Sprowdziłeś auto z USA? Każą ci je zezłomować!

Ostatnimi czasy w Polsce systematycznie rośnie zainteresowanie używanymi samochodami sprowadzanymi z USA. Ich właściciele mogą mieć wkrótce poważny problem. Zjawisku przygląda się Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, który traktuje tego typu pojazdy jako "odpad".

Na 814 787 używanych samochodów, jakie trafiły do Polski w ubiegłym roku w ramach tzw. prywatnego importu, 33 367 sztuk przypłynęło ze Stanów Zjednoczonych. Wprawdzie to zaledwie o 1 proc. więcej niż rok wcześniej, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że ogół importu zmalał w ostatnich dwunastu miesiącach aż o 16,5 proc!

Nie jest tajemnicą, że zdecydowana większość z tych pojazdów kupowana jest za oceanem na aukcjach z większymi lub mniejszymi uszkodzeniami pokolizyjnymi i trafia do Polski jako uszkodzone. Problem w tym, że informacje o tym widnieją w dokumentach, co - według Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska - nakazuje traktować takie auta jako odpady. Zgodnie z taką retoryką osoba chcąca sprowadzić do kraju uszkodzony pojazd z USA, powinna uzyskać specjalne pozwolenie na import odpadów. Jego brak skutkować może nie tylko ogromną karą finansową, ale i - uwaga - urzędową decyzją zezłomowania, często sprawnego już auta!

Reklama

O takim przypadku informował m.in. "elektrowóz.pl". Chodziło o eklektycznego Chevroleta Bolta, który sprowadzony został do Polski w 2018 roku. Chociaż właściciel pojazdu naprawił go w kraju i pokonał od tego czasu ponad 100 tys. km (!), jest całkiem prawdopodobne, że będzie musiał zezłomować samochód! Przeciwko właścicielowi postępowanie prowadzi właśnie Główny Inspektora Ochrony Środowiska, wg którego sprowadzony Bolt nie był samochodem lecz "odpadem".

O podobnej sprawie z przełomu 2019 i 2020 roku informuje "Auto Świat". Również chodziło o interwencję GIOS, którą - ostatecznie - zajął się Wojewódzki Sąd Administracyjny. Urzędnicy GIOŚ stwierdzili "nielegalne międzynarodowe przemieszczenie odpadu" i wydali nakaz przekazania samochodu do stacji demontażu (zezłomowania) w terminie 30 dni. Sąd podtrzymał taką decyzję, jako wydaną zgodnie z prawem. Pamiętajmy bowiem, że Sąd Administracyjny, co do zasady, sprawdza jedynie, czy decyzje urzędów wydane zostały zgodnie z obowiązującymi przepisami...

Skąd wzięło się całe zamieszanie i dlaczego szczególne powody do niepokoju mają właśnie osoby, które sprowadziły samochód z USA? Chodzi o dokumentację. Większość aut, które szerokim strumieniem płyną do nas w kontenerach z Ameryki kupowanych jest na aukcjach właśnie jako uszkodzone. Amerykanie mają dość złożony system określania poziomu uszkodzeń. W dokumentach najczęściej widnieje jednak wpis "salvage", który - w dosłownym tłumaczeniu - rozumieć można m.in. jako "złom". Nie oznacza on jednak, że auto nie nadaje się do odbudowy! W takich przypadkach Amerykanie stosują raczej oznaczenia "junk" (śmieć) lub "waste" (odpad) oraz szereg innych (np. certyficate od destruction, for parts onyl, irreparable, non-rebuildable itd.).

W sprawie wspomnianego Bolta GIOS stoi jednak na stanowisku, że: "Aby przedmiotowy pojazd mógł być ponownie zarejestrowany i dopuszczony do ruchu (w USA - przyp. red.), a więc mógł być wykorzystany zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem, wymagane było uzyskanie dla niego statusu pojazdu zrekonstruowanego. W przypadku naprawy ww. pojazdu na terenie USA (...), właściwy organ mógłby wydać dla ww. pojazdu dokument "Certificate of Title - reconstructed" (zaświadczenie o odbudowie) i dopiero taki dokument byłby właściwy do ponownej rejestracji przedmiotowego pojazdu na terytorium RP".

Mówiąc prościej - zdaniem urzędników, dopóki w dokumentach nie pojawi się wpis "Certificate of Title - reconstructed", pojazd powinien być traktowany właśnie jako odpad.

W tym miejscu pojawia się jednak absurd polegający na tym, że "Certificate of Title" jest amerykańskim dokumentem urzędowym, co oznacza, że może być wydany wyłącznie w USA. By go uzyskać, samochód musi przejść odpowiednie badanie, ale przede wszystkim zostać naprawiony/odbudowany jeszcze za oceanem! Nie jest przecież tajemnicą, że wielu nabywców decyduje się na zakup uszkodzonego w Stanach pojazdu właśnie z tego powodu, że ceny robocizny w Polsce są zdecydowanie niższe niż w USA, więc - biorąc nawet pod uwagę duże koszty transportu i cła - auto może być u nas przywrócone do pełnej sprawności dużo niższym kosztem.

Jakby tego było mało - opisywana sprawa dotyczy pojazdu, który bezpiecznie jeździ po polskich drogach od przeszło dwóch lat. Właściciel (i importer zarazem) nie miał najmniejszych problemów z jego zarejestrowaniem. Stanowisko jednego urzędu (wydział komunikacji) nie musi być jednak zbieżne ze stanowiskiem drugiego (GIOS). W tym miejscu warto dodać, że w Polsce nie zarejestrujemy samochodu, który opisany został w amerykańskich dokumentach jako złom (np. "junk" czy " non-rebuildable"). W przypadku adnotacji "salvage" nie powinniśmy jednak napotkać żadnych problemów. Urzędnicy wydziałów komunikacji traktują tak opisane pojazdy jako nadające się do odbudowy...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy