Jego Passat zwany "tupolewem" kończy właśnie 25 lat

Koncern Volkswagen AG hucznie świętuje 40-lecie wprowadzenia na rynek modelu Passat.

Swój skromny jubileusz obchodzi również pan Wacław, mieszkaniec jednej z podkrakowskich miejscowości. Użytkowany przez niego Passat, w rodzinnej wsi właściciela nazywany "tupolewem", skończył właśnie 25 lat.

To model 1.8 GL, w nadwoziu wersji B3, z silnikiem benzynowym o pojemności 1760 ccm i mocy 90 KM oraz manualną, pięciobiegową skrzynią biegów. Data pierwszej rejestracji w Niemczech: 29 września 1988 r.

Do Polski samochód przyjechał w 2002 r., kupiony przez szwagra pana Wacława, hodowcę pomidorów. Nie miał tu łatwego życia. Codziennie przed świtem wyładowany po dach ciężkimi skrzynkami jeździł na plac targowy. Nie raz zabierał na pokład 900 kg ładunku. Ciągnął w przyczepce górę żwiru i beczki z wodą, służącą do podlewania warzyw uprawianych w foliowych tunelach. Woził złom, krzewy, materiały budowlane, a nawet... żywe kozy.

Reklama

- To twarda sztuka. Przysiądzie, ale pojedzie, choćby i pod górę - chwali Passata pan Wacław, który kupił ten wóz dwa lata temu za... 1500 zł. Obecnie samochód ma na liczniku 318 tys. kilometrów, choć, jak przyznaje właściciel, rzeczywisty przebieg jest co najmniej dwukrotnie większy. Pozostał pojazdem "do wszystkiego" i haruje jak wół. Dlatego jest ździebko zaniedbany. W wielu miejscach widać rdzę (choć z drugiej strony auto, przynajmniej od chwili przywiezienia do kraju, nie uczestniczyło w żadnej, choćby najdrobniejszej stłuczce, a zatem jest "absolutnie bezwypadkowe"), od czasu do czasu odpadnie jakiś element, tu jakaś listwa, tam osłona wydechu, ale to przecież drobiazgi. Silnikowo (wtrysk jednopunktowy), jak podkreśla kierowca, jest bez zarzutu, po prostu nie do zajeżdżenia. Wytrzymuje wszystko, również... hm..., eksperymenty z doborem środków smarnych.

- Już dawno przestałem się przejmować świecącą kontrolką ciśnienia oleju. Nowego oleju szkoda, więc gdy trzeba, dolewam stary, taki z kanału, przepracowany, obojętnie czy przeznaczony do diesla czy do benzyny. Kto by się teraz tym przejmował... - wyznaje pan Wacław.

Jego Passat "nie-do-zajeżdżenia" jest napędzany gazem z instalacji założonej przez poprzedniego właściciela. I tylko gazem, bowiem szwagier p. Wacława nigdy nie przełączał zasilania na benzynę. Wiadomo, jakie po latach musiało to przynieść skutki.

Kierowca chwali łatwy dostęp do komory silnika, osprzętu i innych elementów samochodu oraz prostotę obsługi. Każdy, kto ma odrobinę smykałki do mechaniki i elektryki sam może dokonać wszelkich podstawowych napraw.

Pan Wacław wymienił m.in. amortyzatory, maglownicę układu kierowniczego, alternator. Sam silnik nie był jednak poddawany jakimkolwiek poważnym naprawom, nie mówiąc o kapitalnym remoncie.

- Zużywam średnio jakieś 12 litrów gazu na 100 km. Olej nie kapie. Mogę spokojnie zaparkować na kostce. Wymieniłem kable rozruchowe i kopułkę. Auto nawet podczas mrozów pali na dotyk - opowiada właściciel liczącego ćwierć wieku Volkswagena, chwaląc go również za dzielność w trudnych warunkach.

Na zimę p. Wacław zakłada letnie bieżnikowane opony. Twierdzi, że dzięki ich miękkiej gumie leciwy Passat na zaśnieżonej drodze radzi sobie lepiej niż dużo nowsze i nowocześniejsze samochody.

VW rocznik 1988 jest, jak na obecne standardy, pojazdem raczej skromnie wyposażonym. Nie ma klimatyzacji, wspomagania kierownicy, elektrycznie otwieranych szyb, poduszek powietrznych, podgrzewanych foteli, ABS-u itp. Do "bajerów" można zaliczyć jedynie elektrycznie sterowany szyberdach i lusterka z podświetleniem w osłonach przeciwsłonecznych przed siedzeniami kierowcy i pasażera. Co ciekawe i jedno, i drugie pozostaje nadal w pełni sprawne. Nie odpadła też żadna wewnętrzna klamka, przycisk, pokrętło. W całkiem dobrym stanie, bez dziur, jest welurowa tapicerka.

Jaki los czeka "tupolewa" spod Krakowa? Niestety, najprawdopodobniej wkrótce po swoich 25 urodzinach pójdzie na złom.

- Trochę szkoda. Pewnie gdyby tak nie tyrał, to jeszcze by pojeździł. Nie przejdzie jednak przeglądu rejestracyjnego. Skończyła się homologacja na zbiornik gazu, przegub chrupie, układ hamulcowy od spodu przegnity, rozrusznik do roboty... - wylicza właściciel. Jak się dowiadywał, dostanie za swoje auto jakieś 600 zł, a to oznacza, że stary Passat w ciągu dwóch lat intensywnej eksploatacji stracił na wartości ledwie 900 zł.

Pan Wacław nadal pozostanie jednak wierny marce i modelowi. Jeździł już Passatami z lat 1992 (wersja "policjant, kupiony od kolegi parkieciarza), 1994. Z obu był bardzo zadowolony. Teraz ma sprowadzonego z Włoch diesla 1.9 TDI 90 KM, rocznik 1996.

- Zdrowiutki. Szkli się jak nowy. A pali sześć litrów oleju na sto kilometrów. No, góra siedem...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy