Jaki przebieg ma twoje auto? Czy już "skorygowałeś" licznik?
Jednym z najważniejszych czynników wpływających na cenę auta na rynku wtórnym jest jego przebieg.
Handlarze często "korygują" wskazania licznika, klienci rzadko kiedy decydują się na pojazd, którego drogomierz wskazuje więcej niż 200-220 tys. km.
Czy przebieg rzędu 300-400 tys. km faktycznie traktować można jako zapowiedź śmierci technicznej?
Przez wiele lat w Polsce panowało przekonanie, że górną granicą żywotności jednostki napędowej jest 100 tys. km. W czasach głębokiego PRL-u, gdy na drogach panowały dwusuwowe syreny, taki pogląd był bardzo bliski prawdy. Z kolejnymi kilometrami nieco lepiej radziły sobie fiaty 125p czy rodzime polonezy. Niestety, również ich jednostki napędowe rzadko kiedy "dożywały" 150 tys. km. Po części działo się tak z uwagi na przestarzałą konstrukcję (wał korbowy oparty jedynie na 3 łożyskach), większa część winy leżała jednak po stronie kiepskich właściwości smarnych ówczesnych, dostępnych w Polsce, olejów.
Podobnych problemów nie mieli jednak wówczas Niemcy, Francuzi czy Japończycy. W latach osiemdziesiątych, pracujące na dobrej klasy olejach, niewysilone jednostki napędowe osiągały imponujące przebiegi. Do legendy przeszły np. wolnossące, wysokoprężne konstrukcje Mercedesa czy Toyoty, które bez remontu pokonywały często ponad milion kilometrów. Również dla dużych silników benzynowych przebiegi rzędu 500-600 tys. km do naprawy głównej nie były niczym nadzwyczajnym.
Doskonałym przykładem trwałości ówczesnych jednostek napędowych może być np. pewna honda accord z 1990 roku. Samochód, który sprzedany został przez dealera w Stanach Zjednoczonych, bez większych awarii przejechał do dziś przeszło milion mil, czyli 1,6 mln kilometrów! W uznaniu dla tego osiągnięcia, w blasku fleszy, przedstawiciel lokalnego importera japońskiej marki przekazał niedawno 53-letniemu właścicielowi auta kluczyki do fabrycznie nowego accorda.
Niestety, podyktowane względami ekologicznymi zmiany w konstrukcji jednostek napędowych sprawiły, że czasy, gdy silniki były w stanie bezawaryjnie pokonywać takie dystanse, odeszły na dobre. Proste rozwiązania, jak chociażby mechaniczny aparat zapłonowy, wyparła elektronika, upowszechnienie się turbosprężarek pozwoliło zmniejszyć pojemność skokową, a co za tym idzie, margines "bezpieczeństwa". Produkowane dziś jednostki benzynowe rzadko kiedy są w stanie pokonać więcej niż 350 tys. km do naprawy głównej (która często okazuje się nieopłacalna). Silniki o zapłonie samoczynnym nadają się przeważnie na złom po 400-450 tys. km.
Trudno jednak mieć do producentów pretensję o to, że ich konstrukcje nie są dziś już tak trwałe, jak niegdyś (dotyczy to nie tylko jednostek napędowych, ale też np. - powłok lakierniczych). Przez ostatnie dwie dekady samochody, biorąc pod uwagę średnie zarobki na wielu światowych rynkach, stały się o wiele tańsze. Dziś nikt nie traktuje już własnych czterech kółek jak lokaty kapitału - auto, podobnie jak telefon komórkowy, stało się po prostu narzędziem pracy, które - co kilka lat - wypadałoby wymienić na nowe...
Jesteś posiadaczem leciwego samochodu? Pochwal się w komentarzach, jaki przebieg osiągnęło twoje auto!