polskim rynku dysponuje specjalnym funduszem, z którego finansuje się działania prewencyjne, m.in. na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drogach. - Nie mogę zdradzić dokładnej kwoty, ale są to miliony złotych rocznie - mówi Michał Witkowski, rzecznik PZU, i dodaje, że taka współpraca na pewno byłaby możliwa.
Zainteresowanie wyraża też policja. - Rozmawiałem już w tej sprawie z przełożonymi, którzy chcą zainteresować tym pomysłem komendanta głównego - zdradza komisarz Szyndler.