Mazda 6e jeździ tak dobrze, jak wygląda. Ale 47 minut przy ładowarce to za dużo
Nowa Mazda 6e ma chińskie pochodzenie - to w rzeczywistości nieco przerobiony model Deepal SL03 pochodzący z koncernu Changan, z którym marka współpracuje w Chinach. Na hiszpańskich drogach wyglądających jak odcinki rajdów przejechałem nią ponad 300 km. Kilka dziwnych rozwiązań nie przysłania obrazu całości - nawet jeśli 6e nie jest Mazdą z krwi i kości, to jest bardzo dobrym autem elektrycznym.

Nadwozie robi świetne wrażenie. Auto mierzy nieco ponad 4,9 m długości i ma wyrazisty przód z podświetlanym grillem, szeroką maską i mocno zmrużonymi reflektorami. Linia boczna jest elegancka, a proporcje - dopracowane. Typowo dla elektryków tej klasy (np. Volvo ES90) nadwozie osadzono nieco wyżej z powodu akumulatorów umieszczonych pod podłogą. Tył auta robi równie dobre wrażenie - jest zadarty, pionowy i zgrabnie ukrywa fakt, że 6e to nie sedan, a liftback, bo pokrywa bagażnika otwiera się w nim wraz z szybą. Na deser - w modelu zastosowano bezramkowe szyby, co zawsze poprawia wizualną stronę auta, nawet jeśli pogarsza to nieco komfort akustyczny. Podczas jazdy z prędkością powyżej 90 km/h z tyłu auta wysuwa się też spojler poprawiający przepływ powietrza.

Ile kosztuje nowa Mazda 6e?
Konfiguracja cennika i oferty jest osobliwa. Mamy do wyboru dwie wersje napędowe i dwa bogate poziomy wyposażenia. Podstawowy wariant z mniejszym zestawem akumulatorów (68,8 kWh) ma 258 KM i kosztuje 198 200 lub 206 600 zł. Odmiana Long Range ma większe "baterie" (80 kWh), ale niższą moc (244 KM), wyceniono ją na 203 600 lub 212 tys. zł.

Już standardowe wyposażenie wersji Takumi jest obfite - należą do niego panoramiczny dach, skórzana tapicerka czy elektryczna regulacja fotela. Odmiana Takumi Plus dorzuca do tego głównie bardzo jakościowe, zamszowe obicie i skórzaną tapicerkę Nappa. Brązowe obicia deski rozdzielczej, drzwi i foteli przywodzą na myśl klimat modeli z lat 90. - i w tym wypadku to nie zarzut.

Mazda 6e przejedzie nawet 550 km
Oba warianty nie różnią się drastycznie zasięgiem - podstawowy może przejechać w cyklu mieszanym 479 km, Long Range 552 km. Różnice poczujemy dopiero przy ładowarce. Kierowca pierwszego spędzi przy niej 24 minuty (10-80 proc.), natomiast drugiej aż 47 minut. Skąd różnica? Ano stąd, że maksymalna moc ładowania modelu z mniejszymi "bateriami" wynosi 165 kW, a tego z większymi tylko 90 kW. Gdzie tu logika? Mazda tłumaczy, że kierowcy modelu Long Range z większym zasięgiem będą w trasie potrzebować dłuższego postoju niż ci jadący odmianą podstawową. Nie zmienia to faktu, że ładowanie auta tej klasy z mocą poniżej 100 kW to nie tyle wynik przeciętny, ile po prostu rozczarowujący.
Jest jednak nadzieja, że zużycie energii, które podaje Mazda będzie odpowiadać rzeczywistości - co w przypadku aut o chińskim pochodzeniu (także spalinowych) zwykle nie jest regułą.

Podczas jazdy po hiszpańskich miastach i wsiach, górskich, krętych drogach, (momentami z gazem w podłodze) i autostradach 6e Long Range zużyła dokładnie tyle energii, ile podaje producent, czyli 16,5 kWh/100 km w cyklu mieszanym. Nieco gorzej apetyt na "prąd" wyglądał podczas jazdy ze stałą prędkością powyżej 100 km/h - przy około 120 km/h komputer wskazywał 21,5 kWh, co przełożyłoby się na zasięg około 370 km. Warto podkreślić, że w warunkach dla elektryka optymalnych, czyli przy 20 stopniach Celsjusza na zewnątrz.

Mazda 6e na drodze. Poczujesz się jak w grze
Pewnym rozczarowaniem, przynajmniej z punktu widzenia tych kierowców, którzy znają zestrojenie dotychczasowych modeli Mazdy, jest sposób prowadzenia. Z jednej strony zawieszenie świetnie trzyma w ryzach nielekkie przecież auto (ponad 2 tony) i zapewnia niezły komfort, z drugiej - układ kierowniczy okazuje się bardzo sztuczny w odbiorze.
Progi zwalniające czy poprzeczne nierówności "szóstka e" pokonuje typowo dla aut elektrycznych, to znaczy przejeżdżając przez nie czujesz masę samochodu, ale też nie masz poczucia, że cierpi przez to komfort jazdy. Wstrząsy tłumione są dość "pluszowo", choć na większe dziury auto czasem reaguje bardziej nerwowo.

Na krętych drogach Mazda 6e pokazuje, że ma olbrzymi zapas przyczepności i świetnie zestrojone układy wspomagające. Nawet obcesowo wciskając gaz na wyjściu z zakrętów, reakcje układu stabilizacji toru jazdy są łagodne, z kolei wbijając się w zakręt z dużą prędkości nadwozie przechyla się nieznacznie, a przód auta "trzyma" kierunek jazdy.
Dobre wrażenie przysłania jednak układ kierowniczy, który jest jak z gry komputerowej. Wyczucie tego, co dzieje się z przednimi kołami jest żadne, w dodatku podczas jazdy na wprost nawet niewielkie ruchy kierownicą oznaczają, że auto momentalnie reaguje, co kończy się tym, że musisz co chwilę wykonywać minimalne korekty. Sytuacji nie poprawia tak zwany sportowy tryb jazdy, w którym jedyną odczuwalną zmianą jest zmniejszenie siły wspomagania kierownicy.

6e w 244-konnej wersji ma osiągi, które nie powodują wyrzutu adrenaliny - raczej utwierdzają w przekonaniu, że to wóz do płynnej, spokojnej jazdy. Przyspieszenie jest oczywiście typowe dla elektryków, czyli miękkie i płynne, ale jednocześnie nie wciska w fotel. 6e Long Range osiąga setkę po 7,8 s (odmiana podstawowa potrzebuje 7,6 s). Przy manewrowaniu trzeba delikatnie obchodzić się nie tylko z hamulcem, którego pedał bardzo szybko "łapie", co jest szczególnie dokuczliwe właśnie przy niewielkich prędkościach.

Mazda 6e w kabinie. Dużo miejsca i wysoka pozycja za kierownicą
We wnętrzu jest sporo miejsca, choć fotel umieszczono wysoko, a nad głowami pasażerowie mają panoramiczny dach. Co ciekawe, Mazda "przeliczyła" pojemność bagażnika, bo początkowo podawano, że ma on pojemność 330 litrów, natomiast obecnie producent informuje o 466 litrach - przy czym wartość ta mierzona jest od podłogi do sufitu. Z przodu mamy jeszcze tak zwany "frunk" - doskonały na niewielkie przedmioty czy przewody do ładowania.
Wysoka pozycja za kierownicą nie jest jak z dotychczasowej "szóstki", w której fotel można było obniżyć blisko podłogi - to też ma wpływ na czucie auta. Za to same siedziska okazały się wygodne, z niezłym podparciem bocznym.

Zestaw wskaźników przed kierowcą jest dość standardowy - na wyświetlaczu podawane są podstawowe informacje o jeździe, zaś obok mamy 14,6-calowy ekran głównych multimediów z logicznie poukładanym menu. Skróty najważniejszych funkcji można wywołać przeciągając ręką z boku ekranu, zawsze na wierzchu jest za to wskazanie klimatyzacji, ale pola do jej regulacji powinny być większe.
Jedno rozwiązanie jest jednak zdecydowanie przekombinowane. Chodzi o wycieraczki, które obsługuje się albo z poziomu ekranu (najpierw wciskając lewą dźwigienkę przy kierownicy) albo za pomocą jednego z dwóch przycisków "ulubione" na kierownicy. Zdarzało się zresztą, że uruchamialiśmy wycieraczki przez przypadek trącając ten ostatni podczas manewrowania.

Czy Mazda 6e to dobre auto?
Poza atrakcyjnym wyglądem niewiele jest "Mazdy w Maździe" - czucie auta, dynamika, pozycja siedzenia i ogólny wygląd kabiny znacząco różnią się od tego, do czego przyzwyczaiła nas marka. Jednak jako auto elektryczne, 6e ma swoje argumenty, głównie w postaci niskiego zużycia energii. Choć idziemy o zakład, że na polskim rynku bardziej przyjmie się podstawowa odmiana z możliwością szybkiego ładowania. Tesli Model 3 przybył więc realny konkurent - choć nie tak dynamiczny i gorszym zasięgu, to jednak z bardziej "jakościowym" wnętrzem i mniej generyczną stylizacją.








