Wejściówka do kobiecej sypialni...

Mężczyźni często nabijają się z kobiecej chęci imponowania wyglądem. By zwrócić na siebie uwagę samców, panie są w stanie przejść koszmarne katusze. Botox, odsysanie tłuszczu czy lifting twarzy nie są ani tanie, ani przyjemne. Chodzi jedynie o to, by robić wrażenie.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że panowie zachowują się inaczej. Bycie amantem również nie należy ani do tanich, ani bezbolesnych. Szczególnie, gdy na "stare lata" kupimy sobie sportowe kabrio...

Jednym z tańszych, fabrycznie nowych, sposobów na tego typu auto jest mazda MX-5. Czy warto wydać na nią 104 tys. zł?

Wielu facetów sądzi, że zakup sportowego kabrioletu to pewna wejściówka i najszybsza droga do kobiecej sypialni. Coś jest na rzeczy, bowiem już w trzy dni po odebraniu kluczyków do mx-5 na dobre wylądowaliśmy w łóżku. Niestety, nieprzespane noce nie upływały nam w towarzystwie gustownej blondynki, czas spędzaliśmy z powalającą, acz niezbyt ponętną niewiastą zwaną anginą. Nie była to jednak wina MX-5.

Reklama

By uchronić swoich polskich klientów przed takim scenariuszem, specjaliści z Mazdy - całkiem słusznie - doszli do wniosku, że na naszym rynku ich kabriolet oferowany będzie wyłącznie z metalowym hardtopem. Ten ostatni nie tylko pozytywnie wpływa na sztywność konstrukcji (a co za tym idzie prowadzenia auta) ale również składa się automatycznie.

Kierowca zwolnić musi jedynie główny zaczep (nad lusterkiem) i wcisnąć odpowiedni guzik. Wynik 12 sekund uznać można za rewelacyjny, ale tylko wówczas, jeśli traktujemy dach, jako kawałek metalu chroniącego nas przed niekorzystnym wypływem warunków atmosferycznych. Tak szybka transformacja auta w coupe nie wszystkim przypadnie jednak go gustu. Pamiętajmy, że głównym zadaniem kabrioletu jest robienie wrażenia - 12 sekund skupienia na sobie uwagi wszystkich w okolicy to dla wielu "szpanerów" zdecydowanie zbyt krótko...

Co ważne, dach chowa się całkowicie do specjalnego luku pomiędzy siedzeniami a przestrzenią bagażową, dzięki czemu dostęp do bagażnika (150 litrów) jest niezależny od tego czy podróżujemy coupe czy kabrio.

MX-5 nie zdobyłaby takiej popularności (jest najlepiej sprzedającym się roadsterem w historii!), gdyby nie fakt, że Japończycy za punkt honoru postawili sobie zapewnienie kierowcom ogromnej frajdy z jazdy. Samochód - wzorem włoskich czy brytyjskich kabrioletów z lat siedemdziesiątych - nie jest żadnym "cruiserem", który w komfortowy sposób, pod gołym niebem, w ciszy i spokoju transportuje pasażerów z miejsca A do miejsca B.

Już na pierwszy rzut oka widać, że kabina pozbawiona została wszelkich "bajerów". Mamy oczywiście klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby czy audio sygnowane znaczkiem Bose, ale wszystkie te udogodnienia zdają się gubić w ascetycznych liniach kokpitu mazdy. O tym ostatnim można wręcz powiedzieć, że jest brzydki. Ciemny, twardy plastik i proste kształty wieją nudą.

Ogólne postrzeganie zmienia się jednak diametralnie, gdy usiądziemy za kierownicą. Prześwit samochodu to zaledwie 136 mm, dla lepszego rozłożenia masy fotele osadzono tak nisko, jak to tylko możliwe. Bardzo niska przednia i niewielkie boczne szyby sprawiają, że we wnętrzu można czuć się wręcz klaustrofobicznie. Te wszystkie "mankamenty" służą jednak wyższemu celowi - zapewnieniu kierowcy wrażeń, jakich próżno szukać w większości współczesnych pojazdów.

Dzisiejsze auta mają to do siebie, że są dla użytkownika "łatwe i przyjemne". W przypadku MX-5 jest inaczej. Auta nie stworzono po to, by nim jeździć, ale po to, by je prowadzić. To istotna różnica!

W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że w opinii wielu "prawdziwych facetów" MX-5 to samochód "dla baby" (z niecierpliwością czekamy na tego typu komentarze...). Pomijając fakt, że przez kilka dni testów to właśnie lokalni "macho" oglądali się za mazdą najczęściej, musimy przyznać, że to odważne twierdzenie. Po przejechaniu przeszło tysiąca kilometrów w różnych warunkach pogodowych, mamy stuprocentową pewność, że opinie takie głoszą ludzie, którzy nigdy nie siedzieli nawet za kółkiem MX-5.

To prawda, że przyspieszenie do 100 km/h (wartość osiągana na drugim biegu) w 7,9 s i prędkość maksymalna 218 km/h, jak na auto o sportowym zacięciu, nie robią wrażenia. Pamiętajmy jednak, że tylko o sekundę lepiej przyspieszało do setki uznawane - całkiem słusznie - za absolutny wzór sportowych cnót pierwsze BMW M3. Jego kierowcy nie siedzieli jednak ciasno upakowani w skórzane kubły 14 cm nad ziemią, w dodatku pozbawieni dachu nad głową...

Jeśli dodamy do tego fakt, że japońska, atmosferyczna dwulitrowa "szlifierka" nie tylko donośnie ryczy, ale też momentalnie reaguje na polecenia kierowcy, kierowca ma do dyspozycji 6 biegów, a napęd trafia na tylną oś (przy współudziale 20-procentowej "szpery"!) robi się naprawdę ciekawie.

Temperament jednostki napędowej świetnie pasuje do charakteru auta. Moc maksymalna 160 KM uzyskiwana jest przy 7 000 obr./min, maksymalny moment obrotowy - 188 Nm - pojawia się przy 5 000 obr./min. Oznacza to oczywiście, że chcąc jeździć naprawdę dynamicznie, wskazówka obrotomierza powinna znajdować się w pionie. Zapewne znajdzie się paru "mistrzów" prostej, którzy powiedzą, że do setki szybciej przyspiesza ich rodzinny sedan. Racja, ale żaden z nich nie brzmi tak jak MX-5 i - przy naprawdę ostrej jeździe - nie zużywa średnio 10 benzyny na 100 km!

Sam silnik i dyferencjał o ograniczonym poślizgu byłyby jednak niewiele warte, gdyby nie układ kierowniczy i zawieszenie. Ten, jaki proponuje nam Mazda zapewnia świetne czucie drogi i bardzo szybką reakcję auta. Z przodu, w zawieszeniu zastosowano podwójne wahacze poprzeczne, przy tylnej osi pracuje układ wielowahaczowy. Za tłumienie nierówności odpowiadają amortyzatory Bilsteina. Co ciekawe, auto nie jest wcale przesadnie twarde. Oczywiście o komforcie rodzinnego hatchbacka możemy zapomnieć, ale nie ma mowy o "wytrząsaniu" na dziurach. Pamiętać musimy jednak o prześwicie auta i 17-calowych niskoprofilowych oponach, które w polskich warunkach mogą nam przysporzyć kilku kłopotów...

MX-5, jak mało który samochód, może się pochwalić idealnym rozłożeniem masy. Nawet z ciężkim, składanym elektrycznie dachem, auto waży zaledwie 1173 kg - na każdą oś przypada dokładnie po 50%.

Uzyskanie tego rewelacyjnego wyniku wymagało jednak poświęceń, które - zwłaszcza w czasie dynamicznej jazdy - dosłownie odczuwa się w kabinie. Silnik umiejscowiony został za przednią osią, co sprawia, że blok kończy się niemal w połowie deski rozdzielczej. Między pasażerem a kierowcą zabudowano tunel kryjący skrzynię biegów. Tak zwarta zabudowa skutkuje tym, że przy naprawdę szybkiej jeździe kabina mocno się nagrzewa. Jeśli więc zauważycie na ulicy MX-5 którego właściciel zdjął dach, mimo że na dworze jest zaledwie 12 stopni Celsjusza, oznacza to, że bardziej niż na "szpanie" zależało mu na oddychaniu...

Ze względu na wyważenie, precyzyjny układ kierowniczy i bardzo dobrze dostrojone zawieszenie - prowadzenie MX-5 potrafi uzależnić. Auto momentalnie reaguje na wszelkie ruchy kierownicą, kontrola trakcji pozwala na dość znaczne, acz dziecinnie proste do opanowania ślizgi tylnej osi. Jak przystało na auto sportowe, "elektronicznego pastucha" można też całkowicie wyłączyć, ale wówczas - jak każde uzależnienie - i to potrafi okazać się zabójcze. Zwłaszcza na mokrej nawierzchni, nawet skromne 160 KM - w połączeniu ze "szperą" - potrafi pokazać mistrzom prostej, gdzie ich miejsce (niestety - co pokazują liczne przypadki młodzieży w E36 - często pada na drzewo...).

W zasadzie jedyny powód do narzekań daje układ hamulcowy. Większość użytkowników na pewno tego nie zauważy, ale ci, którzy zdecydują się wycisnąć z mazdy 100% możliwości dojdą do wniosku, że hamulce są podatne na przegrzanie. W codziennej eksploatacji nie stanowi to problemu, ale jeśli ktoś chciałby wybrać się swoją "miatą" na tor, po kilku okrążeniach może się nieco zdziwić.

Na szczęście, to jedyne, na co narzekać może właściciel MX-5. Samochód zaprojektowano po to, by czerpać przyjemność z jazdy i - co ważne - w całości produkowany jest w Japonii. Oznacza to, że po kilkugodzinnym szaleństwie do wyrzucenia nadawać się mogą co najwyżej opony. Z drogi nie trzeba wcale zbierać dziesiątek odpadających części, na desce rozdzielczej nie zapalają się czerwone kontrolki, a auto nie domaga się nawet przeglądu.

Samochód kosztuje w Polsce 104,8 tys. zł. Biorąc pod uwagę jedynie dwa miejsca, bagażnik porównywalny z maluchem i mikroskopijną ilość miejsca w środku, cena wydaje się absurdalna. Możecie być jednak pewni, że każdy, kto czerpie frajdę z prowadzenia, zmieni zdanie już po pierwszych pięciu kilometrach.

To prawda, że mimo sztywnego dachu, samochód jest raczej sezonowym gadżetem, że nie nadaje się na dłuższe trasy i potrafi spowodować uszczerbek na słuchu.

Obcowanie z "miatą" przypomina jednak upojną noc u boku pięknej kobiety. To nic, że się pocisz, krzyczysz i po godzinie brakuje ci tchu. Mimo wszystko, ciągle chcesz więcej.

Po kilku dniach za kierownicą MX-5, naprawdę można dojść do wniosku, że przez większość życia jeździło się nie tymi samochodami, co trzeba!

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dachy | kierowcy | układ | Auta | auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama