BMW M135i - test
BMW serii 1 to jedyny tylnonapędowy kompakt, a jego wersja M135i jest najbardziej szalonym kompaktem na rynku.
Druga generacja BMW serii 1 debiutowała w 2011 r., ale jej gama ciągle się rozwija. Właśnie zyskała dwie nowe wersje silnikowe. Pierwszą, czyli bazowe, 102-konne 114i, opisywaliśmy w "Motorze" nr 4/2013. Tym razem sprawdziliśmy, co potrafi ta druga, czyli "jedynka" z przeciwnego końca cennika - model M135i.
Samochód ten dołączył do serii M Performance - słabszych niż topowe odmiany M, ale i tak potwornie mocnych modeli o sportowym charakterze.
Symbol szaleństwa
Znaczek M135i na pokrywie bagażnika testowanego auta to sygnał, że pod maską pracuje 3-litrowy silnik o sześciu cylindrach w rzędzie i mocy aż 320 KM.
Montowanie tak potężnej jednostki w kompakcie może się wydawać szaleństwem. Przejechanie tym autem kilkuset kilometrów tylko potwierdza te przypuszczenia - BMW M135i to szalony samochód. Napęd na tylną oś i 450 Nm momentu obrotowego, dostępne od 1300 do 4500 obr./min, sprawiają, że tył auta nieustannie próbuje wyprzedzić przód.
W trakcie testu zdarzyły się dni z opadami śniegu, kiedy kontrolka symbolizująca interwencje układu kontroli stabilności (DSC) migała właściwie bez przerwy. Wyłączenie tego systemu w zimowych warunkach zmusza kierowcę do nieustannej walki z ogromną nadsterownością. Niewystarczająco delikatne obchodzenie się z gazem lub spóźniona o ułamek sekundy kontra kierownicą w najlepszym
przypadku skończą się efektownym piruetem.
Czekając na lato
Co innego na suchej nawierzchni. Gdy szerokie opony (te z tyłu są o 2 cm szersze od przednich) M135i mają zapewnioną dobrą przyczepność, prowadzenie auta zachwyca.
O ile kierowca nie wykonuje zbyt gwałtownych ruchów prawą stopą, "jedynka" nie ma tendencji do wypadania z zakrętu - ani przodem, ani tyłem. To zasługa zamontowania silnika bardziej za niż przed przednią osią i ukrycia akumulatora pod podłogą bagażnika - dzięki tym zabiegom rozkład mas pomiędzy osie jest optymalny.
Oczywiście jeśli kierowca zechce, może tym autem jeździć poślizgami - wystarczy wyłączyć DSC. Najlepiej jednak mieć wprawę w jeździe podobnymi autami, bo spory nadmiar mocy i stosunkowo niewielki rozstaw osi sprawiają, że kontrolowanie poślizgu wcale nie jest łatwe.
Auto jest jednocześnie niesamowicie zwrotne i zwinne - duża w tym zasługa "uwolnienia" przednich kół od konieczności napędzania samochodu, ale nie bez znaczenia jest też sportowy układ kierowniczy (seryjny w topowej "jedynce"). Jego zmienne przełożenie sprawia, że nawet ostre zakręty pokonuje się bez zdejmowania rąk z kierownicy.
Dynamiczną jazdę ułatwia świetny, sportowy automat o ośmiu przełożeniach z możliwością sekwencyjnej zmiany biegów łopatkami przy kierownicy.
Druga natura
Kiedy jednak kierowca nie ma ochoty na szaleństwa na drodze, topowa "jedynka" potrafi być zaskakująco komfortowa. Mimo 18-calowych kół i sportowego, obniżonego o 1 cm zawieszenia, bardzo skutecznie niweluje większość nierówności. Tylko duże wyrwy potrafią wstrząsnąć nadwoziem, jednak praca zawieszenia nawet w takim przypadku pozostaje cicha.
Silnik, którego chęć wkręcania się na obroty oraz narowista natura i rasowy ryk w górnej części obrotomierza tak pasują do wariackiego charakteru auta, jest też w stanie imponować ciszą, kulturą i chęcią do pracy przy niskich obrotach.
Co ciekawe, choć mało kto spodziewa się takiej cechy po 320-konnym "potworze", potrafi on imponować oszczędnością. Spokojna jazda w trasie daje wynik na poziomie 6,5 l na 100 km. W mieście można się zmieścić w 10 litrach. Trzeba jednak zaznaczyć, że kierowca z "ciężką nogą" bez problemu podwoi oba wyniki.
Kwestia odniesienia
BMW serii 1 z topowym silnikiem kosztuje 173 500 zł. Można by powiedzieć, że to bardzo dużo jak na auto kompaktowe. I rzeczywiście - kwota ta jest bardzo wysoka, ale tylko do momentu porównania z konkurentami. A właściwie z innymi szybkimi autami w podobnej cenie, bo bezpośrednich rywali topowa "jedynka" nie ma.
Za zbliżoną kwotę można kupić 295-konne Mitsubishi Lancer Evolution. Ma ono doskonały napęd na cztery koła, ale nie dorasta serii 1 do pięt pod względem prestiżu, jakości wykończenia oraz wyposażenia.
Lepiej wychodzi to 272-konnemu Audi TT-S, jednak ono także ma napęd 4x4 (zdecydowanie gorszy niż w Mitsubishi), kosztuje o 23 tys. zł więcej niż testowane BMW i tak naprawdę rywalizuje z ...czteronapędową wersją M135i.
W końcu 4x4
Czteronapędowa "jedynka"? Do niedawna - nie do pomyślenia, najmniejszy model bawarskiej marki był jedynym, którego nie można było kupić z napędem wszystkich kół. Teraz jednak do gamy dołączyła kolejna nowość, czyli BMW M135i xDrive.
To oferta dla wszystkich klientów, którym przeniesienie 320 KM mocy na tylne koła wydaje się pozbawione sensu. Co prawda model ten kosztuje 193 tys. zł, ale - poza o wiele skuteczniejszym napędem - seryjnie oferuje sportowy automat.
Wersja 135i wyróżnia się wśród pozostałych "jedynek" innymi zderzakami i felgami, niebieskimi zaciskami hamulców, szarymi obudowami lusterek i obramowaniem szyb, metalowymi progami i podwójnym wydechem.
Tekst: Marcin Laska, zdjęcia: Robert Brykała