Auto powypadkowe. Okazja czy trumna na kołach?

Pojazdy powypadkowe stanowią dużą część rynku wtórnego. Nie oznacza to jednak, że nie warto się nimi interesować. Lepszy dostęp do części zamiennych i technologii sprawił, że w ostatnich latach jakość napraw powypadkowych wyraźnie się poprawiła.

Niestety ocena rzeczywistego stanu pojazdu to wciąż trudne i skomplikowane zadanie, z którym laicy mogą mieć poważne problemy. Jakie symptomy świadczą o naprawach blacharskich i czy - rzeczywiście - trzeba się ich bać?

Dokonując oględzin pojazdu, w pierwszej kolejności warto przyjrzeć się lakierowi. Pomoże w tym miernik powłoki lakierowej. Pierwotnie wynosi ona od 80 do 150 mikrometrów (w zależności od marki, modelu i elementu karoserii). Jeżeli jest grubsza, oznacza to, że element był powtórnie lakierowany. Niestety, lakiernicy już dawno wyspecjalizowali się w malowaniu "na setkę" tak, by miernik wciąż wskazywał fabryczne wartości. Nieocenione wciąż okazuje się więc wprawne oko, które potrafi wskazać ślady błędów lakierniczych, jak np. "mapowanie" czy wtrącenia.

Reklama

Idąc dalej - jeżeli zauważysz, że na niektórych elementach nadwozia lakier jest zmatowiały, nie musi być to koniecznie powodem, by spisać pojazd na straty. Z pomocą po raz kolejny przyjdzie miernik grubości powłoki lakierowej. Jeśli ma ona prawidłową grubość (minimalnie 100 mikrometrów), nie ma się czym przejmować. Wady - najprawdopodobniej - uda się skorygować przy pomocy polerki. Jeżeli natomiast powłoka jest cieńsza niż 100 mikronów polerowanie to jawne proszenie się o kłopoty. Trzeba też pamiętać, że obecność szpachlówek na danym elemencie również stanowi przeciwwskazanie dla polerowania. Nie znając rzeczywistej grubości lakieru (miernik nie rozróżnia przecież poszczególnych warstw), pracując z mechaniczną polerką, sporo ryzykujemy!

A zarysowania? Mogą, ale nie muszą być szczególnym powodem do niepokoju. Jeśli są powierzchowne i dotyczą wyłącznie lakieru bezbarwnego (nie są wyczuwalne pod paznokciem), można usunąć je nawet samodzielnie niskim kosztem. Jeśli niezbędna będzie wizyta u lakiernika, trzeba przygotować się na wydatek od 400 do około 800 zł za jeden element.

Korozja? Tu sprawa jest już bardziej skomplikowana. Punktowe ogniska mają wyłącznie znaczenie estetyczne, ale jest bardzo prawdopodobne, że zainfekowane nadkola czy ranty drzwi to przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. W każdym przypadku warto więc dokładnie przyjrzeć się podwoziu - np. korzystając z uprzejmości diagnosty na najbliższej stacji kontroli pojazdów. Wzmożoną czujność powinna też zwrócić świeża konserwacja. Popularny "baranek" pozwala ukryć nie tylko korozję, ale też ślady poważnych napraw powypadkowych.

Niestety, współczesne pojazdy są tak zabudowane, że znalezienie śladów poważnych napraw powypadkowych stanowi duże wyzwanie nawet dla ekspertów. Dokładna weryfikacja stanu takich elementów, jak np. podłużnice wymaga niekiedy demontażu osłon, nadkoli czy pasa przedniego. Na to, w czasie przed-zakupowych oględzin, nikt nie może sobie pozwolić. Na szczęście powszechne praktyki handlarzy, które sugerują wypadkową przeszłość pojazdu, łatwo rozpoznać.

Często zdarza się np., że w trakcie naprawy powypadkowej do auta trafiają podzespoły pochodzące z demontażu. Warto więc dokładnie przyjrzeć się datom produkcji poszczególnych elementów (np. szyby, reflektory, elementy wyposażenia wnętrza, chłodnice). Z dużą rezerwą należy też podchodzić do aut "tuningowanych". Często okazuje się, że elementy od nowszego (poliftingowego) modelu nie trafiły do samochodu na skutek "widzimisię" właściciela, lecz - w czasie powypadkowej odbudowy - były po prostu łatwiejsze do zdobycia.

Oglądając dany pojazd warto też podłączyć auto do komputera diagnostycznego. Jak tłumaczy Sebastian Dudek z Autotesto - Ogólnopolskiej Sieci Ekspertów Samochodowych: elementem, na którego naprawie kierowcy często oszczędzają, są wiązki elektryczne. Są one bowiem dosyć drogie, jednak dla aut posiadających instalację CAN są absolutnie kluczowe. W ich przypadku uszkodzone wiązki powodują przekłamania w przesyłach danych. Jest to powodem ciągłych problemów z autem, których przyczyna może być ciężka do zidentyfikowania.

Właśnie ze względu na tego rodzaju niuanse, przy oględzinach pojazdu warto posiłkować się ekspertami. W czasie zakupu towarzyszą nam emocje, które utrudniać mogą dostrzeżenie niektórych wad. Radzimy więc zabrać ze sobą osobę, która będzie w stanie zdroworozsądkowo spojrzeć na pojazd i ocenić jego faktyczny stan. W tym celu można np. pokusić się o skorzystanie z usług tzw. mobilnych doradców, którzy - w ramach pakietu - mogą nawet wyręczyć nas w osobistych oględzinach auta. Ekspert zrobi to za nas, a my otrzymamy gotowy raport.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy