Jestem wieśniakiem, bo jeżdżę...
Szanowna redakcjo, postanowiłem przekazać kilka moich przemyśleń ekonomiczno-społecznych na temat opisywanego na łamach Interii opluwanego przez większość samochodu Daewoo Tico.
Czytam i czytam komentarze i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Polska to bardzo dziwny kraj. Komentarze pod innymi artykułami aż huczą od tego jaka to jest bieda w Polsce:
- czytam, że mało kto zarabia 2000zł na rękę,
- nie ma nawet za co wyprawki do szkoły kupić, i trzeba posiłkować się na ten cel kredytami,
- nie ma za co na wakacje wyjechać,
- nikt nie odkłada pieniędzy - bo nie ma z czego,
- nie inwestuje się i nie kupuje się nieruchomości bo nie ma z czego,
- kolejki w hipermarketach to są takie długie tylko dlatego, że ludzi nie stać na kupowanie w osiedlowych sklepach.
A tymczasem jeżeli chodzi o sprawy motoryzacyjne spraw ma się zupełnie inaczej. Wychodzi z nas wtedy polska szlachecka wielkopańska mentalność. Tico to badziew, szmelc, do takiego bym nawet nie wsiadł, za darmo bym go nie chciał. Nie kupuje się samochodów na F, w tym także i francuskich a golfami to jeżdżą wieśniaki itd, itp.
Nie brakuje także komentarzy w stylu ja to bym już wolał piechotą chodzić niż mieć auto marki X,Y,Z. Najlepsze są Audi Q7, S8 no ostatecznie A8, jak BMW to X5 albo M6, ewentualnie mazda 6. Inne samochody to badziew.
Kochani o co tu chodzi? Człowiek który jeździ audi za 50-100 tys na kredyt to jest gość, zaś człowiek który jeździ Tico jest biedakiem. Takie jest powszechne myślenie. A może jednak tak nie jest?
Jakiś czas temu po 6 latach użytkowania w mojej rodzinie był sprzedawany Fiat Punto. Ja w tym czasie nie miałem samochodu bo uważałem, że mnie nie było na niego stać. Zamiast wydawać pieniądze na zakup auta pojeździłem sobie za to po Europie, zwiedziłem Afrykę, Azję, byłem także w Ameryce Południowej (w Wenezueli, Brazylii), oglądałem najwyższy wodospad na świecie i mieszkałem razem z Indianami w indiańskiej wiosce oraz pławiłem się w morzu Karaibskim w 5* hotelu.
Za to co wydałem na wojaże mógłbym kupić "wypasioną brykę która pierwsza rusza spod świateł joł joł i sieje szpan na drodze". Tylko czy to jest najważniejsze?
Wracając do wyliczeń z Punto. Ile kosztuje miesięcznie samochód który służy na dojazdy do pracy? Samochód był prawie nówka, kupiony oczywiście na raty, z ratą 500 zł/mc do tego paliwo miesięcznie 300-400 zł (ok. 1 tys km/mc), ubezpieczenie 1800 zł/rok czyli 150 zł/mc. Razem koszt posiadania samochodu to 1050zł/ na miesiąc. Kochani 1050zł na miesiąc to jest masakrycznie dużo pieniędzy a to był tylko Fiat PUNTO. To nie było Audi czy Opel. Odejmijcie zatem od waszej pensji 1050 zł miesięcznie i wyjdzie wam ile faktycznie zarabiacie jeżdżąc do pracy samochodem. Te 1050 zł/mc to 12'000 zł rocznie czyli po 6 latach ponad 75'000 zł. 75'000zł (słownie siedemdziesiąt pięć tysięcy złotych).
Aż nie chcę wiedzieć ile wy wydajecie miesięcznie/rocznie na swoje samochody. Ile kosztują was ubezpieczenia, części zamienne, przeglądy. Przecież nie jeździcie Fiatem tylko porządnym samochodem.
Co najgorsze nie pojedziecie swoimi brykami na urlop bo nie macie na to pieniędzy, nie stać was. Nie wyjedziecie nawet za miasto bo nie macie czasu musicie zarabiać w wolnym czasie na wasz samochód. Takie gigantyczne błędne koło.
Dalej tak myśląc i jeżdżąc swoimi brykami na kredyt dalej komentujcie inne artykuły jak to w Polsce jest źle jaka to bieda, jak to na nic nie ma pieniędzy. A może jednak nie stać nas na samochody, może na samochód powinno się przeznaczać tak jak za oceanem max. 6 krotność swoich zarobków. Powyżej tej granicy to jest rozrzutność i niegospodarność.
Skoro jak czytam w innych artykułach mało kto zarabia w Polsce 2000 zł netto na osobę tzn. że maksymalnie może sobie pozwolić na samochód za 24 tys. zł przy dwóch zarabiających osobach. Więc może jednak warto choćby na chwilę zastanowić się nad jakimkolwiek innym rozwiązaniem, nad jakimkolwiek innych samochodem? Może to być np: opisywany w artykule "obciachowy" Tico za półtorej pensji.
To po naprawdę długich kalkulacjach i dyskusjach na forach internetowych kupiłem tikacza. Zdecydowałem się na niego z pełną premedytacją. Stwierdziłem, że opluwane Tico jest najbardziej ekonomicznym autem na rynku. Do kalkulacji wziąłem nie tylko koszt paliwa ale tzw. TCO czyli całkowity koszt użytkowania uwzględniający także różnicę na stracie wartości auta pomiędzy zakupem a sprzedażą, a także koszt części zamiennych. I tu zarówno:
- spalanie benzyny Tico 5,2 l/100km (24zł/100 km na benzynie), - koszt zakupu samochodu (2'500zł auto w dobrym stanie)
- ubezpieczenia (OC 254 zł/rok)
Jego amortyzacja, koszt części zamiennych i napraw pozwala mi twierdzić, że nie ma tańszego sposobu przemieszczania się po mieście z punktu A do punktu B. Zaznaczyłem po mieście bo większość osób podróżujących lux samochodami 90% czasu jeździ po mieście. Do jazdy po mieście naprawdę nie potrzeba 2 litrowego silnika i 150 koni pod maską. No i dochodzi nieoceniony święty spokój z posiadania Tico.
Podczas gdy znajomi lecą nocą do okna gdy tylko usłyszą alarm bo w ich cacuszku właśnie włączył się alarm i może ktoś bestialsko chce je uszkodzić albo ukraść, ja w tym samym czasie słodko sobie śpię. Jak ktoś zarysuje to trudno- jedna ryska więcej jedna mniej. Jak urwie lusterko. Trudno odżałuję te 15 zł na zakup nowego! A jak ukradną. Idę do komisu i za jedną pensję kupuję kolejne Tico. Czy jest inne auto, które daje tyle spokoju?
Na koniec muszę się zgodzić z różnymi komentarzami: że auto jest brzydkie, niebezpieczne w czasie wypadku (jak legendarny i powszechny jeszcze nie tak całkiem dawno 126p.) Ale coś za coś albo jeździ się Tico i realizuje się marzenia (w moim przypadku podróże) albo kupuje się dobrą limuzynę z alusami i klimą i zarabia się tylko po to aby płacić na dojazd tymże samochodem do pracy i nie mieć już pieniędzy na swoje marzenia.
Może warto na samochód popatrzeć z innej perspektywy?
pawgar
(*) - list do INTERIA.PL (*) - ten tekst to efekt naszego apelu o nadsyłanie opinii o waszych samochodach. Czekamy na kolejne.