Sekundniki na skrzyżowaniach. Czy zmiana czasu na światłach ma sens?
Sekundniki od lat dzielą środowisko zmotoryzowanych. Wielu kierowców uważa, że stanowią duże ułatwienie w miejskich korkach. Część ekspertów od bezpieczeństwa ruchu drogowego wskazuje natomiast, że mogą "zachęcać" zmotoryzowanych do łamania przepisów. Kto ma rację w tym sporze?
Jeśli jeszcze nie spotkałeś ich na żadnej drodze - wyjaśniamy: to urządzenia, które umieszcza się na wybranych skrzyżowaniach i odmierzają czas, który pozostał do zmiany świateł. Ich zadaniem jest poprawa płynności ruchu. Kierowcy stojąc na czerwonym świetle wiedzą, za ile sekund zapali się zielone i mogą się przygotować odpowiednio wcześniej do ruszenia z miejsca. Ci, którzy zbliżą się do sygnalizatora otrzymają informację, która pozwoli im podjąć decyzję o tym, czy zacząć hamować, czy jednak zdążą bezpiecznie i spokojnie przejechać przez dane skrzyżowanie. Wielu kierowców mówi o nich pieszczotliwie "czasoumilacze", ponieważ wskazują im, ile jeszcze czasu będzie trwało czerwone światło, dzięki temu poprawiając komfort oczekiwania.
Sekundniki są bardzo popularne za granicą, jednak w naszym kraju (chociaż funkcjonują w niektórych miastach) wciąż wzbudzają wiele wątpliwości.
Urządzeń nie da się zainstalować w miejscach, w których działa inteligentna sygnalizacja zmiennoczasowa. W takich przypadkach sekundnik mógłby wprowadzać w błąd pokazując błędny czas nadawania sygnałów zielonego czy czerwonego. Działo by się tak np. w sytuacjach, gdy komputer sterujący sygnalizacją uzna, że należy jednak wydłużyć czas przejazdu dla samochodów znajdujących się na prostopadłym do naszego kierunku ruchu, ze względu na panujący korek. Wielu kierowców jednak ceni sobie to rozwiązanie, zwłaszcza, że przejezdność dróg, na których są zamontowane, zwiększyła się o ponad 10 proc, a do tego poprawia się komfort prowadzenia pojazdu.
Ministerstwo Infrastruktury nie do końca zgadza się z efektywnością sekundników twierdząc, że nie poprawiają one bezpieczeństwa i płynności ruchu. W zamian proponuje z kolei wprowadzenie opcji pulsującego przez kilka sekund zielonego światła, które będzie ostrzegało zmotoryzowanych przed zapaleniem się żółtego światła.
Stowarzyszenie KLIR twierdzi nawet, że sekundniki mogą powodować niebezpieczne reakcje uczestników ruchu drogowego, a to znacznie wpłynie na bezpieczeństwo ruchu. Kierujący pojazdami mogą m.in. przejeżdżać skrzyżowanie z nadmierną prędkością, gdy zobaczą, za ile sekund zapali się żółte światło. - W Polsce za jazdę na czerwonym świetle grozi mandat o wysokości od 300 do 500 zł i 6 punktów karnych. Trzeba pamiętać o tym, że kierowca nawet na skrzyżowaniach bez sekundników, zawsze ma możliwość zatrzymania się przed sygnalizacją, a wciąż niestety dochodzi do takich sytuacji, że świadomie przejeżdża na czerwonym świetle. Wówczas musi liczyć się z tym, że może spowodować zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego i doprowadzić do kolizji lub wypadku.
Wiele miast w Polsce posiada te kontrowersyjne urządzenia. Wśród nich znajduje się choćby Świdnik, w którym zostały one zainstalowane w 2019 roku, i w którym kierowcy wciąż je sobie chwalą. Obecnie władze Lublina rozważają wprowadzenie tego samego rozwiązania. Z kolei w Lesznie sekundniki działają od 2015 roku. Przyjęły się doskonale i kierowcy wciąż są z nich zadowoleni. Miasto planuje nawet wprowadzenie kolejnych urządzeń - jedno już stanęło na skrzyżowaniu 55 Pułku Piechoty z Alejami Konstytucji 3 Maja.
Władze Niemiec, Austrii, Holandii i Ukrainy zgadzają się z teorią, że stosowanie sekundników przyczynia się do prowokowania niebezpiecznych zachowań wśród kierowców. Z kolei w Holandii, Ukrainie i Rosji wskazywano, że tego rodzaju urządzenia sprawdzają się w przypadku pieszych i rowerzystów, jednak nie zostało to poparte żadnymi danymi statycznymi. A Wy, w której grupie zmotoryzowanych jesteście? Przyspieszycie widząc, że za chwilę zmieni się światło i narazicie siebie i innych na wypadek, czy może wręcz przeciwnie - zdejmiecie nogę z gazu wiedząc, że nie uda wam się przejechać na zielonym?