Ka jak Kaczka

Są samochody, które służą do ciężkiej codziennej pracy lub też do prozaicznego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Są jednak i inne, które powstają głównie po to, by dostarczać przyjemności z jazdy. By zostać właścicielem takiego pojazdu, nie trzeba dysponować setkami tysięcy złotych ani kupować od razu porsche czy innego sportowego wozu.


Wystarczy mniej niż 50 tysięcy i świadomość, że za tę kwotę rezygnuje się z pojemnego bagażnika czy dużej ilości miejsca na tylnej kanapie. A co dostaniemy? Forda sportka, czyli sportową wersję zwanego pieszczotliwie "kaczką" ka.

Trzeba od razu powiedzieć, że sportka, mimo mało poważnego wyglądu, wywiązuje się ze swojego zadania (dostarczania przyjemności) wzorowo. Już podchodząc do pojazdu uważny obserwator zauważy zmiany w stosunku do "cywilnej" wersji. Samochód ma poszerzone przednie i tylne błotniki, co umożliwiło zwiększenie rozstawu kół. Ponadto zastosowano inne, i przede wszystkim lakierowane w kolorze nadwozia, zderzaki, a ten z przodu wzbogacono o dodatkowe wloty powietrza. Z tyłu w oczy rzuca się centralnie umieszczone na zderzaku, pojedyncze i okrągłe światło cofania. Nad tylną szybą znalazł się dyskretny spojler.

Zmiany nie ominęły również wnętrza. Pasażerowie mają do swojej dyspozycji sportowe fotele, które dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu zapewniają doskonałe trzymanie boczne. Pedały wyposażono w aluminiowe nakładki, z tego samego metalu wykonano również idealnie okrągłą końcówkę drążka zmiany biegów. Samochód wyposażono w obrotomierz, a dwuramienna kierownica nie należy do cienkich, za to świetnie leży w dłoniach. Brakuje za to wskaźnika temperatury cieczy chłodzącej.

Na wyposażenie nie można jednak narzekać. O komfort podróżnych dba klimatyzacja, radio z odwtarzaczem CD, centralny zamek na pilota oraz elektrycznie sterowane szyby i lusterka. Standardowe wyposażenie uzupełnia poduszka powietrzna kierowcy i ABS.

Reklama

To, co najciekawsze w tym małym fordzie, kryje się jednak pod maską. Źródłem napędu sportka jest 1.6-litrowy, ośmiozaworowy silnik Duratec o mocy 95 KM. Przy masie pojazdu wynoszącej zaledwie 950 kg zapewnia on wyśmienite i zaskakujące jak na tak małe auto osiągi.

Trwający 9.7 s sprint do "setki" powoduje, że po ruszeniu ze świateł nieswojo może się poczuć wielu właścicieli dużych limuzyn. Sportka nie ma się również czego wstydzić przy większych prędkościach. Producent zapewnia, że samochód rozpędzi się do 174 km/h i albo ma nieścisłe dane, albo licznik sporo zawyża. W każdym razie wskazówka obrotomierza potrafi dotknąć czerwonego pola na najwyższym, piątym biegu...

A propos biegów, skrzynia przekładniowa jest bardzo ciasno zestopniowana, dzięki czemu czasy przyspieszeń są rewelacyjne, ale drążkiem trzeba się nielicho namachać.

Wystarczy powiedzieć, że drugi bieg "kończy się" już przy 80 km/h. Na szczęście praca lewarkiem to sama przyjemność. Poszczególne biegi są umieszczone blisko siebie, dzięki czemu skoki drążka są bardzo krótkie, a przełożenia wybiera się pewnie, bez wahania i szybko. No, jedną uwagę można mieć. Brakuje... szóstego biegu! Podczas jazdy z wyższymi prędkościami silnik musi pracować na wysokich obrotach, co objawia się nie tylko większym hałasem, ale i zużyciem paliwa.

W ten sposób doszliśmy do kolejnej wady sportka. Zbiornik paliwa w tym samochodzie ma bowiem taką samą pojemność jak w słabszych wersjach. Tymczasem konie muszą pić. Producent deklaruje, że w mieście sportka zużywa 10,4 l paliwa na każde 100 km. I z tym się można zgodzić. Z kolei w trasie spalanie ma wynosić 6 litrów na 100 km i tę wartość śmiało można potraktować jako życzeniową. Faktycznie zużycie paliwa wynosi przynajmniej o 2 litry więcej. No, chyba że będziemy jechać ze stałą prędkością 90 km/h, nie hamować i nie przyspieszać...

Wszystko to powoduje, że zasięg małego forda jest bardzo ograniczony. Po przejechaniu w trasie 400 km rezerwa świeci już mocno, a wskazówka poziomu paliwa opada poniżej zera. Na szczęście, na stacji okazuje się, że w 40-litrowym baku pozostało jeszcze 3 do 5 litrów paliwa.

Gdy jednak przestajemy się przejmować szybko opadającą wskazówką, sportka potrafi dostarczyć naprawdę wiele przyjemności z jazdy. Spontaniczna reakcja na gaz, szybkie "wchodzenie" na obroty, sztywne (z przodu - całkowicie, a z tyłu - półniezależne) zawieszenie w połączeniu z dużymi, szesnastocalowymi obręczami, na które trafiły opony 195/45 sprawiają, że fordem jedzie się niby małym gokartem. Z wszelkimi tego konsekwencjami. O ile sekwencja kilku zakrętów, z podjazdem, a potem hamowaniem, wszystko po równym asfalcie jest żywiołem tego auta, to w koleinach już nie czuje się ono najlepiej. Szerokie opony w połączeniu z mimo wszystko wąskim rozstawem kół i małą masą całkowitą powodują, że auto "myszkuje", a kierowca musi całą uwagę poświęcić na utrzymaniu się "w czarnym". Gdy jednak asfalt zaczyna przypominać prawdziwą drogę, sportka nabiera wigoru.

Szkoda tylko, że producent nie zdecydował się na zainstalowanie na kołach tylnej osi hamulców tarczowych. Bęben pod aluminiową, szesnastocalową felgą wygląda po prostu niepoważnie...

Czy warto więc kupować forda sportka? Jak najbardziej. O ile będzie to pojazd używany zgodnie z przeznaczeniem, a więc dla przyjemności. Ten samochód będzie dobrze spełniał swoją rolę, jeśli w rodzinie znajdzie się jeszcze jeden - pełniący funkcję "wołu roboczego"...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama