BMW Z4 M40i – generator radości
Mówi się, że nawet najbardziej nudny samochód może budzić emocje, pod warunkiem że pozbawimy go dachu. Szkoda że coraz rzadziej o tym pamiętamy, a rynek kabrioletów nieustannie się kurczy. Jeszcze trudniej znaleźć klasycznego roadstera, które właściwie są już na wymarciu. Na szczęście nie wszystkie.
Ile jest na rynku klasycznych roadsterów? Takich stworzonych według prostej, uznanej formuły - silnik z przodu, napęd na tylne koła, długa maska i krótki tył. Jest oczywiście Mazda MX-5, ale poza nią... Mercedes SLK oraz SL zniknęły z rynku (przynajmniej chwilowo), pozostał Mercedes-AMG GT, ale to już samochód supersportowy. Podobnie jak Jaguar F-Type, którego co prawda kupimy z rozsądną "dwulitrówką", ale także z doładowanym V8 i napędem 4x4. Jest Porsche 718 Boxster, choć tu proporcje są inne, a silnik umieszczony centralnie. Był przecież także Fiat 124 Spider i jego wersja z logo Abartha, ale ich kariera szybko dobiegła końca.
Na szczęście nadal na rynku znajdziemy BMW Z4, chociaż miało ono niemal trzyletnią przerwę i przez pewien czas nie było pewne, czy powstanie jego nowa generacja. Na szczęście Niemcy dogadali się z Toyotą i zawiązali współpracę, w ramach której powstała także nowa Supra. W tabelkach księgowych BMW taki układ zaczął wyglądać akceptowalnie i dali zielone światło na stworzenie nowej odsłony modelu, który potrafi jak mało który przypominać o tym, czym jest prawdziwa radość z jazdy.
Wyobraź sobie taką scenę. Wstajesz rano i wychodzisz do pracy, a na parkingu czeka on - niebieski rekin. Długa maska, mocno zachodzące na nią światła, smukły grill, dwie boczne linie podkreślające dynamizm auta oraz krótki, zgrabny tył, zwieńczony subtelnym spojlerem. Spróbuj się nie uśmiechnąć podchodząc do niego.
BMW Z4 M40i na zdjęciach
Siadasz na nisko (ale nie na asfalcie) umieszczonym fotelu. Jest dobrze wyprofilowany, ale przy tym wystarczająco obszerny i bardzo wygodny. Otacza cię czarna skóra i alcantara, urozmaicone niebieskimi przeszyciami oraz aluminiowymi wstawkami. Naciskasz przycisk start i... mimowolnie budzisz jednego z sąsiadów, ponieważ sześciocylindrowa jednostka budzi się do życia nie tylko z donośnym warkotem, ale także z kilkoma "kaszlnięciami" z wydechu. Sąsiada trochę szkoda, ale znów mimowolnie się uśmiechasz.
Przechylasz niewielki wybierak skrzyni automatycznej w pozycję D i ruszasz spokojnie, do wtóru basowego pomruku. Co prawda jest już jesień, ale mocne poranne słońce szybko rozgrzewa wilgotne powietrze, więc nie wahasz się przed pociągnięciem przycisku na konsoli między fotelami. Po zaledwie 10 sekundach dach ląduje za twoimi plecami. Z4 to klasyczny roadster, więc nie ma tu skomplikowanego systemu składania, a klapa bagażnika nie musi się podnosić - materiałowy kaptur po prostu składa się do swojej skrytki. Równie dobrze można byłoby robić to ręcznie, jednym szybkim ruchem (jak w Maździe MX-5), ale to przecież BMW - elektryka jest w standardzie.
Z4 to niewielki (432 cm długości) i bardzo niski (130 cm) samochód, ale krawędź przedniej szyby jest na tyle wysoko, że dobrze chroni przed wiatrem. Wystarczy tylko podnieść boczne szyby, żeby przy prędkościach miejskich (i nieco wyższych) ruch powietrza nie burzył fryzur. Dba o to także mały windshot umieszczony między pałąkami przeciwkapotażowymi, który w razie potrzeby można łatwo odczepić, choć potem nie ma co z nim zrobić.
Roadster BMW świetnie nadaje się do codziennej jazdy i nawet na największych, 19-calowych felgach, zapewnia wystarczający komfort, również na drogach o nie najlepszej nawierzchni. Warto jednak zaznaczyć, że testowana wersja seryjnie oferowana jest z adaptacyjnymi amortyzatorami. Pozostałe dają także wybór między standardowym oraz sportowym zawieszeniem.
Przejażdżka jest wręcz relaksująca, ale oto wyjeżdżasz z terenu zabudowanego, a przed sobą długi i pusty odcinek prostej drogi. Szybkim ruchem przełączasz auto w tryb Sport Plus i wciskasz mocno gaz. Tylko lepiej żebyś był przygotowany, ponieważ 8-biegowy automat błyskawicznie redukuje bieg, a 3-litrowa, doładowana jednostka rzuca na tylną oś 340 KM oraz 500 Nm. Z4 wystrzeliwuje do przodu, a elektronika robi co może, żeby utrzymać wyznaczony tor jazdy. Kolejny bieg załącza się z szarpnięciem, a ty nadal jesteś wciskany w fotel. Jednostka R6 dostarcza maksymalny moment obrotowy w przedziale 1600-4500 obr./min, a moc maksymalną między 5000 a 6500 obr./min, więc roadster BMW prze do przodu na każdym biegu i przy każdych obrotach (sprint do 100 km/h trwa jedynie 4,5 s).
Zbliżasz się jednak do zakrętu, czas więc sprawdzić skuteczność sportowego układu hamulcowego z czterotłoczkowymi zaciskami z przodu. Dohamowujesz i pewnym ruchem precyzyjnego (choć w trybie Sport Plus trochę sztucznie "ciężkiego") układu kierowniczego umieszczasz auto w zakręcie. Wyraźnie utwardzone zwieszenie niweluje niemal wszelkie wychyły nadwozia, a sportowy dyferencjał adaptacyjnie rozdzielający moc między kołami, pozwala ci na mocne wyjście z zakrętu. Trochę żałujesz, że jesteś na drodze publicznej - wystarczy przełączyć kontrolę trakcji i stabilności w tryb sport, żeby z łatwością pokonywać łuki długimi, kontrolowanymi poślizgami. Tył Z4 jest niezwykle skory do zabawy, wystarczy tylko poluzować mu trochę elektroniczną smycz...
Roadster BMW to świetna zabawka i prawdziwy generator radości. Cieszy podczas jazdy na wprost, jeszcze bardziej w zakrętach, a kiedy jedziemy spokojnie, cieszy bezkres nieba nad głową i basowy pomruk rzędowej "szóstki". Z4 jest także autem zaskakująco praktycznym - bagażnik ma 281 l więc wystarczy dwóm osobom nawet na długie wakacje, a ponadto znajdziemy w nim otwór na długie przedmioty. Ciekawe czy ktoś pojechał kiedyś Z-czwórką na narty... Za fotelami wygospodarowano miejsce na wąską półkę z siatką, nie zabrakło też kieszeni w drzwiach i schowka przed pasażerem (nie o wszystkich małych roadsterach można to powiedzieć). Szkoda tylko, że bak ma jedynie 52 l pojemności. W testowanej wersji, która w ruchu miejskim potrafi spalić 13-14 l/100 km, to niedużo. Chyba że zamierzacie cały czas muskać gaz, ale chyba nie po to kupuje się topową odmianę?
Szczególnie że dopłata do niej jest niemała - Z4 M40i kosztuje 294 600 zł, a więc o 86 tys. zł więcej, niż 30i. Warto jednak zaznaczyć, że w tej cenie otrzymujemy nie tylko większy silnik i więcej cylindrów (oraz wyższą akcyzę), ale także pakiet stylistyczny M oraz takie elementy jak sportowy układ hamulcowy, sportowe zawieszenie adaptacyjne oraz sportowy mechanizm różnicowy. Jeśli jednak komuś nie zależy na aż tak dobrych osiągach, może spokojnie zainteresować się właśnie odmianą 30i (sprint do 100 km/h w 5,4 s), a nawet bazową 20i (197 KM). Przyspieszenie do 100 km/h w 6,8 s to nadal świetny wynik (z "automatem" 6,6 s) i jest to jedyna wersja dostępna z przekładnią manualną, co dla niektórych osób może być dodatkową zaletą.
Rynek motoryzacyjny zmienił się wyraźnie w ciągu ostatnich lat. Klienci nie chcą już ekscytujących samochodów. Z oferty wielu producentów zniknęły coupe, kabriolety, nikogo nie interesują, nawet wyjątkowo stylowe, trzydrzwiowe wersje rozsądnych hatchbacków, ani usportowione wersje rodzinnych modeli. A przecież samochód może być czymś znacznie więcej, niż tylko wygodnym sposobem na dotarcie do domu po pracy z przystankiem na zakupy. Kiedy jedziesz takim autem jak Z4, widzisz słońce przebijające się przez korony drzew, liście unoszące się na wietrze niosącym zapach jesieni, a do twoich uszu sączy się muzyka z dobrego nagłośnienia, świat przybiera zupełnie nowe barwy. Wszystko staje się piękniejsze, bardziej ekscytujące i przygodowe. Nawet jeśli obserwujesz tańczące ci nad głową liście, bo stoisz na czerwonym świetle w drodze do pracy...
Michał Domański