California Dreamin
"California Dreamin’"... Tak, o californii marzę od lat, więc tytuł relacji z mojego pierwszego poważnego kontaktu z tą motoryzacyjną legendą mógłby być chyba tylko taki, jak tytuł równie kultowego przeboju zespołu The Mamas & The Papas. W poniższym tekście opowiem, czy weekendowe pomieszkiwanie i podróżowanie w Hotelu California (The Eagles) zamieniło się w prawdziwe California Love (2Pac).
Volkswagen California 6.1 to najnowsze wcielenie najsłynniejszego campervana w historii motoryzacji. Co ciekawe nazwa, która wydaje się połączona z vw transporterem od zawsze, pojawiła się po raz pierwszy w 1988 r. w odniesieniu do specjalnej edycji transportera T3, a na stałe zagościła na tylnej klapie dopiero w 2003 r. po rozstaniu Volkswagena z firmą Westfalia, która przez długie lata opracowywała kampery na bazie kolejnych generacji "dostawczaków". Tak czy inaczej nazwa idealnie oddaje ducha tego sprytnego domu na kółkach i zdążyła do niego nierozerwalnie przylgnąć.
Jak wyglądał test?
Na sprawdzenie californii mieliśmy jeden weekend. Prognozy wskazywały zmienną, chłodną pogodę z niewielkimi opadami deszczu. Typowy październik. Wybór padł na dwa czeskie, rowerowe miejsca: Trail Park Dolni Morava i Rychlebskie Ścieżki. W sumie do przejechania około 700 km po zróżnicowanych drogach, od autostrady po wąskie, górskie serpentyny, plus dwa noclegi.
Pierwszy kontakt z T6 okazał się... wielkim rozczarowaniem. Włożenie trzech nowoczesnych rowerów enduro na dedykowany bagażnik opóźniło wyjazd o ponad półtorej godziny. Wciąż dziwię się, jak tak "wypasiony" kamper może być wyposażony w równie kiepski bagażnik. Choć samochód ma zaledwie kilka miesięcy, niektóre elementy bagażnika już były pordzewiałe, a pokrętła nie chciały się kręcić. Całość konstrukcji nie jest przystosowana do gabarytów współczesnych rowerów górskich. Porządna żółta kartka już na początku spotkania.
Dla kogo?
Nie jest to typowy samochód osobowy, ale służy do przewożenia ludzi. Jest autem dostawczym, ale nie do przewożenia towarów. Wreszcie jest kamperem, ale takim nie do końca. Wydawałoby się, że mamy tu idealny przepis na sytuację, iż jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Może by tak było, gdyby nie fakt, że mamy XXI wiek i we współczesnym świecie nie brakuje osób, które wykorzystując infrastrukturę drogową oraz kempingową, lubią szybko i wygodnie przemieszczać się w celu realizacji swojego hobby.
Volkswagen California 6.1 Ocean. Zdjęcia
Mówimy o wozie, który gabarytami nie odbiega znacząco od wielu aut osobowych (jest tylko o 15 cm dłuższy od bmw X3). Można nim wszędzie wjechać, zarówno na szutrową drogę w lesie, jak i do centrum każdego miasta, gdzie duże kampery zazwyczaj nie są już mile widziane. To pojazd, dzięki któremu można każdy weekend spędzić w innym miejscu - dojechać szybko i wygodnie, przespać się i rano ruszyć na podbój rowerowych tras, a następnego dnia pozwiedzać jakieś duże miasto, po drodze zahaczając o nocleg w urokliwym miejscu. Jeśli urlop lubicie spędzać "w drodze", przemieszczając się z miejsca na miejsce, to tym małym kamperem znacznie szybciej osiągniecie cel podróży niż klasycznym "wszystkomającym". Znacznie łatwiej znajdziecie miejsce na nocleg i sprawniej zorganizujecie wnętrze tak, aby się wygodnie przespać. A następnego dnia szybciej zwiniecie obóz niż podróżując z namiotem.
Jak to jeździ?
Mechanicznie california to po prostu multivan T6, czyli ekskluzywna, osobowa wersja popularnego vana. Naszpikowana systemami, ułatwiającymi jazdę i parkowanie. Ze świetną widocznością na każdą stronę poza tyłem, który w naszym przypadku skutecznie zasłaniały rowery zamontowane na klapie. Sytuację ratowały jednak wielkie boczne lusterka i kamera cofania wraz z czujnikami. Podczas jazdy na autostradzie doskonale spisuje się aktywny tempomat, a 7-biegowa skrzynia DSG i bardzo dobre wyciszenie wnętrza powodują, że przy 130 km/h podróżuje się naprawdę komfortowo.
Testowy egzemplarz miał mocny silnik o mocy 200 KM, ale ponad 2,5-tonowa masa powoduje, że auto nie jest zbyt żwawe. Masa wpływa też na spalanie, oscylujące między 9 a 11 litrów na 100 km. Wysocy kierowcy mogą trafić na niewielkie utrudnienia. Fotela nie da się zbyt daleko cofnąć lub pochylić jego oparcia, gdyż blokują go szafki z wyposażenia kempingowego. Jednak ogólne wrażenie z jazdy jest bardzo pozytywne. To świetny wóz na długie trasy.
Jak się w nim mieszka?
Przejdźmy do najważniejszego wyróżnika californii. To jej część mieszkalna, w wersji nocnej zapewniająca wygodne spanie dla czterech osób. Dwie mogą spać na dole, po rozłożeniu na płasko tylnej kanapy i dopasowanego materaca, który bardzo skutecznie wyrównuje niewielkie nierówności tej konstrukcji. Pozostałe dwa miejsca uzyskujemy po rozłożeniu charakterystycznego dla californii namiotu dachowego. W testowanej wersji (Ocean) dach podnosi się elektrycznie.
Stelaż górnego łóżka gwarantuje wysoki komfort spania, a dostanie się na górę przez przednie fotele jest bezproblemowe. Testowaliśmy to auto w jesiennych warunkach przy temperaturze około 6-7 stopni w nocy i po niewielkim dogrzaniu nagrzewnicą było wystarczająco ciepło. Trzeba jednak przyznać, że w górnej części było chłodniej niż na dole, co rodzi wątpliwości w kwestii ewentualnego zimowego wykorzystania tego kampera. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że ciepłe powietrze z dolnej części będzie chętniej wędrować do góry...
W wersji dziennej mamy do dyspozycji kanapę i dwa obrotowe fotele. Ten kierowcy nie przekręca się do końca ze względu na kolizję ze wspomnianymi szafkami, stąd owo czwarte siedzenie nie jest zbyt komfortowe.
Po przesunięciu kanapy do tyłu uzyskujemy miejsce na łatwo rozkładany stolik, obok którego mamy dwupalnikową kuchenkę gazową i zlewozmywak. Całość wyposażenia kempingowego dopełnia masa zmyślnych schowków i szafek, w których z łatwością pomieścimy większość niezbędnego ekwipunku. Spotkałem się z opinią, że california z powodu zabudowy ma mało miejsca na bagaże. W teście okazało się, że większość przydatnych przedmiotów spokojnie mieści się właśnie wewnątrz zabudowy. I to uznaję za największą zaletę tego samochodu. Każdy, kto często wyjeżdża na wyprawy weekendowe wie, ile czasu i energii pochłania pakowanie się. Przenoszenie ekwipunku z domu do auta i z powrotem to naprawdę żmudne zajęcie. Tutaj mamy stałe miejsca na różne sprzęty, które można trzymać przez cały sezon letni. Wymarzona sytuacja.
Pozytywnym zaskoczeniem była również funkcjonalność i ergonomia minikuchni. Przy odpowiedniej wentylacji gotowanie nie jest uciążliwe a fakt, że wszystkie potrzebne rzeczy, można mieć dosłownie pod ręką sprawia, że gotowanie staje się nie tylko łatwe, ale i przyjemne. Bardzo wysoko oceniam również system oświetlenia całej części sypialnej. Jest funkcjonalnie i bardzo estetycznie. Pamiętajmy też o podstawowej różnicy między california a kamperami pełnogabarytowymi. Otóż nie mamy tu łazienki ani toalety. Owszem, jest prysznic zewnętrzny, który latem przy wysokich temperaturach może spełniać swoją funkcję. Co do toalety, to pozostaje nocowanie w miejscach, gdzie jest ona dostępna lub dokupienie i wożenie ubikacji turystycznej, ostatecznie - klasyczna saperka i działanie w terenie.
Wady i zalety
Zamiast typowego podsumowania na zakończenie proponuję subiektywne zestawienie wad i zalet topowej californii 6.1 w wersji Ocean.
Zalety:
- unikatowa funkcjonalność i dopracowana ergonomia
- bardzo dobre właściwości jezdne i komfort podróżowania
- wszędzie wjedzie, zaparkuje
- wygodne spanie (zarówno górne, jak i dolne)
- duża liczba schowków i szafek
- bardzo wygodna kuchnia
- dziecinnie prosta i intuicyjna zmiana konfiguracji z jazdy na nocleg, ze spania w tryb dzienny
Wady:
- cena
- jakość i konstrukcja bagażnika rowerowego
- mała ilość miejsca dla wysokich kierowców
- jakość wykończenia niektórych elementów, szafek (trochę się zacinają, trochę luzują)
- wygodny, ale raczej dla 3 osób
- wysokie spalanie
Po części analitycznej pozostała odpowiedź na postawione na początku tekstu pytanie. W naszym przypadku weekendowy test wystarczył, aby zakochać się w californii. Powiem więcej - to jest auto dla mnie! Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym takiego nie mieć. Wracając do muzycznych zapożyczeń zacytuję kolejny tytuł piosenki: "California Über Alles" (Dead Kennedys). Niestety, jest jeden szkopuł. Ta miłość kosztuje. Kosztuje tak absurdalnie dużo, że wszystkie marzenia pryskają jak bańka mydlana. Testowany egzemplarz (wiem, wypasiony, wszystkomający), to równowartość dwóch podstawowych audi Q5. Kosztuje 396 tys. zł (słownie: trzysta dziewięćdziesiąt sześć tysięcy złotych). Oczywiście cena wersji podstawowej jest o połowę niższa, ale wtedy musimy zrezygnować z naprawdę wielu przydatnych dodatków. Tak pryskają marzenia. "Dream of Californication" (Red Hot Chili Peppers). Kurtyna.
Filip