Na tych samochodach można zarobić!

Z różnego rodzaju analiz wynika, że przeciętny Polak wydaje na samochód od 10 do 20 tys. zł i użytkuje go średnio przez 2-3 lata.

Po tym czasie, zmęczeni wizytami u mechaników, zaczynamy przeważnie rozglądać się za kolejnym osobistym środkiem transportu. Jego zakup najczęściej wspomagany jest bankowym kredytem, który - przynajmniej w części - pokrywa pustoszącą kieszeń utratę wartości. Na szczęście nie zawsze musi tak być...

Wydawać by się mogło, że czasy, kiedy na samochodzie zyskiwało się kilka procent rocznie, na zawsze odeszły do lamusa. Na rynku wtórnym bez trudu znajdziemy jednak kilka pojazdów, których zakup śmiało traktować można jako inwestycję. Problem w tym, że jeśli zamierzamy użytkować je na co dzień, trzeba będzie przystać na pewne kompromisy.

Reklama

Na zachodzie Europy od wielu lat popularnością cieszą się tzw. youngtimery. Są to pojazdy, które nie kwalifikują się jeszcze na tzw. "zabytkowe", żółte tablice, ale ich produkcja zakończyła się ładnych kilka/kilkanaście lat temu. Odbiegają więc od współczesnych samochodów chociażby poziomem oferowanego bezpieczeństwa, ale - jeśli utrzymujemy je w dobrej kondycji technicznej - w przeciwieństwie do nowych aut - ich wartość rośnie. Jakimi pojazdami warto się zainteresować?

Jeżeli możemy pozwolić sobie na to, by użytkować nasz nowy, stary samochód jedynie sporadycznie (mamy np. do dyspozycji auto służbowe lub w naszej rodzinie jest inny pojazd) pole manewru jest stosunkowo szerokie. Drażliwa kwestia zużycia paliwa schodzi wówczas na dalszy plan, więc koszty ograniczają się wyłącznie do serwisowania i ubezpieczenia pojazdu. Które samochody traktować można jako lokatę kapitału?

Cudze chwalicie...

Chociaż dla wielu młodych osób poruszanie się fiatem 125p czy polonezem uchodzi za dyshonor, inwestycja w taki pojazd - o ile znajduje się w dobrym stanie - nie jest złym pomysłem. Dla przykładu - jeszcze pięć lat temu - jeżdżące "kanty" 125p kupić można było za kwotę od 100 do 300 złotych. Dziś, za poruszający się o własnych siłach egzemplarz zapłacić trzeba, co najmniej 1500 zł. Auta w dobrym stanie technicznym (nie mylić z "idealnym"), niezależnie od rocznika, osiągają ceny 5 tys. zł. Średnio, przez ostatnie pięć lat, pojazdy te zyskiwały więc na wartości 100 proc. rocznie! Takiej przebitki nie daje nawet złoto.

Chociaż samochód konstrukcyjnie tkwi jeszcze w latach pięćdziesiątych, w normalnym ruchu miejskim radzi sobie bardzo sprawnie. W zakresie od 0 do 70 km/h silniki o pojemnościach 1,3 l. i 1,5 l zapewniają wystarczające przyspieszenia, auto - w przeciwieństwie do poloneza - ma też całkiem wydajne hamulce.

Użytkowanie fiata 125p na "pełny etat" mija się jednak z celem. Ze względu na wysoki poziom hałasu, brak wspomagania kierownicy i koszmarnie nieergonomiczne fotele, prowadzenie szybko męczy, ciężko będzie również zaakceptować średnie zużycie paliwa na poziomie 10 l/100 km (jeśli gaźnik jest odpowiednio wyregulowany, co dziś potrafią już tylko nieliczni mechanicy...). Ratowanie się instalacją gazową nie jest raczej dobrym pomysłem - w następnych latach obniży ona bowiem wartość auta.

Samochód nie nadaje się również do jazdy w zimie - wszechobecna na naszych drogach sól szybko strawi tłoczone z kiepskich blach elementy karoserii, wykonany nawet we własnym zakresie remont blacharki pochłonie co najmniej 2 tys. zł. W sezonie grzewczym trzeba więc będzie pomyśleć o ciepłym lokum dla naszego auta.

Nieco lepiej sprawa wygląda z innym produktem śp. FSO - polonezem. Podaż egzemplarzy w dobrym stanie technicznym jest jeszcze stosunkowo duża, a ceny przystępne. Nowsze konstrukcyjnie auto, mimo że bazuje na tej samej płycie podłogowej co fiat 125p, zapewnia większy komfort użytkowania. Jest wygodniejsze, lepiej się prowadzi (roczniki po 1994 roku, kiedy to zmieniono m.in. rozstaw kół) i góruje nad "kaniciakiem" dostępnością tanich części zamiennych.

Dla przykładu - gruntowne odnowienie wnętrza w fiacie 125p (nowe boczki drzwi, obszycia foteli itd.) pochłonąć może nawet 3 tys. zł. W przypadku poloneza, kompletne wnętrze w świetnym stanie, póki co, kupimy za 300-500 zł... To samo dotyczy chociażby tak prozaicznej kwestii, jak koła i ogumienie.

Oryginalne fiatowskie felgi z przetłoczeniami na chromowane dekle kosztują dziś około 500 zł. Za 200 zł bez problemu kupimy natomiast koła do poloneza z oponami, które wystarczą jeszcze na 2 lub 3 sezony jazdy. Jeśli zdecydujemy się na pojazd z połowy lat dziewięćdziesiątych można się też spodziewać wygodniejszej, niż w przypadku fiata, eksploatacji. Hamulce Lucasa pozwolą uniknąć czyszczenia tłoczków i zacisków dwa razy do roku, wtrysk paliwa rozwiązuje problem z regulacją gaźnika.

Jeździć tanio i z klasą

Produkty żerańskiej fabryki świetnie sprawdzą się jako drugie auto w rodzinie, ale ich codzienna eksploatacja nastręczać może sporo trudności. Nikt o zdrowych zmysłach nie zdecyduje się wyjechać "kancikiem" czy polonezem na zagraniczny urlop, niezbędna okaże się również ponadpodstawowa wiedza z zakresu mechaniki.

Na szczęście, bez większych problemów, można też kupić wiekowe, eleganckie auto, które z powodzeniem pełnić będzie rolę głównego środka transportu dla rodziny. Zaakceptować musimy jedynie fakt, że za auto w wieku 16-20 lat, zapłacić trzeba będzie 15-20 tys. zł.

Bezkonkurencyjnym mistrzem kosztów w kategorii "codzienna eksploatacja" okazuje się być nieśmiertelny mercedes W124 z silnikiem Diesla, czyli poprzednik dzisiejszej klasy E. Wprawdzie większość oferowanych do sprzedaży aut kwalifikuje się już jako wkład do pieca hutniczego, stosunkowo łatwo jeszcze o egzemplarz w dobrym stanie z udokumentowanym przebiegiem poniżej 300 tys. km.

Chociaż w przypadku nowoczesnych diesli taki wynik oznacza kosztowe kłopoty z (drugim z reguły) kołem dwumasowym, wtryskiwaczami czy turbosprężarką, dla zespołu napędowego W124 z wysokoprężnym silnikiem o pojemności 2,5 czy 3 litrów to zaledwie 1/3 życia... Nie bez przyczyny właśnie ten model Mercedesa upodobali sobie taksówkarze.

Nawet po 400 tys. km przebiegu wnętrze nie wykazuje najczęściej żadnych śladów zużycia (co ważne, dotyczy to również foteli) solidna instalacja elektryczna (pozbawiona tajwańskiej i chińskiej elektroniki) działa bez zarzutów - zaświecenie się kontrolki "brak płynu w zbiorniku spryskiwaczy" nawet w 25-letnim egzemplarzu oznacza przeważnie "brak płynu" a nie, jak w przypadku wielu o dwie dekady nowszych pojazdów, brak masy...

Samochód, szczególnie w wersji kombi, świetnie sprawdzi się w roli rodzinnego woła roboczego, co ważne - mimo podeszłego wieku - zapewnia też całkiem wysoki poziom bezpieczeństwa. Części do tego modelu są tanie i łatwo dostępne, a naprawy podejmie się każdy mechanik. Gdzie więc tkwi haczyk?

Pomijając problem ze znalezieniem zadbanego egzemplarza (laikowi trudno rozróżnić auta warte uwagi od "podpicowanych") trzeba się będzie pogodzić z "relaksującym" charakterem samochodu. Pozbawione nowoczesnych rozwiązań technicznych silniki wysokoprężne uchodzą za niezniszczalne, ale nie każdemu kierowcy spodoba się ich charakterystyka. Brak wysokociśnieniowego wtrysku, turbosprężarki i koła dwumasowego znacznie obniża koszty napraw, ale przekłada się też na osiągi i zużycie paliwa.

2,5-litrowy, pieciocylindrowy diesel o mocy 113 KM rozwija zaledwie 173 Nm, co przekłada się na dynamikę jazdy. Prędkość 100 km/h pojawia się na liczniku dopiero po niemal 16 sekundach, co stawia nas na światłach w jednym rzędzie z właścicielami matizów, tico czy fiatów seicento.

Lepiej - bo w około 13 sekund - przyspieszają do setki modele z 3,0-litrowym dieslem (136 KM i 210 Nm), który produkowany był w latach 1992-1995, ale i one nie są pozbawione wad. Do największych zaliczyć można stosunkowo wysokie zużycie paliwa - średnio powyżej 8 l/100 km - oraz drogą obsługę. Wprawdzie ta ostatnia sprowadza się najczęściej wyłącznie do okresowych wymian oleju, lecz do potężnego motoru wchodzi go aż 7,5 litra, a Mercedes zaleca jego wymianę co 10 tys. km, czyli - przy standardowych przebiegach - co najmniej - dwa razy w roku.

Jeżeli nie jesteś fanem niemieckiej motoryzacji, a cenisz sobie komfort, bezpieczeństwo i klasyczny wygląd, dobrym wyborem okaże się też jeden z modeli Volvo. Zdecydowanie godne uwagi są auta serii 200 oraz 700, które przez lata kształtowały solidny wizerunek szwedzkiej marki.

Niezależnie od wybranego modelu, dzięki kanciastym nadwoziom, pojazdy zapewniają bardzo dużą przestrzeń i komfortowe resorowanie. Pod tym ostatnim względem ustępują jednak nieco mercedesowi W124, w którego zawieszeniu tylnym pracuje układ wielowahaczowy.

Podobnie, jak w przypadku mercedesa, najlepszym - z punktu widzenia usterkowości - wyborem okaże się silnik wysokoprężny. Te montowane w przez Volvo - sześciocylindrowe o pojemności 2,4 l - występujące w różnych wariantach (wolnossące, doładowane i doładowane z intercoolerem) pochodzą od Volkswagena, co dodatkowo ułatwia serwisowanie i minimalizuje koszty napraw.

Samochody mają solidna budowę, wygodne fotele i - jak przystało na auto ze Szwecji - bardzo wydajne ogrzewanie. Nie wierzmy jednak w to, że auto kupione za 5, 8 czy nawet 10 tys. zł odwdzięczy się bezproblemową eksploatacją. Ceny egzemplarzy w nienagannym stanie, lub takich, które przeszły już gruntowną odbudowę zaczynają się od około 15 tys. zł. Rodzynki z udokumentowanym, niewielkim przebiegiem, niepokalane przez blacharzy i lakierników kosztują nawet 25 tys. zł.

Złom to koszty, nie inwestycja

Biorąc pod uwagę fakt, że mówimy o pojazdach, których wiek często przekracza 20 lat, ceny dobrze zachowanych W124 czy volvo serii 200 i 700 wydają się być wygórowane. Możemy być jednak pewni, że utratę wartości auta mają już za sobą i z każdym rokiem, gdy ubywać będzie mocno zajeżdżonych pojazdów, stawać się będą coraz cenniejsze.

Problemem okaże się jednak znalezienie godnego uwagi egzemplarza, który faktycznie znajduje się w nienagannym stanie, a nie został jedynie sprytnie "odpicowany" przez handlarza. Musimy zdawać sobie sprawę, że tego rodzaju auto, jak każda inwestycja, wymaga pewnych nakładów. Doprowadzenie "cenowej okazji" do stanu, który pozwoli traktować samochód jak lokatę kapitału pochłonąć może ogromne pieniądze. Dlatego właśnie, lepiej nie nastawiać się na szybki zakup konkretnego modelu, ale przez kilka miesięcy spokojnie śledzić rynek (z pomocą przyjdą internetowe kluby zrzeszające fanów danej marki).

Pamiętajmy również, że przy późniejszej ewentualnej odsprzedaży, na cenę auta ogromny wpływ mieć będzie jego kompletna dokumentacja. Jeśli więc nie można zweryfikować przebiegu, a pojazd nie posiada np. faktury zakupu czy książki serwisowej, w większości przypadków nie kupujemy wcale cenionego klasyka, a jedynie oddawany za granicą po cenie złomu motoryzacyjny odpad...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy